Dr Szymon Dobniak z Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadzi kilkuletni projekt badawczy w Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney. Przyznaje, że pandemia nieco pokrzyżowała mu plany. „Przyleciałem do Polski w odwiedziny jednym z ostatnich samolotów w marcu. Później świat stanął a ja nie mogłem wrócić do pracy” - wspomina.
Po wakacyjnym „oddechu” świat rozpoczął przygotowania do drugiej fali epidemii. Od Antypodów po obie Ameryki wprowadzane są ograniczenia w kontaktach w przestrzeni publicznej, mające na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się koronawirusa. „Kiedy ponownie wylądowałem w Australii, objęto mnie ścisłą kwarantanną. Dwa tygodnie spędziłem zamknięty w hotelu, gdzie nawet posiłki były serwowane według ściśle określonych zasad. Przykładowo, musiałem odczekać 10 sekund od chwili, gdy kelner zapukał do drzwi, by je otworzyć i zabrać posiłek” - przybliża naukowiec.
„Po okresie izolacji wróciłem na uczelnię. W Sydney, gdzie sytuacja jest pod kontrolą, funkcjonujemy względnie normalnie. Zalecane są noszenie maseczek i zachowywanie dystansu, wszędzie można spotkać dozowniki z płynem dezynfekującym. Ze w względu na charakter moich badań, dostałem pozwolenie na stacjonarną pracę, ale większość kolegów pracuje zdalnie” - dodaje Polak.
Z dr Szymonem Drobniakiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, o życiu i pracy naukowej pomiędzy Australią i Polską w czasach epidemii, rozmawia Małgorzata Frydrych.