Jak podkreśla "Spiegel, w wojnie gospodarczej toczonej z Kremlem "solidarności nie mierzy się ilością państwowych pieniędzy, którymi rządy europejskie zasypują swoich obywateli, lecz ich chęciami skutecznego przeciwdziałania rekordowo wysokim cenom gazu".
Liczą się więc działania ograniczające zużycie energii, zwiększające jej dostawy, polepszenie organizacji zakupu paliw. "Ci, którzy przodują w tych aspektach, utrzymują ceny gazu na niskim poziomie, pomagając nie tylko swoim obywatelom, ale całej Europie" – zauważa gazeta, dodając, że "ta forma solidarności podejmowana jest ze skromnym entuzjazmem".
Kraje bałtyckie wychodzą obronną ręką
Dane z European Natural Gas Demand Tracker pokazują, jak 27 unijnych krajów w praktyce realizuje cele oszczędnościowe KE. W sumie nie osiągnęły one nawet w połowie celu zmniejszenia zapotrzebowania na paliwo tej zimy. "Najbardziej problematyczne okazują się tu kraje najgłośniejsze w trakcie brukselskich debat energetycznych. Z drugiej strony najlepiej poradziły sobie te kraje, w których warunki wydawały się najtrudniejsze: sąsiedzi Rosji" – podkreśla "Spiegel".
Finlandii, która przed wojną zaopatrywała się w energię głównie w Rosji, do końca września udało się zmniejszyć zużycie gazu o ponad 50 proc. W nieco mniejszym stopniu udało się to także Litwie, Łotwie, Szwecji, a także Danii i Holandii.
Spełnić celu nie udało się Austrii, Czechom, Słowacji i większości krajów Europy Południowej. Portugalia zmniejszyła swoje przedwojenne zapotrzebowanie na gaz tylko o 4 proc., Włochy o 2 proc., a Hiszpania nawet zwiększyła je o 2 proc.
Francuzi nie chcą oszczędzać
Najgorzej na tym tle wygląda Francja, gdzie zużycie gazu jest praktycznie na poziomie przedwojennym. Stało się tak głównie przez niesprawne krajowe elektrownie jądrowe, które musiały zostać zastąpione reaktorami gazowymi z sąsiednich krajów. Dodatkowo "wysokie dotacje rządowe nie zachęcają obywateli i firm do oszczędzania" – zauważa "Spiegel".
Francja "ma zapewnione czołowe miejsce w skali egoizmu w europejskiej polityce energetycznej" – dodaje "Spiegel", podkreślając, że za jej jedynego rywala w tym względzie można uznać Niemcy, które organizując w ostatnich miesiącach zakupy gazu, "wykazywały się wrażliwością społeczną jak Sknerus McKwacz". "Berlin systematycznie przelicytowywał swoich sąsiadów, jeśli chodzi o zakup gazu" – zaznacza "Spiegel".
Dane pokazują, że Niemcy zmniejszyły w tym roku swoją konsumpcję gazu tylko o ok. 10 proc., co "nie jest właściwą ilością dla kraju, który dzięki polityce Nord Stream 2 znacząco zwiększył zależność Europy od syberyjskiego gazu".
Egoistyczny sojusz
Jeśli chodzi o energię, Francja i Niemcy tworzą "bardzo egoistyczny sojusz". Paryż sprzeciwia się gazociągowi hiszpańsko-niemieckiemu, w Niemczech partie polityczne blokują w wielu lokalizacjach nowe miejsca odwiertów gazu. Dodatkowo "Paryż i Berlin dają rządowi holenderskiemu argumenty za zamknięciem złoża gazowego w Groningen, które mogłoby zaopatrywać Europę we własne surowce przez wiele lat" – wylicza "Spiegel".
Jak dodaje gazeta, UE lubi mówić o europejskiej autonomii, ale jeśli chodzi kluczowy surowiec energetyczny, kontynent "bez wahania zdaje się na eksporterów gazu płynnego z Zatoki Perskiej i USA".
"Zamiast zezwolić na produkcję gazu z łupków na własnym kontynencie, Europejczycy wolą kupować paliwo w Ameryce za duże pieniądze, aby następnie dotować jego zużycie w kraju jeszcze większymi pieniędzmi. To zapewnia podwójną radość w Waszyngtonie i podwójną frustrację w Europie" – podsumowuje "Spiegel".
PAP/dad