Podczas prac nad przepisami Belgia była w grupie krajów, która popierała pakiet drogowy. Uważała, że trzeba uregulować zasady w transporcie międzynarodowym i krytykowała tanich przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej. Ale był jeden zapis w pakiecie, który Belgii nie odpowiadał, a dotyczył przewozów kabotażowych. Ten właśnie zapis zaskarżył rząd w Brukseli. Chodzi o obowiązkową czterodniową przerwę w kabotażu po wykonaniu trzech operacji przez kolejnych siedem dni w danym państwie, na przykład we Francji czy w Niemczech.
Podczas prac nad przepisami wiele krajów, w tym Polska, uważało, że te ten zapis jest po to, by ograniczyć konkurencję dla niemieckich czy francuskich przewoźników. Teraz zwraca na to uwagę także rząd w Brukseli, który mówi o działaniach protekcjonistycznych. Podkreśla, że zapis jest szkodliwy dla belgijskich firm transportowych, specjalizujących się w przewozach międzynarodowych na krótkie dystanse. Belgia zaskarżyła tylko przewozy kabotażowe. Lista zarzutów Polski pod adresem pakietu jest dłuższa.
Warszawa skierowała w sumie trzy skargi. Oprócz krytyki ograniczeń w wykonywaniu przewozów kabotażowych Polska wytknęła między innymi arbitralne kryteria zastosowania przepisów o delegowaniu pracowników do przewozów transportowych. Zwracała też uwagę, że zapis o obowiązkowym, raz na osiem tygodni powrocie ciężarówek do kraju, w którym zarejestrowana jest firma, jest sprzeczny z unijną polityką klimatyczną. Argumentowała, że tak zwane puste przebiegi doprowadzą do wzrostu emisji CO2. Niedawny raport Komisji Europejskiej o wpływie pakietu na środowisko to potwierdził, przyznając Polsce rację.
IAR/dad