PAP spotkała się ukraińskimi z kobietami, którym udało się schronić przed powodzią w Chersoniu. - W jednej chwili tracisz wszystko to, co budowane było latami. Zabierasz dzieci i uciekasz, i nie wiesz dokąd pójść – opowiada nam 30-letnia Julia.
Wraz z córką uciekły przed wodą z prawobrzeżnej wsi Poniatiwka (Poniatówka) pod Chersoniem, gdzie umieszczono je w internacie. Tymczasowy dom znalazły tu też kobiety i dzieci, wywiezione przez wolontariuszy z lewej, okupowanej strony Dniepru. Gdy płynęły na kontrolowany przez Ukraińców brzeg, Rosjanie ostrzeliwali ich łodzie.
Rosjanie strzelali do łodzi ratunkowych
- Wolontariusze przeprowadzili prawdziwą operację, żeby nas stamtąd wywieźć. Przypływali łodziami, do których Rosjanie strzelali; bardzo baliśmy się snajperów. Dotarcie tutaj było ogromną ulgą – opowiada otoczona czwórką dzieci Julia, która wydostała się z zatopionych Oleszek.
Gdy Rosjanie wysadzili tamę w Nowej Kachowce, woda zalała najpierw jej miasto. Znajduje się ono znacznie niżej od położonego na prawym brzegu Dniepru Chersonia. - Nasz dom był zalany aż po dach. Sąsiedni był zatopiony całkowicie – relacjonuje.
Dramatyczna sytuacja na zatopionych terenach
Kobiety zwracają uwagę, że po okupowanej stronie Dniepru ludzie nie mogli liczyć na żadną pomoc podczas powodzi. Brakuje tam jedzenia i wody pitnej. Woda ze studni nie nadaje się do spożycia.
- Rosyjscy żołnierze zamknęli wszystkie drogi, żeby nikt nie mógł uciec. Ewakuowani byli tylko ci, którzy mieli rosyjskie paszporty, a potem ogłosili rejon strefą sanitarną. Oznaczało to, że już nikogo ani nie wpuszczali ani nie wypuszczali – wspominają mieszkanki Oleszek.
Wolontariusze, którzy z narażeniem życia przewożą kobiety z drugiej strony rzeki informują, że dotychczas tylko w tym jednym internacie umieścili 70 kobiet i dzieci. Dostały tu jedzenie i ubrania oraz miejsce do spania. Władze proponują im teraz wyjazd do innych miast, gdyż Chersoń jest stale ostrzeliwany z artylerii Rosjan.
- Może to dziwne, ale mimo tej sytuacji niektórzy ludzie nie chcą się ewakuować, chociaż liczą, że przywieziemy im jedzenie i wodę. Ludzie nie uświadamiają sobie, że narażamy własne życie, jednak nie możemy im odmówić – podkreśla wolontariusz Serhij Tarasenko.
Pomoc dla zwierząt
Prócz ludzi wolontariusze z ukraińskiego brzegu ratują pływające na deskach i innych przedmiotach rzeki koty i psy. Poruszając się motorówkami muszą uważać na unoszące się w wodzie zwłoki ludzi i zwierząt.
- W Oleszkach Rosjanie pozwolili w końcu miejscowym, którzy mają łódki, na zabieranie zwłok. Niektórzy ludzie ginęli, bo przywiązywali się we własnych domach sznurkami, żeby nie poniosła ich woda. Inni topili się w innych sposób – wyjaśnia Julia z Oleszek.
6 czerwca władze Ukrainy poinformowały o wysadzeniu przez Rosjan zapory w Nowej Kachowce. Zapora tworzyła rozciągający się na 240 km Zbiornik Kachowski. Zlokalizowana na tamie hydroelektrownia została całkowicie zniszczona. Woda zalała dziesiątki miejscowości, wywołując katastrofę humanitarną i ekologiczną. Zginęło 16 osób, a 31 uważanych jest za zaginionych.
PAP/dad