Teresa Pakosz przyznaje, że Lwów stał się "miastem pomocy". Polka zauważa, że "zmienili się również uchodźcy i miejsca, z których przybywają. - Pierwsze fala to byli różni ludzie: tacy, którzy uciekli przed bombardowaniem ale również ci, którzy wyjeżdżali prewencyjnie z dziećmi, z seniorami, zanim dotarł tam front lub rosyjskie wojsko. Obecnie przyjeżdżają pociągi ewakuacyjne z osobami, które miesiąc przesiedziały w piwnicach, w ciągłym zagrożeniu życia, często bez jedzenia i wody. Ludzie pozbawieni domu, jakiejkolwiek własności, którzy uciekli w tym, co mają na sobie. Oni nie mają nadziei na nic, nawet nie wiedzą, czy żyją ich krewni, czy cokolwiek ocalało z ich dotychczasowego życia - mówi.
- Pamiętam jak w nocy przyjechał pociąg z Kramatorska, z dworca ostrzelanego przez rosyjskie rakiety. W pociągu z miejscami na 800 osób przetransportowano ponad 2500 uchodźców, w tym rannych. Na dworcu w Kramatorsku było ponad 4000 ludzi. Ci, którym nie udało się wsiąść do pociągu, niestety zostali w ostrzeliwanym mieście. We Lwowie pomoc również stała się trudniejsza, gdy na miasto spadły pierwsze i kolejne bomby - wspomina gość audycji "Kierunek: Polska".
O wsparciu dla uchodźców i pomocy humanitarnej Polaków mieszkających we Lwowie z Teresą Pakosz, prezes Radia Lwów, rozmawiała Małgorzata Frydrych.
Na audycję "Kierunek: Polska" zapraszamy w każdy wtorek o 17.45.