Pośród uciekających w ostatnich tygodniach z Wowczańska i Kupiańska (obwód charkowski), czyli miejscowości oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Rosją, znajdowały się osoby starsze, które ze względu na swoje zdrowie i przywiązanie do miejsca zamieszkania opuszczały miasta jako ostatnie. W szkolnej bursie bezpieczeństwo znalazły m.in. dwie osoby leżące w wieku powyżej 90 lat, z niepełnosprawnościami, a także rodziny z trojgiem dzieci.
Cywile uciekający przed atakami sił rosyjskich powtarzali w rozmowach z PAP, że ewakuacja trwała bardzo krótko i towarzyszył jej duży strach. - Żołnierze dali nam 20 minut na spakowanie się. Co mogłam ze sobą zabrać? - poskarżyła się 66-letnia Natalia. Pytana, czy jest szansa, aby wróciła do Wowczańska, skąd została ewakuowana, pokręciła głową i powiedziała: "Nie mam już domu".
"Przyszli i zrujnowali nam dom, zniszczyli życie"
- Nasz dom ocalał, ale budynki po prawej i lewej stronie zostały zniszczone przez ostrzał. Spłonęły. (...) Wszystko zostało zniszczone - powiedziała Tatiana. Do Kehycziwki przybyła z Kupiańska wraz ze swoją ponad 90-letnią babcią Niną, osobą leżącą, psem i kotem. - (Babcia) przez cały czas powtarzała, że chce umrzeć w domu, ale pozostanie tam było bardzo niebezpieczne. Inni także wyjechali, nie mogłyśmy zostać same - wyjaśniła. - Przecież niczego złego nie zrobiliśmy. (Rosjanie - PAP) przyszli i zrujnowali nam dom, zniszczyli życie. Nie mogę zrozumieć, jak bratni naród mógł nas zaatakować - dodała.
Na zdjęciach z 2 bm. Nina z Kupiańska, która uciekła z ponad 90-letnią matką w Regionalnym Centrum Edukacji Zawodowej Transportu Kolejowego i Obsługi Rolniczo-Technicznej w Kehycziwce. Fot.: Marta Zabłocka/PAP
Wicedyrektorka szkoły, do której należy bursa, Iryna Wanina, opowiedziała w rozmowie z PAP historię kobiety, która, uciekając z Wowczańska, nie zabrała ze sobą niczego - w tym ubrań, w których miała zostać pochowana po śmierci. - (Po przyjeździe do Kehycziwki - PAP) rozpaczała bardzo, bo miała wszystko przygotowane. Ta odzież dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy dałyśmy jej nowe ubranie, uspokoiła się i zaczęła myśleć znów o życiu - dodała. Wanina podkreśliła, że sytuacja osób starszych w Ukrainie jest bardzo trudna – średnia wysokość emerytury to kwota 3 tys. hrywien, czyli niecałe 300 zł.
Dwukrotnie zwiększono liczbę miejsc
Dzięki wsparciu PCPM i rządu Tajwanu przeciekający wcześniej dach internatu został wyremontowany i dał schronienie osobom wewnętrznie przesiedlonym. Prace remontowe opiewające na kwotę 39 tys. dol. wykonała lokalna firma budowlana. Dzięki tej inwestycji dwukrotnie zwiększono liczbę dostępnych miejsc w obiekcie - z około 90 do 180.
Regionalne Centrum Edukacji Zawodowej Transportu Kolejowego i Obsługi Rolniczo-Technicznej w Kehycziwce. Fot.: PAP/Marta Zabłocka
Budynek jest częścią Regionalnego Centrum Edukacji Zawodowej Transportu Kolejowego i Obsługi Rolniczo-Technicznej, gdzie obecnie w trybie online uczy się 206 uczniów. W samej bursie mieszkało wcześniej ponad 90 dzieci. Podczas trzyletniej edukacji uczniowie otrzymują wykształcenie średnie oraz zawód: ślusarza, traktorzysty lub kierowcy. Jak podkreśliła wicedyrektorka Wanina, w przyszłości budynek ma nadal pełnić rolę szkolnego internatu.
Ponad 3,5 miliona wewnętrznych uchodźców
Według danych ministerstwa polityki społecznej Ukrainy z czerwca 2024 roku liczba osób wewnętrznie przesiedlonych w kraju - po rozpoczęciu wojny na pełną skalę w 2022 roku - sięga 3,6 mln osób. Szacuje się, że 2,5 mln spośród nich nie może wrócić do swoich domów, gdyż zostały one zniszczone w wyniku działań wojennych lub znajdują się na terytorium okupowanym przez Rosję.
Według raportu Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) z kwietnia 2024 roku największy odsetek przemieszczeń wewnętrznych odnotowano na terenach przyfrontowych – 91 proc. w obwodzie zaporoskim i 85 proc. w obwodzie charkowskim. Głównymi regionami przyjmującymi ewakuowanych są obwody dniepropietrowski, który stał się domem dla 14 proc. przesiedlonych i charkowski – 12 proc. Sam Kijów dał schronienie 10 proc. uciekających przed wojną.
PAP/dad