Andrzej Pukszto, politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie powiedział, że Litwa spodziewała się i dążyła do bardziej rygorystycznego potraktowania kwestii tranzytu do Kaliningradu.
"Nie ukrywajmy, decyzję Komisji można nazwać pewnym afrontem" - powiedział Polskiemu Radiu Andrzej Pukszto.
Jego zdaniem decyzja KE będzie zostanie w Wilnie przyjęta z pokorą, ale Litwini w dalszym ciągu będą starali się swoimi argumentami przekonać Brukselę do tego, aby ograniczyć tranzyt kolejowy do obwodu kaliningradzkiego.
Tymczasem litewski eurodeputowany Andrius Kubilius w rozmowie z litewskim radiem LRT, decyzję Brukseli ocenił jako niebezpieczną. Jego zdaniem, Kreml, czując, że może wywierać presję na KE, na pewno się nie zatrzyma i będzie żądał więcej.
"Istnieje zatem duże niebezpieczeństwo, że Moskwa może szybko zacząć domagać się tego o czym mówił gubernator obwodu kaliningradzkiego, czyli korytarza tranzytowego przez Litwę" - wyjaśnił europarlamentarzysta. Jak dodał, w interesie Wilna leży to, żeby unijne instytucje nie ulegały szantażowi ze strony Kremla.
Z wytycznych KE wynika, że tranzyt drogowy towarów objętych sankcjami nie jest dozwolony, ale podobny zakaz nie istnieje w przypadku transportu kolejowego. Tranzyt towarów i technologii objętych sankcjami wojskowymi i podwójnego zastosowania jest w każdym przypadku całkowicie zabroniony - niezależnie od środka transportu.
Podkreślono też, że kraje członkowskie są zobowiązane do przeprowadzania skutecznych kontroli przewożonych koleją towarów. Mają też sprawdzać, czy wielkość tranzytu mieści się w średniej z ostatnich 3 lat, w szczególności odzwierciedlając rzeczywisty popyt na towary w miejscu przeznaczenia.
Doprecyzowanie unijnych wytycznych ma związek z decyzją Litwy o ograniczeniu w drugiej połowie czerwca tranzytu m.in. stali i wyrobów żelaznych do obwodu kaliningradzkiego. Wywołało to ostrą reakcję Rosji, która nazwała te działania blokadą regionu i zagroziła Litwie i Unii Europejskiej poważnymi konsekwencjami.
IAR/Kamil Zalewski/ho