Paweł Jabłoński wskazał, że Polska i Litwa najmocniej dążyły do tego, aby była wspólna reakcja UE i NATO wobec reżimu Łukaszenki po sfałszowanych wyborach, kolejnych represjach w stosunku do opozycjonistów i porwaniu samolotu z Romanem Protasiewiczem.
- Ostatnio w Łukaszence bardzo negatywne emocje wzbudziło ewakuowanie do Polski Krysciny Cimanouskiej. Jest to więc pewnego rodzaju zemsta z jego strony i próba udowodnienia, także samemu sobie, że wciąż ma on pewne narzędzia, aby nasze państwo zaatakować. Działania, które zaczął realizować najpierw w stosunku do Litwy, ponieważ granica białorusko-litewska jest dużo trudniejsza do ochrony, początkowo przynosiły mu pewne sukcesy i kilka tysięcy osób przeszło na stronę litewską. Kiedy Litwini umocnili granicę, skierował wektor swoich działań na Polskę i na Łotwę. Łukaszenka dąży do tego, aby zmusić państwa UE do otwarcia granic dla każdego, kogo na te granice sprowadzi. Krótko mówiąc, liczy na powtórkę z 2015 roku, tym razem ze Wschodu - zauważył wiceminister.
W jego ocenie Łukaszenka przegra, bo zmieniło się podejście UE, która wyciągnęła wnioski z kryzysu migracyjnego w 2015 r. - W 2015 roku sytuacja była inna. Opór, jaki stawiało wówczas kilka krajów, czyli Polska, Węgry, kraje Europy Środkowej, wywoływał wtedy bardzo mocne ataki ze strony wielu polityków w Brukseli. Wraz z rozwojem sytuacji, otwieraniem oczu na rzeczywistość, która stała się codziennością społeczeństw w np. Niemczech i Francji, czyli krajach, które bardzo otworzyły się na imigrację, te kraje zobaczyły, że to był po prostu błąd - stwierdził Paweł Jabłoński.
Jego zdaniem, UE będzie odpowiednio reagowała na działania białoruskiego dyktatora. Zapowiedział, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, Polska będzie dążyć do nałożenia na Białoruś dodatkowych sankcji. Dodał, że konsekwentna polityka w sprawie sankcji jest niezbędna, żeby zwyciężyć.
Odnosząc się do sytuacji w Afganistanie, Jabłoński podkreślił, że największym wyzwaniem w najbliższych tygodniach będzie wsparcie dla sąsiadujących z tym krajem państw, które będą narażone na duże grupy uchodźców. - Żeby zapewnić im możliwość poradzenia sobie z tą sytuacją, a także zapobiegać temu, aby fale uchodźców były zmuszane do przemieszczania się dalej, niezbędne będzie udzielenie pomocy na miejscu, w państwach sąsiednich, buforowych, które - w rozumieniu prawa międzynarodowego - będą stanowić dla uchodźców pierwszy kraj bezpieczny - zaznaczył wiceszef MSZ.
PAP/ho