10 maja Rosjanie zaatakowali północ obwodu charkowskiego. Eksperci uważają, że prawdopodobnie jest to próba związania na tym kierunków dużych sił ukraińskich, a także zajęcia pozycji umożliwiających ostrzał artyleryjski samego Charkowa.
Dyrektor Caritas-Spes Charków ksiądz Wojciech Stasiewicz zaznaczył, że w mieście od tygodni ponownie czuć atmosferę napięcia i strachu spowodowaną między innymi intensyfikacją rosyjskich ostrzałów. - To, co się dzieje, prowadzi do atmosfery napięcia i lęku, niektórzy bardzo panikują. Trudno się temu dziwić. Każdy żyje jednak nadzieją, że nie dojdzie do takiej sytuacji jak w 2022 roku - powiedział ksiądz Wojciech Stasiewicz.
Część osób uciekła
Choć część mieszkańców Charkowa ponownie ewakuowała się z miasta, to jednak do tej pory zdecydowana większość decyduje się na pozostanie w mieście. Ludzie nie chcą opuszczać swoich domów nawet mimo rosnącego zagrożenia. - Część osób już wyjechała, szczególnie to dotyczy matek z dziećmi. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje, ale ludzie pytają też, że dokąd mają jechać, skoro tu jest ich dom - powiedział dyrektor Caritas-Spes Charków.
Strona ukraińska poinformowała, że rosyjski szturm na północy obwodu charkowskiego został wyhamowany, a Moskwa poniosła bardzo wysokie straty. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski twierdzi, że straty na tym kierunku wynoszą osiem do jednego na niekorzyść wroga.
Na północnym wschodzie Ukrainy intensywne walki trwają również w rejonie Kupiańska, gdzie Rosjanie od dłuższego czasu odnoszą ograniczone sukcesy.
IAR/dad