"Prezydent Biden wciąż jeszcze przemawiał na długiej jak maraton konferencji prasowej, kiedy Biały Dom rozpoczął operację sprzątania po jego nieostrożnych uwagach ujawniających podziały w NATO w sprawie Ukrainy. Po stwierdzeniu, że »niewielkie wtargnięcie« spowoduje, że członkowie NATO »będą musieli się kłócić o to, co robić, a czego nie robić«, prezydent wrócił później do rozróżniania konsekwencji cyberataku i gorącej wojny. Ale szkody zostały już wyrządzone" - ocenia "The Times".
Gazeta wskazuje, że obserwując konferencję prasową Bidena, stało się jasne, dlaczego tak rzadko on na nich występuje. Dziennik zauważa, że podobnie jak już nie raz zdarzało się to w pierwszym roku jego prezydentury, Biden rozpoczął od śmiałego scenariusza, w którym jasno przedstawił swoje intencje, ale w miarę upływu czasu, sprawy stawały się coraz bardziej zagmatwane.
"Wyraźne stanowisko zachodnich sojuszników, że rosyjska inwazja spotka się z druzgocącymi sankcjami wobec Moskwy, zostało zmieszane z wątpliwościami co do gwałtowności lub jedności odpowiedzi na cokolwiek innego niż atak czołgów na Kijów, ponieważ Biden uchylił rąbka tajemnicy na temat delikatnych zakulisowych dyskusji w sposób bardziej przypominający gadatliwego senatora niż prezydenta doglądającego delikatny kryzys międzynarodowy" - pisze "The Times"
"Konferencja prasowa sprawiła wrażenie, że po roku urzędowania najstarszy i pod wieloma względami najbardziej doświadczony politycznie przywódca USA pozostaje niepokojąco naiwny, jeśli chodzi o rolę głównodowodzącego" - konkluduje gazeta.
Włoskie media: to tak, jakby był gotów zaakceptować małą inwazję na Ukrainę
Informacyjny portal Affari italiani, komentując wypowiedź amerykańskiego prezydenta, podkreślił, że przekaz ten niepokoi władze w Kijowie, ponieważ - jak dodał - "znaczy to, iż w przypadku "małego najazdu" odpowiedź nie byłaby automatyczna i że może być to równoznaczne z zielonym światłem dla Moskwy".
"To tak, jakby Waszyngton publicznie stwierdził, że jest gotów zaakceptować małe wtargnięcie poza granicę, bez strzelania, które uratowałoby wizerunek Rosji, ale nie inwazję na wielką skalę, powodującą reakcję amerykańską i Europy" - podkreślono w komentarzu.
Włoski portal odnotowuje: "Prezydent Władimir Putin naciska, Stany Zjednoczone są coraz bardziej przekonane o tym, że moment inwazji na Ukrainę jest bliski".
W Affari italiani przypomina się: na granicy z Ukrainą zgromadzono tysiące rosyjskich żołnierzy; "w oczekiwaniu na +mały najazd+, który po słowach przywódcy w Białym Domu wydaje się mniej nieprawdopodobny i mniej odległy".
Welt: czy USA chcą przyznać Rosji niewielką część Ukrainy?
W przeddzień możliwej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, czyli wojny w środku Europy, prezydent USA filozofuje na temat tego, co mogłoby być niewielkim najazdem Rosji i, pośrednio, powściągliwą reakcją NATO. Mówiąc wprost: czy USA chcą przyznać Rosji niewielką część Ukrainy? - dopytuje w czwartek dziennik "Welt".
"Spiegel" zauważa z kolei, że podczas konferencji prasowej Joe Bidena "największe zamieszanie wywołała wypowiedź prezydenta na temat najważniejszej w tym dniu kwestii polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, czyli obecnego kryzysu ukraińskiego. Kiedy Biden jest pytany o swoją obecną ocenę sytuacji i plany prezydenta Rosji Władimira Putina, najpierw stwierdza, że spodziewa się rosyjskiej inwazji: „Myślę, że wejdzie. On musi coś zrobić”".
"W pewnym momencie Biden sprawia nawet wrażenie, że Putin nie musiałby się spodziewać surowych kar ze strony Zachodu w każdym przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę" - pisze "Spiegel".
W przypadku "małego najazdu", w ramach NATO toczyłaby się walka o to, "co robić, a czego nie robić", powiedział Biden, ale gdy inwazja na Ukrainę dojdzie do skutku, "będzie to katastrofa dla Rosji". USA i sojusznicy byliby wtedy gotowi do nałożenia ogromnych sankcji na Rosję i rosyjską gospodarkę.
"Ta gradacja jest nowa i szybko powoduje zamieszanie. Co obowiązuje teraz? Czy Biden właśnie prawie dał Putinowi przepustkę do częściowej inwazji na Ukrainę, pytają się nie tylko dziennikarze" - relacjonuje "Spiegel". Sekretarz prasowy Bidena, Jen Psaki, wyjaśniła później, że USA i sojusznicy zareagują na "każdy rodzaj rosyjskiego ataku” na Ukrainę szybką i "twardą" reakcją.
"Najcięższy błąd"
Dziennik "Welt" nazywa wypowiedź Bidena na temat Ukrainy "najcięższym błędem" podczas konferencji. "W Departamencie Stanu mogli złapać się za głowę. Jeszcze bardziej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Proszę to sobie wyobrazić: w przeddzień możliwej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, czyli wojny w środku Europy, prezydent USA filozofuje na temat tego, co mogłoby być niewielkim najazdem Rosji i, pośrednio, powściągliwą reakcją NATO. Mówiąc wprost: czy USA przyznają Rosji niewielką część Ukrainy?".
"Suedeutsche Zeitung" zauważa, że "niektóre z wypowiedzi Bidena były dość interesujące, choć może niekoniecznie w sposób, który sztab prezydenta kojarzy z tym przymiotnikiem". Na przykład, "gdy chodziło o Rosję i Ukrainę: Biden dał znać dziennikarzom jakby mimochodem, że podejrzewa, że Putin „pójdzie do przodu”. Fakt, że prezydent Stanów Zjednoczonych, który zazwyczaj jest dobrze poinformowany, spodziewa się rosyjskiego ataku na Ukrainę, nigdy wcześniej nie był słyszany tak wyraźnie".
Według SZ "jeszcze bardziej zaskakujące było to, że po tej wypowiedzi Biden był niezwykle szczery w opisie tego, jak Zachód mógłby zareagować w sytuacji kryzysowej. W przypadku inwazji Putin musiałby się liczyć z ostrymi sankcjami gospodarczymi - ostrzegł Biden. Rosja zostałaby wówczas odcięta od transakcji płatniczych z użyciem amerykańskiego dolara".
Prezydent przyznał jednak, że "państwa NATO nie są w żadnym wypadku zgodne co do szczegółów odpowiedzi. Wręcz przeciwnie. Jeśli dobrze zinterpretować Bidena, to najwyraźniej w sojuszu istnieją dość zróżnicowane poglądy na temat tego, co dokładnie powinno być rozumiane jako inwazja i jak Rosja powinna być ukarana, jeśli agresja pozostanie poniżej pewnego progu. (...) Dziennikarz chciał wiedzieć, czy (prezydent) właśnie dał Putinowi pozwolenie na małą wojnę z Kijowem. Biden nie potrafił całkowicie odeprzeć tych podejrzeń" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
PAP/dad