„Nie wierzę światu. Po tym, co widzieliśmy, co się dzieje w Ukrainie... Nie mam tego zaufania, że powinniśmy wierzyć jakimś krajom i jakimś liderom. Nie wierzymy w słowa. Po rosyjskiej eskalacji nie wierzymy sąsiadom. Już w to wszystko nie wierzymy” – powiedział.
Podkreślił, że nie wierzy już nawet dokumentom (prawa międzynarodowego), wskazując w tym kontekście podpisane w 1994 roku Memorandum Budapeszteńskie, na mocy którego USA, Rosja i Wielka Brytania zobowiązały się m.in. do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, gdy ta zrezygnowała z odziedziczonej po ZSRR broni jądrowej. „Dla mnie to tylko kartka papieru, która nic nie znaczy” – oznajmił.
„Wierzymy w rzeczy praktyczne, co do których można się umówić. Jeśli jesteście naszymi przyjaciółmi czy partnerami, dajcie nam broń, pomóżcie nam, dajcie wsparcie, pieniądze i atakujcie Rosję, żeby ją zatrzymać. Możecie to zrobić, jeśli jesteście naszymi przyjaciółmi” – oznajmił.
„Jedyna wiara, jaka pozostała, to wiara w nas samych, w naszych ludzi, w nasze siły zbrojne i wiara, że kraje będą nas wspierać nie tylko słowami, ale i uczynkami.(…) Wszyscy o tym mówią, ale nie wszyscy się odważają” - dodał.
Podkreślił, że nie wierzy także w deklaracje rosyjskich władz i sądzi, że wojsko rosyjskie może jeszcze raz zająć Kijów.
Prezydent podziękował wszystkim partnerom, którzy dostarczyli i nadal dostarczają Ukrainie broń, ale podkreślił, że potrzebne są większe i szybsze dostawy.
Warunki osiągnięcia pokoju muszą być przyzwoite, nie możemy oddać naszego terytorium, jednak po Buczy, Wuhłedarze i Mariupolu nasze społeczeństwo nie chce, byśmy rozmawiali z Rosjanami - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w opublikowanym w niedzielę wywiadzie dla stacji CNN.
"Być może da się zakończyć tę wojnę bez dialogu, bez kompromisu, ale jaka jest tego cena? Ofiary w ludziach. I tę cenę płacą Ukraińcy. Musimy zrobić wszystko, by ta wojna nie ciągnęła się w nieskończoność" - zaznaczył Zełenski.
Przekonywał, że w sytuacji, w której znajduje się obecnie Ukraina, nigdy nie będzie dla niej dość pomocy międzynarodowej.
"Doceniamy m.in. nowy pakiet pomocy wojskowej zatwierdzony przez prezydenta USA Joe Bidena, ale oczywiście potrzebujemy więcej. Niestety nie mamy przewagi technologicznej. Jednak nasi ludzie są silniejsi, my bronimy swojego kraju" - przekonywał ukraiński prezydent.
Jego zdaniem najważniejsza w przypadku pomocy międzynarodowej jest szybkość jej dostarczenia.
Na pytanie, ilu ukraińskich cywili zginęło od początku rosyjskiej inwazji, Zełenski przyznał, że nie można tego wiarygodnie ocenić.
"Weźmy Wuhłedar czy inne miasta, które są teraz puste. Nie można oszacować, ilu zginęło, a ilu uciekło. Z Mariupola setki tysięcy ewakuowano, ale tysiące zostały wywiezione w głąb Rosji, w tym dzieci, i nie wiemy, co się z nimi dzieje" - podkreślił.
"Rozumiem, że (Emmanuel) Macron chce, by Rosja wzięła udział w negocjacjach (pokojowych - PAP)" - skomentował ukraiński przywódca mediacyjne wysiłki prezydenta Francji. "Musi on jednak zrozumieć, że to nie jest +operacja+, to nie jest nawet wojna; to ludobójstwo i mamy na to dość dowodów" - podkreślił.
Opowiadając o rozmowach rosyjskich wojskowych przechwyconych przez ukraińskie służby, Zełenski przyznał, że "nie wiedział, że oni nas tak nienawidzą".
"Nie tylko ja, ale cały świat obawia się, że Rosja może użyć broni jądrowej i Rosjanie mogą to zrobić, bo za nic mają życie ludzkie" - przestrzegł.
Według niego "nikt nie oczekiwał, że wybuchnie wojna w 2014 roku, nikt nie oczekiwał, że wybuchnie w 2022 roku, nikt też nie oczekiwał, że Rosjanie będą w taki sposób atakować ukraińskich cywili".
"W ten sposób Rosja pokazuje, że może wszystko, że może użyć broni chemicznej, a nawet atomowej" - podkreślił Zełenski
PAP/ks