Redakcja Polska

Białoruś - kraj ostrego rygoru

09.06.2024 18:00
W ostatni wtorek w białoruskim Mohylewie odbyło się forum mediów państwowych z udziałem samozwańczego prezydenta Łukaszenki. Jego wypowiedzi o działalności mediów kontrolowanych przez państwo (inne zostały na Białorusi całkowicie zniszczone), należy rozumieć jako programową deklarację władzy wobec społeczeństwa na rok przed kolejnymi wyborami prezydenckimi.
Na Białorusi jest co najmniej 1360 więźniów politycznych
Na Białorusi jest co najmniej 1360 więźniów politycznychFoto: Shutterstock/Fanni_2021

„Należy zintensyfikować propagandę i kontrpropagandę, pracę ideologiczną. Chcę, żeby młodzi dziennikarze się tego nauczyli. Nie trzeba się wstydzić tych słów i pojęć. Bo czyż na Zachodzie nie istnieją? Istnieją. Tyle że inaczej się nazywają – określają je tam jako PR, to znaczy praca z opinią publiczną. Istota jest ta sama” – powiedział. „Nie trzeba nas karmić wszelkiego rodzaju pogawędkami o rzekomo niezależnych mediach i wartościach demokratycznych. Widzimy, jak wtrącają swoich dziennikarzy do więzień, zamykają media i prześladują każdego, kto ośmiela się nie zgadzać z polityką i działaniami władz. Niektórzy mogą próbować porównać to z sytuacją na Białorusi w 2020 r., ale jest to porównanie absolutnie błędne (…) my skazywaliśmy dziennikarzy za łamanie prawa” – dodał.

Te słowa białoruskiego dyktatora, wypowiedziane w kontekście roku przedwyborczego, są zapowiedzią kontynuacji polityki represji wobec społeczeństwa. A trwają one nieprzerwanie już od czterech lat. W zasadzie resztki prawa na Białorusi przestały obowiązywać w sierpniu 2020 roku po pamiętnej wypowiedzi Łukaszenki dla kierownictwa resortów siłowych państwa: „niekiedy nie ma czasu na prawo”. Rozpoczęła się wtedy na Białorusi systematyczna łapanka wszystkich, którzy się chociaż raz „wychylili” poza jedynie słuszną linię ideologiczną. Najgorzej mieli ci, którzy trafili do milicyjnej bazy danych „Zamieszki” – czyli dali się złapać lub sfilmować podczas akcji protestacyjnych przeciwko fałszerstwom wyborczym. Władze łukaszenkowskie zrezygnowały nawet ze stwarzania pozorów przestrzegania norm postępowania karnego. „Polityczni” są skazywani niezależnie od jakichkolwiek okoliczności.

Początkowo dostawali tylko kary grzywny lub areszt administracyjny. Po kilku miesiącach od protestów zaczęły się surowsze wyroki w sprawach karnych. Przy czym skazywano na więzienie  za to, za co wcześniej nie wysyłano do więzienia. Najpierw ludzi pozbawiano wolności na rok do trzech lat. Kilka miesięcy później zapadały już wyroki od dwóch do pięciu. Natomiast od wiosny 2022 roku, to jest od początku rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, reżim całkiem przestał się hamować. Dziennikarze, blogerzy a nawet zwykli użytkownicy Internetu zaczęli dostawać po 7 do 12 lat więzienia na przykład za komentarze w mediach społecznościowych.

W łukaszenkowskim kodeksie karnym jest około dziesięciu artykułów, które są w tym celu wykorzystywane. Od „obrazy prezydenta” i „podżegania do wrogości społecznej” aż po „zdradę państwa”. Na jedną zatrzymaną osobę zwykle „wiesza się” po kilka zarzutów, by w wyroku wyszło jak najwięcej lat. Sądy na Białorusi przestały spełniać swoja rolę, bo stały się maszynką do klepania wyroków. Odsetek werdyktów uniewinniających w sprawach karnych w ostatnich latach spadł do około 0,2 procent. To kilkanaście razy mniej niż w Związku Sowieckim podczas szczytu represji stalinowskich.

Nie ma tygodnia, by białoruskie organizacje ds. praw człowieka – teraz pracujące już tylko za granicą - nie dopisywały kolejnych kilkunastu a nawet kilkudziesięciu osób do listy więźniów politycznych. Dzisiaj nikt nie zna ich prawdziwej liczby. Oficjalnie to ponad tysiąc. Wiadomo jednak, że informacja z wielu regionów Białorusi o skazanych w procesach politycznych w ogóle nie wydostaje się na zewnątrz. Krewni milczą, żeby im nie zaszkodzić. I mają do tego wszelkie podstawy, ponieważ ludzie, którzy już przeszli przez łukaszenkowski system penitencjarny, nazywają go po prostu „katownią”.

Z początku, gdy więźniowie trafiają do kolonii, pozbawia się ich telefonów, spotkań i przesyłek, potem umieszcza w izolatkach lub celach bez prawa do wychodzenia na powietrze – tak zwanych pomieszczeniach typu celi (PTC).. Do tego stosuje się system stygmatyzowania politycznych: każdy, kto został skazany z artykułów stosowanych wobec opozycji, musi w miejscu pozbawienia wolności nosić żółtą metkę na ubraniu. Jest to  informacja dla organów nadzorczych. Szczytowym osiągnięciem systemu stał się art. 411 KK, to jest „uporczywe nieposłuszeństwo wobec wymogów administracji zakładu karnego”. Nawet siedzenie na podłodze lub rozmowa z sąsiadem może stać się podstawą do wszczęcia takiej sprawy, tylko po to by dodać kolejny rok odsiadki do dowolnego wyroku.

Według białoruskich obrońców praw człowieka, stanem na 24 maja 2024 roku, co najmniej siedemdziesięciu sześciu więźniów politycznych zostało przeniesionych na tej podstawie do więzień o ostrzejszym rygorze, a wobec kolejnych trzydziestu ośmiu wszczęto nowe sprawy karne. Warunki przetrzymywania co najmniej 114 innych pogorszyły się jeszcze bardziej za „naruszenie porządku wewnętrznego kolonii karnych”.

Przed wydarzeniami z 2020 roku na Białorusi z art. 411 kodeksu karnego sądzonych było tylko dwóch więźniów politycznych: w 2012 roku – Zmicier Daszkiewicz i w 2015 – Mikoła Dziadok. Obecnie takich spraw są dziesiątki. Na ogół są wszczynane, gdy do końca kary pozostaje kilka lub kilkanaście dni. Są też inne sposoby psychologicznego niszczenia ludzi. Przykładowo - na trzy dni przed zwolnieniem z kolonii opozycjoniście Juryjowi Kawalowowi nakazano poddanie się przymusowemu leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Wraca więc pomału psychiatria karna, czyli sprawdzony wynalazek sowieckiej machiny prześladowania nieposłusznych.

Cele w koloniach na Białorusi przypominają te zwyczajne, tyle że „szkonkę” (pryczę) odpina się od ściany wyłącznie w nocy między 21:00 a 5:00 rano. Nie można tam mieć żadnych przedmiotów osobistych, jedynie papier toaletowy, mydło, mały ręcznik, pastę do zębów i szczoteczkę. Na terenie osadzonych może obejmować zakaz dłuższych i krótszych spotkań, rozmów telefonicznych, w tym korzystania z systemów telekomunikacji, dokonywania zakupów żywności i artykułów pierwszej potrzeby, odbierania przesyłek, przekazów, większych i drobnych paczek, wysyłania i odbierania listów, grania w gry planszowe oraz palenia tytoniu. Nie zapewnia się im także pościeli, nie wyprowadza na spacery. Wszystko zależy od woli administracji, która według świadectw samych więźniów, otrzymała rozkaz z góry w sprawie maksymalnie wzmozonych represji wobec skazanych opozycjonistów. Więźniowie przenoszeni do pojedynczej celi dostają specjalne ubrania, na których wielkimi literami widnieje napis „izolatka”. Maksymalny okres przebywania w niej więźnia teoretycznie wynosi 10 dni. Ale żeby ludzi trzymać tam dłużej, administracja sporządza kilka protokołów z rzędu.

Warunki w izolatce są, według samych więźniów, bardzo ciężkie. Można je uznać za tortury. Cela jest mała i zimna. Skazańcy mogą jedynie po niej chodzići lub siedzieć na kamiennej „pufie”, jak nazywają to siedzenie nadzorcy. Nie wolno siadać na podłodze. Za to można dostać kolejną karę. Dla przykładu, w homelskiej kolonii kobiecej nr 4 więźniarkom zabiera się ubrania i wydaje uniformy zakładu karnego. Muszą oddawać rajstopy czy legginsy, przez co nawet zimą przebywają tam boso. Owijają więc nogi papierem toaletowym. Od ponad półtora roku na polecenie władz kolonii kobietom skazanym z artykułów politycznych nie są wydawane na noc przykrycia, muszą spać bez niczego. Kobiety uznają to za torturę z powodu nieustannego zimna. Na dodatek ze względów rzekomo  higienicznych co rano na podłogę izolatki obsługa więzienna wylewa pięć litrów „chlorki” – cieczy dezynfekującej o wysokim stężeniu chloru, która powoduje łzawienie oczu a czasem wymioty.

„W więzieniu z PTC cele również są wilgotne i zimne, lub tylko zimne. W niektórych celach ława i stół są w całości metalowe. Nie da się na nich siedzieć, gdy w celi jest zimno. Zwykle wraz z nadejściem chłodów ogrzewanie ogranicza się do minimum, aby spowodować u więźnia urazy psychiczne i fizyczne. W takich warunkach nie da się siedzieć ani leżeć, więc stoisz tam godzinami przy ciepłej rurze, a wieczorem jedyną myślą i marzeniem jest to, żeby dali ci materac, na którym będziesz mógł się położyć. Zasypiasz wyczerpany fizycznie i moralnie” – opowiada były więzień polityczny kolonii karnej numer 2 w Babrujsku. To nie wyjątek – to system.

Bo nawet ci, którym się poszczęści przetrwać i po odbyciu kary wyjść z więzienia, nie staja się wolni na długo. Opozycjoniści są poddawani coraz to nowym represjom – są zatrzymywani i ponownie sądzeni z artykułów „politycznych”. Tym razem jako „recydywiści”. Jedynym sposobem uchronić się przed ponownym skazaniem jest wyjazd za granicę. Ale to nie jest proste. Baza osób poszukiwanych w sprawach karnych jest obecnie wspólna dla Rosji i Białorusi. Podczas przekraczania granicy można ponownie zostać zatrzymanym. Wydostanie się z tego nowego GuŁagu dla skatowanego łukaszenkowskim więzieniem człowieka jest więc naprawdę wielkim wyzwaniem.

 

Z Białorusi dla Polskiego Radia – Jan Krzysztof Michalak, (Biełsat)

Zobacz więcej na temat: Białoruś reżim Rosja

Kryzys na polsko-białoruskiej granicy. W poniedziałek Rada Bezpieczeństwa Narodowego

06.06.2024 14:14
Na poniedziałek prezydent Andrzej Duda zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Ma się odbyć o godzinie 16. Prezydent podkreślił na spotkaniu z dziennikarzami podczas wizyty we Francji, że RBN odbędzie się już po wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Zmarł żołnierz zaatakowany nożem na granicy z Białorusią. "Oddał życie w obronie granicy Rzeczpospolitej"

07.06.2024 09:14
Politycy oddają hołd żołnierzowi poległemu na granicy polsko-białoruskiej. Żołnierz 1. Warszawskiej Brygady Pancernej zmarł w stołecznym szpitalu. Lekarze ponad tydzień walczyli o jego życie po tym jak 28 maja na granicy polsko-białoruskiej imigrant ugodził go nożem.

Białoruska propaganda manipuluje śmiercią polskiego żołnierza

07.06.2024 13:36
Białoruska propaganda próbuje manipulować opinią publiczną, wykorzystując śmierć polskiego żołnierza. Wojskowy został ugodzony nożem przez emigranta, który od strony Białorusi próbował nielegalnie dostać się do Polski. Białoruskie służby w publicznych komunikatach przerzucają ciężar odpowiedzialności za tragiczne zdarzenia na Polskę. Jednocześnie Mińsk deklaruje, że jest gotów do przeprowadzenia wspólnie z Warszawą śledztwa w tej sprawie.