Marek Wałkuski jako jedyny zagraniczny dziennikarz był członkiem tzw. poolu prasowego, czyli niewielkiej grupy reporterów, która zawsze towarzyszy prezydentowi USA.
- To była spektakularna uroczystość, na którą składały się występy orkiestr wojskowych, wręczanie nagród, pokazowy przelot myśliwców oraz przemówienia. W swoim wystąpieniu Joe Biden mówił między innymi o konieczności dalszego wspierania Ukrainy. To była bardzo długa, ponad trzygodzinna uroczystość. Po wygłoszeniu swojego przemówienia Biden przez półtorej godziny gratulował każdemu z 920 absolwentów uczelni, którzy odbierali dyplomy. Gdy uścisnął dłoń ostatniemu absolwentowi, odwrócił się, aby wrócić na miejsce. Wtedy zaczepił nogą o worek z piaskiem i upadł - relacjonuje korespondent Polskiego Radia, który obserwował zdarzenie.
Biały Dom zapewnił, że prezydentowi nic się nie stało, ale informacja o upadku osiemdziesięcioletniego prezydenta szybko obiegła amerykańskie i światowe media. - Gdy pół godziny później Biden wracał na pokład Air Force One, wyglądał normalnie, choć nie podszedł do nas dziennikarzy - opowiada Wałkuski.
- Choć upadek wyglądał na niegroźny, może on stać się dla Bidena problemem politycznym w kampanii wyborczej 2024 roku, bo wielu Amerykanów ma wątpliwości, czy obecny prezydent USA ma fizyczne zdolności, by sprawować najwyższy urząd w państwie - mówi korespondent Polskiego Radia.
"Nigdy nie przypuszczałem, że polecę najsłynniejszym samolotem świata"
Prezydentowi Stanów Zjednoczonych wszędzie towarzyszy tzw. pool prasowy. Składa się on z ekipy telewizyjnej, dziennikarzy agencyjnych, depeszowca oraz fotoreporterów. Dziennikarze ci dzielą się zdobytymi informacjami z całym korpusem prasowym Białego Domu. To właśnie reporterzy z prezydenckiego poolu jako piersi poinformowali świat o zamachu na prezydenta Kennedy’ego, uchwycili aparatami fotograficznymi zamach na prezydenta Reagana i zarejestrowali reakcje George’a Busha na wiadomość o atakach z 11 września. Korespondent Polskiego Radia Marek Wałkuski od dwóch lat należy do poolu Białego Domu. Jest w nim jedynym dziennikarzem nie tylko z Polski, ale z całej Europy Środkowo-Wschodniej.
W przypadku podróży prezydenta USA samolotem Air Force One w skład poolu wchodzą z reguły dziennikarze amerykańscy. Obecność w tej grupie korespondenta zagranicznego jest zdarzeniem wyjątkowym. - Nigdy nie przypuszczałem, że polecę najsłynniejszym samolotem świata wraz z prezydentem USA - powiedział Wałkuski, który spędził na pokładzie Air Force One ponad 8 godzin.
- Weterani amerykańskiego dziennikarstwa, którzy od kilkudziesięciu lat pracują w Białym Domu, twierdzą, że żaden polski dziennikarz nie leciał nigdy wcześniej Air Force One - dodaje.
Samolot Air Force One to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli amerykańskiej prezydentury. Jest to zmodyfikowany na potrzeby prezydenta USA potężny Boeing 747-200 - dwupoziomowa maszyna o długości 70 metrów, rozpiętości skrzydeł 60 metrów i nieograniczonym zasięgu, dzięki zdolności do tankowania w powietrzu. W samolocie znajduje się sypialnia i salon prezydenta z prysznicem i siłownią, pokój biurowy, pomieszczenia dla doradców, kabiny dla oficerów Secret Service oraz strefa dla dziennikarzy.
- Lot Air Force One jest bardzo komfortowy: duże, wygodne fotele, najwyższej klasy obsługa i doskonałe jedzenie. Lot jest tak komfortowy, że nikt z naszej grupy przez całą podróż nie zapinał pasów. Po przelocie tą maszyną ciężko wrócić do klasy turystycznej - śmieje się Wałkuski, który na pamiątkę lotu Air Force One otrzyma specjalny certyfikat.
IAR/dad