Kim jest powstały w Rosji w miejsce niegdysiejszego homo sovieticus dzisiejszy kolektywny Putin? Jak go wykreowano w stosunkowo krótkim czasie z punktu widzenia okresów historycznych? Skąd wzięło się powiedzenie "pogryzieni przez telewizor", odnoszące się także do rosyjskojęzycznych ludzi spoza Rosji, nierzadko będących już nawet obywatelami krajów zachodnich? Jak powstały współczesne technologie prania mózgów, potrafiące uczynić z całego narodu stada posłusznych baranów pędzonych na wojnę?
Żeby się tego dowiedzieć, warto spojrzeć w nieodległą przeszłość. Chociażby do okresu obu wojen czeczeńskich z końca ubiegłego wieku, albo do pierwszej jawnej rosyjskiej agresji przeciwko sąsiadowi, to jest ataku na Gruzję w 2008 roku. Była to wojna zaledwie pięciodniowa, w której po stronie Rosji zginęło sześćdziesięciu siedmiu żołnierzy, Gruzji zaś stu siedemdziesięciu. Więcej ofiar było wśród ludności cywilnej po obu stronach granicy między dzisiejszą Gruzja a jej regionami. Granicy, która w myśl prawa międzynarodowego nie powinna istnieć w ogóle. Zginęło tam wówczas co najmniej 850 osób.
Reakcja świata na ten rosyjski atak na sąsiednie państwo była niemal znikoma, co w dużej mierze jest zasługą istniejącej już wtedy w Rosji skutecznej propagandy medialnej. Na Kremlu, po zakończeniu działań wojennych, odbyła się bardzo długa ceremonia wręczenia odznaczeń państwowych. Odznaczono wtedy nie wojskowych, lecz dziennikarzy "za słuszne przedstawienie tej wojny". Wielu z nich później stało się najbardziej znanymi kremlowskimi propagandystami.
Prawdopodobnie był to punkt zwrotny, po którym rosyjska władza zrozumiała, że wojnę można wygrać jeszcze przed wojną, jeśli odpowiednio wcześnie zastosować techniki manipulacji informacją. Władza w Rosji zaczęła inwestować miliony, następnie setki milionów dolarów, w rozpuszczalniki mózgu odbiorców mediów wewnątrz kraju, a wkrótce także granicą.
Moskwa odwoływała się przy tym nie tylko do argumentów czy spreparowanych "dowodów". Bardzo podatnym gruntem dla wzmocnienia efektów działania propagandy i dezinformacji była panująca w Rosji olbrzymia postimperialna nostalgia i "ból fantomowy" po utracie terytoriów. To zadziałało na wewnętrznym rynku. Nieco inne z kolei dokonania psychologii społecznej i zastosowanie socjotechnik i nowych technologii spowodowało globalne skutki hybrydowych działań Rosji. Sowieckie mity przełożyły się na nową, tym razem rosyjską postsowiecką narrację.
Kłamstwo zamiast terroru
Propaganda jest jednym z ulubionych narzędzi współczesnych dyktatorów, które pozwala im stosunkowo niewielkim kosztem kontrolować na przykład protesty społeczne. Współczesne machiny propagandowe przypominają wielogłowego smoka: kontrolując wątek narracyjny, korzystają zarówno z tradycyjnych platform (telewizja, radio i media drukowane), jak i nowych mediów. Operują przy tym zarówno faktami, jak i półprawdami, zmanipulowanymi informacjami jak i absolutną fikcją. Ostatnio również możliwościami sztucznej inteligencji masowo generującej fakenewsy, w tym w wersji video, np. deepfaków. Na rzecz propagandy pracują także całe armie sowicie opłacanych trolli na portalach społecznościowych i forach internetowych.
Ogólny ton propagandy rosyjskiej nie jest przypadkowy. Nadawany jest na cotygodniowych spotkaniach w administracji prezydenta Rosji z szefami kluczowych kanałów, a także za pomocą specjalnych instruktaży dotyczących tematyki i charakteru przekazów, nazywanych "w narodzie" tiemnikami (od słowa tiema – pol. temat) lub mietodiczkami (od rosyjskiego słowa oznaczającego pomoce naukowe) , regularnie wysyłanych do rosyjskich środków przekazu. Oczywiście ręcznie sterować tysiącami pracowników mediów – a w Rosji istnieją setki samych tylko kanałów tv – nie ma możliwości nawet w Rosji. Można jednak nadać ogólną linię, którą twórczo rozwiną zwykli dziennikarze.
W ostatniej dekadzie rosyjska telewizja wypracowała specjalny format, który łączy w sobie przekaz informacji o charakterze ideologicznym z treściami rozrywkowymi i ma na celu przyciągnięcie mniej zaangażowanej, a nawet sceptycznej wobec władz publiczności. W przeciwieństwie do "infotainmentu" – gatunku, który opiera się na formatach rozrywkowych w celu dostarczania potrzebnych władzom wiadomości apatycznej publiczności lub po prostu osiągania zysków ideologicznych, "agitainment" wykorzystuje popularne światowe formaty medialne (takie jak talk show), aby narzucić kremlowski przekaz krajowemu audytorium. To właśnie w tym formacie kremlowska propaganda skutecznie szerzy fałszywą narrację nie tylko wśród rosyjskojęzycznej, ale także międzynarodowej publiczności.
Kremlowscy propagandyści telewizyjni bardzo szybko też zrezygnowali z formatu "jednej gwiazdy" w studiu, zastępując go wielogłosem z udziałem ustawionych ekspertów. W ten sposób produkowane są najbardziej znane programy. Takie jak talk show Sołowjowa czy Skabiejewej. Wyreżyserowany spór pomiędzy uczestnikami ma podgrzewać publiczność zarówno w studiu jak i przed telewizorami. Prowadzący odgrywa rolę mentora i moderatora, do którego należy ostatnie słowo.
Warto też przypomnieć oficjalne dane z dynamiki rosyjskich sondaży w sprawie Ukrainy i rolę, jaką odegrała w tej sprawie propaganda. W listopadzie 2021 r. opinia publiczna w Rosji na temat Ukrainy była podzielona niemal pół na pół: 45% respondentów było nastawionych pozytywnie, 43% - negatywnie. W lutym 2022 r. udział tych ostatnich wyniósł 52%, a w badaniu lipcowym (już po rozpoczęciu wojny przez Rosję) – 66% . Fale negatywnego nastawienia zbiegały się w czasie z głównymi kremlowskimi kampaniami propagandowymi przeciwko Ukrainie. A po ich zakończeniu robiono sondaże pomiarowe.
Jaka propaganda? Przecież każdy ma Internet!
Czy w dobie Internetu można zrobić wodę z mózgu tak znacznej części społeczeństwa? – Oczywiście!
Na przykład dzięki stworzeniu istotnych przeszkód w poszukiwaniu przez homo internetus wiarygodnych informacji. Po inwazji na Ukrainę takie działania Rosja prowadziła w kilku kierunkach. Po pierwsze, Duma Państwowa bardzo szybko uchwaliła ustawy wprowadzające odpowiedzialność administracyjną i karną za "dyskredytowanie" Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej i rozpowszechnianie rzekomych "fakenewsów" na temat armii rosyjskiej. W całej Rosji skazano z tego artykułu na długie kary więzienia już setki osób – w istocie za mówienie prawdy, na przykład o rosyjskich zbrodniach wojennych.
Równolegle podważano zaufanie do mediów niezależnych, tworząc w sieci ich niemal bliźniacze kopie powtarzające strukturę oraz stylistykę – ale wypełnione treściami propagandowymi potrzebnymi Kremlowi. Takie praktyki sprawdziły się jeszcze w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych, gdy Kreml rozpoczął systemową walkę z wolnymi mediami, a rozwinięto ostatnio.
Inna metoda to odwracanie znaczeń. Rosyjska propaganda używa słów "dezinformacja" i "fałszywy przekaz" w odniesieniu do głosów krytycznych i niezależnych mediów w celu podważenia zaufania do takich źródeł. Przypisuje domniemanemu przeciwnikowi dokładnie to, co robi sama. Częstotliwość użycia tych słów wzrastała w kluczowych momentach wojny na Ukrainie. Na przykład podczas wycofywania wojsk rosyjskich z Buczy czy okupacji Mariupola. Po wycofaniu się wojsk okupacyjnych spod Kijowa w różnych kanałach telewizji rosyjskiej pokazano aż kilkanaście programów propagandowych "udowadniających" tezę, że nie było w podkijowskiej Buczy masakry ludności cywilnej, a jeśli nawet była – to dokonali jej sami Ukraińcy. Znaczna część audytorium mediów rosyjskich wierzy w to do dziś.
Inną powszechną techniką propagandową jest stosowanie przez propagandę rosyjską wymyślonej przez nazistów w czasie drugiej wojny światowej techniki zawłaszczania języka używanego do opisu tego, co się dzieje. Na przykład termin "wojna" jest obecnie dość często używany w rosyjskich programach telewizyjnych, ale nie w odniesieniu do tak zwanej "specjalnej operacji wojskowej" (jak rosyjskie władze określają agresje przeciwko Ukrainie). To Zachodowi w Rosji zarzuca się prowadzenie przeciwko niej wojny "informacyjnej" lub "sankcyjnej", podkreśla się groźbę "wojny światowej" na skutek działań ukraińskiego kierownictwa i krajów zachodnich. Przyjmuje za fakt, że działania Rosji w tej sytuacji są "wymuszone". Walka toczy się więc nie tylko o terytorium, ale także o zmianę znaczeń słów, którymi opisuje się sytuację. O wykorzystanie, jak w czasach zimnej wojny nowomowy, to jest zaprzęgnięcia języka do służby propagandzie.
Prostymi środkami do celu
Według niedawnej analizy propagandy kremlowskiej dokonanej przez ekspertów Instytutu Szwedzkiego rosyjscy propagandyści najczęściej wykorzystują pięć podstawowych technik manipulacyjnych. To odwoływanie się do emocji, przełamujące barierę myślenia krytycznego u odbiorcy; atak na przeciwnika; klasyczne my - oni. Technika ocieplenia kanału komunikacji, tworząca atmosferę zaufania; dostosowanie typu i temperatury przekazu do audytorium i wreszcie technika piąta – o goebbelsowskiej jeszcze proweniencji - uporczywe powtarzanie tego samego, które prowadzi do efektu prawdy iluzorycznej. Prawdy – bo przecież słyszanej przez odbiorcę w różnych rosyjskich mediach ze sto razy w różnych kontekstach. "Kłamstwo powtórzone sto razy nieubłaganie staje się prawdą" – często mawiają na wschodzie Europy.
Jaka jest zatem rzeczywista skala szerzenia przez Moskwę swojej narracji propagandowej skierowanej na wysadzenie Zachodu od środka? Komisja Europejska opublikowała w ubiegłym roku szczegółowy raport zawierający ustalenia dotyczące spełniania przez największe światowe sieci społecznościowe wymogów nowej europejskiej ustawy o usługach cyfrowych (DSA) w zakresie zwalczania rosyjskich kampanii dezinformacyjnych. Do pewnego stopnia zawiera on odpowiedzi na postawione pytanie. W prowadzonej przez Unię Europejskiej bazie danych przypadków świadomej dezinformacji medialnej i internetowej pod nazwą EUvsDisinfo, z 18001 odnotowanych na całym świecie przypadków, aż 9567 dotyczy regionu Rosja.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, państwowe i prokremlowskie kanały telewizyjne i wydawnictwa, w tym słynne Russia Today (RT), zostały zakazane i zmuszone do opuszczenia przestrzeni informacyjnej w większości krajów europejskich, Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach świata. Wówczas Moskwa przesunęła środek ciężkości ataków dezinformacyjnych na sieci społecznościowe.
W odpowiedzi Europa opracowała nowe polityki i przepisy mające zaradzić swojej podatności na kremlowską propagandę, jedną z nich była przyjęta przez Parlament Europejski ustawa o usługach cyfrowych (DSA), "instrument prawny umożliwiający zwalczanie sponsorowanych przez Rosję ataków na integralność demokratyczną i podstawowe prawa obywateli krajów europejskich".
W raporcie KE skonkludowano, że to właśnie otwartość i "nieregulowany charakter" większości światowych sieci społecznościowych "pozwoliły Kremlowi, choć tylko w pierwszym roku nielegalnej wojny Rosji na Ukrainie, na prowadzenie na szeroką skalę kampanii dezinformacyjnej skierowanej przeciwko Unii Europejskiej" i jej sojusznikom – z dotarciem łącznie do co najmniej 165 milionów ludzi i generując ogółem co najmniej 16 miliardów wyświetleń".
To jest przykład skali działania kremlowskiej propagandy w krajach Zachodu.
AI w służbie Kremla
Nowy rodzaj rosyjskiej propagandy próbuje również wykorzystywać bardziej nowoczesne technologie niż tylko nostalgia rosyjskiego społeczeństwa za czasami rzekomej mocarstwowości ZSRR. Czołowy portal informacyjny Rosji czyli Yandex.News przez wiele lat umożliwiał automatyczne indeksowanie wiadomości z zagranicznych serwisów rosyjskojęzycznych, w tym nawet tych z Polski. Dziś nie zobaczymy już tego w żadnym wewnątrzrosyjskim agregatorze wiadomości. Tak działa stara sowiecka cenzura na nowym etapie rozwoju technologii.
Propaganda rosyjska zaczęła również aktywnie wykorzystywać sztuczną inteligencję w swojej codziennej działalności. Warto przypomnieć choćby poniższy przykład: "Jelena Zełenska (ukr. Ołena), żona prezydenta Ukrainy Władimira Zełenskiego (ukr. Wołodymyra) kupiła wyjątkowy samochód sportowy Bugatti Tourbillon za 4,5 mln euro (4,8 mln dolarów) z pieniędzy otrzymanych przez Ukrainę w ramach amerykańskiego programu pomocy wojskowej" – twierdzi jedna z rosyjskich fałszywek propagandowych.
Źródło wideo tej wiadomości, wygenerowane przez sieć neuronową, zostało szybko zdemaskowane jako fałszywe, ale udało się je wyświetlić 12 milionom użytkowników sieci społecznościowej X.
Tylko w okresie od marca do maja 2024 r. OpenAI zakłóciła pięć "tajnych operacji wywierania wpływu", z których dwie były powiązane z Rosją. Najpopularniejsze okazały się deepfake-newsy na tematy polityczne. Aby wyglądać naturalnie, propagandyści używający AI muszą rozumieć nastroje panujący w docelowym kraju, pisać poprawnie i naśladować styl przeciętnego użytkownika z kraju adresata. Czy Rosjanom udało się osiągnąć zamierzony cel można wywnioskować chociażby z tego, że OpenAI, walcząca z operacją zautomatyzowanego rosyjskiego komentowania, opatrzyło ją kryptonimem "Bad Grammar".
Mimo to fałszywy filmik – prawdopodobnie rosyjskiego pochodzenia – przedstawiający Bidena na wózku inwalidzkim, wręczającego pieniądze nielegalnym imigrantom i Ukraińcom zamiast Amerykanom miał 5 milionów wyświetleń w oryginale i 6,5 miliona udostępnień w sieci X w ciągu zaledwie miesiąca. Nie zadziałały filtry sieci społecznościowych, które mają wykrywać wygenerowane filmy: autorzy obcinali po kilka milisekund co klatka, tak aby ludzkie oko niczego nie zauważyło. Dzięki tym manipulacjom automatyczne systemy przeciwdziałające nadużyciom uznały film za oryginalny. Eksperci nie byli w stanie określić, z której sieci neuronowej skorzystali autorzy tego "dzieła".
Kremlowska propaganda działa obecnie na wielu frontach – zarówno wewnętrznym – jak i tym skierowanym na zagranicę. Wyraźnie to widać na przykładzie Białorusi, w której przestrzeń medialna jest zdominowana przez rosyjską narrację propagandową. Według badania z wiosny tego roku dwa z trzech najpopularniejszych na Białorusi kanałów telewizyjnych są redagowane w Moskwie z niewielkimi wtrętami reklamy i wiadomości lokalnych – to Rossija-Biełarus oraz NTV-Biełarus. Białoruski oficjalny kanał ONT znalazł się dopiero na miejscu trzecim.
Sytuacja ta całkiem zadowala siedemdziesięcioletniego już Aleksandra Łukaszenkę, który w styczniu przyszłego roku ponownie ma zamiar zostać szefem państwa w ramach kolejnej farsy wyborczej. I w wystąpieniach publicznych wyraża on ostatnio pewność, że mu się to uda. Między innymi dlatego, że ambasador Rosji w Mińsku Boris Gryzłow wystąpił prawie miesiąc temu z oświadczeniem, że Rosja pomoże białoruskim resortom siłowym w opanowaniu sytuacji w kraju, jeśli podczas wyborów lub po nich – jak to określił – dojdzie do prób destabilizacji lub działań prowokacyjnych ze strony Zachodu.
Z Mińska dla Polskiego Radia – Jan Krzysztof Michalak