Ekonomistka wskazała, że w grudniu br. nie wykluczony jest wzrost inflacji, chociażby ze względu na wzmożony ruch w sklepach, wynikający z zakupów przedświątecznych i noworocznych. Ale - jak powiedziała - "jest wiele sygnałów, które wskazują, że inflacja w przyszłym roku powoli będzie się zmniejszać, a spadkowy trend nasili się zwłaszcza od II połowy przyszłego roku".
Po pierwsze - jak mówiła - stopniowo zacznie wygasać, widoczne od pewnego czasu, ożywienie popytu, wynikającego m.in. z faktu, że konsumenci chcieli zrekompensować sobie brak możliwości kupowania w okresie pandemicznych lockdownów. Po drugie - można spodziewać się unormowania cen surowców energetycznych, na co wpłynie m.in. przyśpieszenie rozwoju technologii energooszczędnych i odnawialnych źródeł energii. Wskazała, że jest to istotne, zwłaszcza że obecnie wysoka inflacja w Polsce (ale także w wielu innych krajach) jest wywoływana przede wszystkim przez galopujące ceny paliw. "W minionych 12 miesiącach podrożały one o prawie 40 proc., a więc odnotowywane ostatnio na światowych rynkach coraz głębsze spadki cen ropy naftowej, mogą stanowić ważny czynnik stopniowego spadku inflacji" - powiedziała. Dodała, że stopniowo będą wyczerpywać się możliwości dalszego wzrostu cen surowców energetycznych.
Jej zdaniem, z czasem mniej mogą być też cenowe następstwa wynikające m.in. z pandemicznego zerwania łańcuchów dostaw, wywołujące obecnie problemy z zapewnieniem komponentów do produkcji. "Wiele firm podjęło już działania, które mają brakom w dostawach zaradzić i możliwe jest, że około drugiej połowy 2022 roku ten problem nie będzie już tak doskwierał" - powiedziała.
Pytana o skuteczność tarczy antyinflacyjnej, wskazała, że rządowy pakiet obniżek w podatkach i akcyzie, powinien wpłynąć na przyhamowanie inflacji (według szybkiego szacunku GUS w listopadzie inflacja konsumencka (CPI) wyniosła 7,7 proc. r/r, a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosła o 1 punkt proc.). Prof. Mączyńska zaznaczyła jednak, że antyinflacyjnych efektów na pewno nie zobaczymy od razu i trudno je dokładnie oszacować. "Zakłada się, że tarcza zetnie tzw. szczyt inflacyjny o 1-1,5 pkt. proc., ale nie ma np. pewności, że po obniżce stawek akcyzy na paliwa stacje obniżą ceny benzyny, i o ile" - powiedziała.
Zaznaczyła, że głównym celem pakietu antyinflacyjnego jest ochrona przed dochodową degradacją najsłabszych grup społecznych. Nie zgodziła, że się z tezą, że dodatki osłonowe dla gospodarstw domowych w wysokości od 400 do 1150 zł istotnie wpłyną na wzrost inflacji, ponieważ nie są to znaczące kwoty, a przy tym liczba beneficjentów jest ograniczona. Profesor podkreśliła również, że szczególnie ważnym elementem walki z galopującym wzrostem cen jest ostudzenie oczekiwań inflacyjnych. "Takie oczekiwania, zwłaszcza ich nasilanie się, mogą stać się silnym czynnikiem napędzania inflacji i wystąpienia inflacyjnej płacowej i kosztowej spirali" - wskazała.
Zaznaczyła, że działaniem, ukierunkowanym na osłabianie oczekiwań inflacyjnych jest też polityka monetarna NBP, czyli m.in. podnoszenie stóp procentowych. Zaznaczyła jednak, że serwując kolejne podwyżki, NBP musi się liczyć z osłabieniem konsumpcji, która od lat jest głównym motorem wzrostu polskiej gospodarki. "Zbyt drastyczne decyzje dotyczące wzrostu stóp procentowych mogłyby zaszkodzić wzrostowi PKB" - przestrzegła. Podkreśliła, że gospodarka jest tak złożonym organizmem, że wysuwanie wniosków czy formułowanie ocen tylko na podstawie jednego czy dwóch wskaźników nie może być miarodajne. "Niezbędne jest uwzględnianie m.in. złożonych współzależności między inflacją, stopami procentowymi, kursem złotego, bezrobociem, wzrostem gospodarczym, handlem zagranicznym itp." - mówiła. Przykładem złożoności tych powiązań jest chociażby fakt, że słaby złoty zwiększa koszty importu, ograniczając go, ale zarazem sprzyja przedsiębiorstwom eksportującym. Podobnie jest w turystyce, gdzie słaby złoty zwiększa koszty wyjazdów zagranicznych. Ale z drugiej strony - jak dodała - spadają ceny pobytów w Polsce turystów i innych osób z zagranicy, zachęcając do przyjazdów. Słaby złoty może też stymulować zarobkową emigrację Polaków.
Komentując ostatnie dane GUS dotyczące m.in. wzrostu PKB, produkcji czy bezrobocia, Mączyńska wskazała, że potencjał gospodarczy Polski jest obecnie dobry, a niektóre sektory zyskały nawet na zerwanych łańcuchach dostaw. "Polskie firmy np. z branży meblarskiej czy elektronicznej, notują lepsze wyniki niż przed pandemią, ponieważ wykorzystały zawirowania w łańcuchach dostaw bardziej włączając się w globalny rynek i umacniając swoją pozycję na nim" - powiedziała.
Dodała, że jeśli takie zjawiska się utrzymają, to wzrost PKB w 2022 roku może przekroczyć prognozowany przez analityków i niektóre instytucje poziom 4,5-4,7 proc. Powołała się m.in. na ostatni raport OECD, w którym podkreślano, że w Polsce „pomimo wyzwań epidemiologicznych gospodarka odbiła się mocno i powyżej oczekiwań”. OECD prognozuje, że korzystna dynamika powinna się utrzymać i PKB w Polsce wzrośnie o 5,3 proc. w 2021 r. oraz o 5,2 proc. w roku 2022. Równocześnie prognozowany jest dalszy spadek stopy bezrobocia, co zarazem może wydłużyć proces dochodzenia do celu inflacyjnego.
Prof. Mączyńska podkreśliła jednak, że zarówno w polskiej jak i światowej gospodarce szczególnie złożonym problemem jest rekordowo narastająca niepewność, którą obrazuje globalny indeks niepewności (World Uncertainty Index). "Np. wciąż nie wiadomo, jaki będzie wpływ nowych mutacji koronawirusa na zdrowie ludzi i gospodarkę, kiedy uda się opanować pandemię itp." - wskazała. Ponadto - jak zaznaczyła - wiele jest znaków zapytania co do europejskiego finansowania Krajowego Planu Odbudowy i zwiększania odporności (KPO). Znaki zapytania dotyczą też dynamiki i zakresu wdrażania sztucznej inteligencji, której potencjał nie do końca jest rozpoznany. Zauważyła, że jest na ten temat wiele, niekiedy bardzo sprzecznych ze sobą, prognoz i trudno precyzyjnie określić, jak zamiany technologiczne wpłyną na rynek pracy.
"Stopień niepewności jest tak duży, że istnieje potrzeba zwiększenia znaczenia kultury myślenia strategicznego" - powiedziała ekonomistka. Wyjaśniła, że chodzi tu przede wszystkim o opracowywanie rozmaitych, alternatywnych scenariuszy o długim horyzoncie czasowym, identyfikującym na wiele lat do przodu to, co może się wydarzyć na świecie. "Nawet jeśli niektóre z takich scenariuszy dziś może się wydawać mało użyteczna czy wręcz absurdalne, to warto je formułować, choćby po, to żeby mieć scenariusze ostrzegawcze" - wyjaśniła.
Dowodem na to, że opracowane przez ekonomistów dawno temu tezy nie tracą na aktualności, jest np. esej Johna Maynarda Keynesa pt.: "Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków" z 1930 roku. "To bardzo pouczająca lektura, ucząca pokory w ocenie społeczno- ekonomicznych przemian. Potwierdza to zarazem trafność stwierdzenia wybitnego futurologa, autora światowego naukowego bestseleru pt. „Trzecia fala” Alvina Tofflera, że prace dotyczące przewidywania przyszłości w sposób nieunikniony zmieniają ją, choć nikt nie może jej znać" - wskazała ekonomistka.
PAP/ho