Jednak, jak mówi Polskiemu Radiu wileński historyk Jarosław Wołkonowski, o tym, że władze carskie pochowały w tym miejscu powstańców, było wiadomo przez całe dwudziestolecie międzywojenne. - W okresie międzywojennym stał tam krzyż, ale to było na pograniczu pewnej symboliki. Może brakowało faktów świadczących o pochówku, zresztą wtedy nie było przeprowadzonych tam badań. Natomiast w świadomości wilnian było, że tam gdzieś na Górze Zamkowej powstańcy są pochowani - tłumaczył Wołkonowski.
Zdaniem historyka, o ile w Polsce międzywojennej powstańcy styczniowi otrzymali wiele przywilejów i byli otoczeni powszechnym szacunkiem, o tyle sytuacja ta inaczej prezentowała się na Litwie Kowieńskiej. - Z tego, co rozumiem, to na Litwie nie było atmosfery oddawania hołdu powstańcom styczniowym. Mam nadzieję, że to się zmieni teraz, ponieważ są to duże uroczystości, w których biorą udział głowy państw. Społeczeństwo litewskie musi od nowa przemyśleć powstanie styczniowe, w którym przecież udział wzięło wielu Litwinów - mówił historyk.
Powstańcy styczniowi, których szczątki zostaną jutro pochowane na cmentarzu na Rossie w Wilnie, zostali straceni na wileńskim Placu Łukiskim. Źródła historyczne wskazują, że w tajemnicy przed rodzinami i mieszkańcami miasta zostało tam pochowanych 21 osób, jednak archeolodzy litewscy odnaleźli szczątki dwudziestu. Nie ma wśród nich, straconego jako pierwszego, księdza Stanisława Iszory, który prawdopodobnie został pochowany w innym miejscu.
Ceremonia pochówku szczątków powstańców odbędzie się jutro. W południe w wileńskiej Katedrze zostanie odprawiona uroczysta msza święta. Centralnymi ulicami miasta przejdzie procesja. Powstańcy spoczną w cmentarnej kaplicy. W jutrzejszej ceremonii wezmą udział prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, a także wicemarszałkowie obu izb polskiego parlamentu. Do Wilna przyjadą też wicepremierzy Ukrainy i Białorusi oraz minister kultury Łotwy.
IAR/dad