Minister ds. pomocy humanitarnej briefingiem w Kramatorsku w obwodzie donieckim zakończył w środę dwudniową wizytę na wschodniej Ukrainie, której celem było podsumowanie projektu pomocowego Caritas Polska.
Departament Pomocy Humanitarnej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przeznaczył na ten projekt prawie 2,5 miliona złotych.
Minister odwiedził między innymi przyfrontowe miasta obwodu donieckiego, Awdijiwkę, Switłodarsk i Kramatorsk.
Szeroki program pomocy
- Spotkaliśmy się z osobami wspierającymi dystrybucję pomocy oraz z jej beneficjentami. Usłyszeliśmy historię ludzi okrutnie doświadczonych przez wojnę. Najtrudniejsza jest sytuacja osób żyjących w szarej strefie, gdzie pomoc jest najbardziej potrzebna, też ze względu na to, że nie wszystkie organizacje są gotowe tam wjechać ze względu na stałe ostrzały - wyjaśnił minister na briefingu dla mediów w Antykryzysowym Centrum Medialnym.
Projekt Caritasu Polska "Bezpośrednia pomoc materialna i psychologiczna dla ludności zamieszkującej w strefie rozgraniczenia w obwodzie donieckim i ługańskim na terenach kontrolowanych przez rząd Ukrainy” został zrealizowany w 2018 roku.
Obejmował 40 tysięcy paczek z produktami żywnościowymi i artykułami higienicznymi rozdanych uchodźcom, a także pomoc psychologiczną udzielaną mieszkańcom strefy rozgraniczenia.
Działania prowadzono na wschodzie Ukrainy, m.in. w znajdujących się na pierwszej linii frontu miejscowościach Awdijiwka, Piski, Opytne, Wodiane, Kamianki i Pierwomajka, gdzie udzielano wsparcia psychologicznego kilkuset ludziom. W ramach projektu przeprowadzono także w Winnicy trzymiesięczne sesje psychoterapii dla osób wewnętrznie przesiedlonych oraz weteranów walk na Donbasie.
Przebywający na wschodzie Ukrainy z dwudniową wizytą minister ds. pomocy humanitarnej Michał Woś spotkał się wcześniej w środę w Switłodarsku, w obwodzie donieckim, z partnerem Caritas Polska organizacją Proliska oraz z mieszkańcami obszarów przyfrontowych.
- Przyjechaliśmy do Donbasu, bo świat często zapomina, że ten konflikt trwa. A przecież wciąż giną ludzie. Wiemy, że przedwczoraj został nawet ostrzelany ambulans - powiedział Woś.
Przypomniał, że w poniedziałek trzy osoby zginęły, gdy w okolicach wsi Wodiane pod Mariupolem wspierani przez Rosję separatyści trafili przeciwpancernym pociskiem kierowanym w ambulans, którym ukraińscy medycy ewakuowali rannego żołnierza.
- Chcemy usłyszeć głos zwykłych ludzi doświadczonych wojną, bo jesteście najlepszym źródłem informacji o tym, co dzieje się na froncie - dodał minister, zwracając się do mieszkańców przyfrontowych miejscowości.
"Strzelają o każdej porze dnia, ale staramy się jakoś żyć"
- Strzelają o każdej porze dnia, ale staramy się jakoś żyć. To bardzo trudne dla miejscowych. To były zawsze rolnicze tereny, a teraz wiele pól jest zaminowanych. Ludzie stracili szansę wykarmienia swoich rodzin - wyjaśniła Nela Umanec, koordynator pomocy z ramienia organizacji Proliska, która jest partnerem Caritasu i Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w 26 miejscowościach przyfrontowych.
Proliska współpracowała z polską Caritas przy projekcie „Bezpośrednia pomoc materialna i psychologiczna dla ludności zamieszkującej w strefie rozgraniczenia w obwodzie donieckim i ługańskim na terenach kontrolowanych przez rząd Ukrainy”; zrealizowany w 2018 roku.
Dzięki organizacji Proliska podczas realizacji projektu udawało się uzyskać trudno dostępne zezwolenia, a paczki żywnościowe trafiły bezpośrednio do potrzebującej ludności.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni za wasze wsparcie, było nam bardzo potrzebne. Dowoziliśmy paczki do starszych ludzi, którzy nie mają nawet możliwości, by wyjechać z frontu i iść do sklepu, więc są uzależnieni od dowożonej pomocy - powiedziała Umanec.
Nie ma wody, aptek, dróg. Każde wyjście z domu, to ryzyko
Obecni na spotkaniu cywile opowiedzieli polskim dyplomatom, jak wygląda ich codzienne życie w strefie przyfrontowej. - Żyjemy jak w pułapce. Nie mamy wody, nie mamy sklepów, nie mamy aptek, nie mamy autobusów, nie mamy nawet normalnej drogi, którą dałoby się przejechać podczas deszczu. Każde wyjście z domu to ryzyko - mówi Switłana. Kobieta prosi, by nie podawać nazwy miejscowości, w której mieszka, z obawy przed zemstą separatystów. Dodaje, że aby dotrzeć do najbliższego transportu miejskiego, musi pokonać pieszo ponad 4 km w niebezpiecznym terenie.
- Mieszkam 800 metrów od pozycji separatystów. Nie opuszczę mojego domu, bo to dorobek mojego życia. Politycy mówią, że trwa jakieś zawieszenie broni. My go nie widzimy. Przecież tu każdego dnia można zginąć. Czuję się zakładnikiem między dwiema walczącymi stronami - opowiada Switłana.
Odcięci od pomocy
Ludność cywilna żali się, że Czerwony Krzyż w ich miejscowościach był ostatnio w marcu. Zwracają też uwagę, że organizacje międzynarodowe w Donbasie zajmują się teraz głównie obserwowaniem konfliktu i udzielają coraz mniej pomocy humanitarnej.
- Ale nawet to ich obserwowanie jest nieskuteczne. Obserwatorzy OBWE przyjeżdżają tylko, gdy jest spokojnie. Może to ja powinnam pracować w OBWE i meldować w Europie o tym, co się tu dzieje? Przecież my jako cywile jesteśmy najlepszymi świadkami konfliktu. Nie walczymy po żadnej stronie. Chcemy, by po prostu przestali strzelać - mówi kobieta.
- Na linii dyplomatycznej Polska dokłada wielkich wysiłków, by przypominać o tej wojnie, dążymy do tego, aby ten temat wciąż był poruszany na arenie międzynarodowej. Wszystkie wysiłki polskiej dyplomacji są ukierunkowane na to, by ten konflikt jak najszybciej skończyć - wyjaśnił minister Woś.
Konflikt w Donbasie wybuchł po zwycięstwie prozachodniej rewolucji w Kijowie, która doprowadziła do obalenia na początku 2014 roku ówczesnego, przychylnego Rosji prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. W wyniku walk ukraińskich sił rządowych z prorosyjskimi separatystami, trwających tam do dziś, zginęło około 13 tys. ludzi.
PAP/IAR/dad