- Jesteśmy dumni, że możemy stać z państwem ramię w ramię - powiedział Cichocki podczas spotkania w polskiej ambasadzie w Kijowie z bliskimi ofiar konfliktu w Donbasie. - Przekazujemy dzisiaj kolejną pomoc, to kontynuacja naszego projektu z minionego roku. To komputery i inny sprzęt, które mają pomóc państwu pracować w warunkach pandemii, gromadzić dokumenty, wywiady, które pomogą społeczności międzynarodowej wspierać starania, by uwolnić waszych bliskich, wszystkich, którzy są w więzieniach separatystów - kontynuował Cichocki. Wartość pomocy w ramach tego projektu to 15 tys. euro.
- Ważne jest, by mówić na arenie międzynarodowej o osobach więzionych przez separatystów i by przypominać ich nazwiska, gdyż może to uchronić ich przed fizycznymi czy psychicznymi represjami - wskazał dyplomata. Zauważył, że zgromadzone dotychczas przez bliskich ofiar dane wybrzmiały już w opinii międzynarodowej, np. na forum Parlamentu Europejskiego.
Bartosz Cichocki przypomniał, że w styczniu Polska stanie na czele OBWE i sytuacja mieszkańców tymczasowo okupowanych terytoriów, bezpośrednich i pośrednich ofiar konfliktu, będzie wśród priorytetów jej przewodnictwa.
Znikają bez śladu
Jadwiga Łozińska, Polka, szefowa organizacji Zjednoczenie Rodzin Osób Zaginionych "Nadija" (nadzieja), opowiedziała dziennikarzom, że od czasu wzięcia w niewolę jej syn - Andrij - zadzwonił do niej tylko raz.
- Mój syn Andrij Łoziński był zmobilizowany 3 kwietnia 2014 roku do ukraińskiej armii, do 93. brygady Sił Zbrojnych Ukrainy. Jeszcze nie było wojny, ale dopiero wrócił z armii i wzięli go na przygotowanie na 10 dni - wspominała Łozińska, która kieruje organizacją zrzeszającą bliskich 139 osób zaginionych.
Jak dodała, jej syn chciał zostać informatykiem, we wrześniu 2014 roku miał zakończyć naukę. - Niestety do tego nie doszło, bo 29 sierpnia podczas wyjścia z tzw. iłowajskiego kotła trafił do niewoli do Rosjan - to wiadome, są dokumenty. Od tamtego czasu poszukuję go sama - podkreśla.
"Żadna z nas nie była na to gotowa"
Andrij, który ma obecnie 29 lat, od czasu zaginięcia zadzwonił do niej jeden raz. Powiedział jedynie, że jest w niewoli. Udało się ustalić, że połączenie wykonano z miejscowości Sniżne w kontrolowanej przez separatystów części Donbasu. Łoziński, mimo że był na liście w grudniu 2014 roku, nie został objęty wymianą więźniów. - Wiem, gdzie jest obecnie. Dzięki Bogu, żyje - powiedziała matka zaginionego.
Kateryna Homiak z Łucka, członkini organizacji "Nadija", od 2014 roku poszukuje dwóch zaginionych synów - Dmytra i Wołodymyra. - O 7 rano starszy syn - Wołodia - zadzwonił do mnie, powiedział, że przez pewien czas nie będzie z nimi kontaktu... "Mamo, nie płacz, 17 września będziemy w domu" (- mówił). Minął już kolejny 17 września, a ich nie ma - opowiada Homiak ze łzami w oczach. Według niej synowie wpadli w zasadzkę. - Żadna z nas nie była na to gotowa, że takie nieszczęście stanie się z naszymi synami - dodaje.
PAP/IAR/dad