„Nie planowałam emigracji. Poznałam męża, Holendra, wyjechałam za granicę. Urodziły się nam dzieci. Byliśmy zgodni z mężem, że jako małżeństwo mieszane, wychowamy dzieci w kulturze niderlandzkiej i polskiej. Okazało się jednak, że nasz domowy pomysł na rozwój synów, nie mieści się w holenderskim systemie edukacji. Tu dzieci nie należą do rodziców, są państwowe. Rodzice mają im zapewnić dom, jedzenie i potrzebne dobra materialne. Nie potrafiłam się z tym pogodzić więc zaczęliśmy rozmawiać o przeprowadzce do Polski” - wspomina Agnieszka van der Plaat.
„Pierwsze pół roku po powrocie było trudne. Starszy syn trafił do polskiej szkoły w połowie roku. Szkoła zaproponowała nam dwie godziny wyrównawcze z języka polskiego z pedagogiem. Przez pierwszy semestr siedziałam z nim codziennie nad lekcjami, pracowaliśmy nad językiem polskim. Kolejny rok był łatwiejszy, syn już swobodnie dogadywał się z rówieśnikami i radził sobie z przyswajaniem materiału po polsku. Mimo edukacyjnych wyzwań, nigdy nie spotkaliśmy się w polskiej szkole z inwigilowaniem naszej rodziny. Syn uczy się równolegle języka niderlandzkiego i jest to przez nauczycieli odbierane jako atut”- przyznaje gość audycji „Kierunek: Polska”.
Z Agnieszką van der Plaat, o wyzwaniach edukacyjnych obcojęzycznych dzieci w holenderskiej szkole i o powrocie do Polski, rozmawiała Małgorzata Frydrych.