- Wszystkie momenty w życiu po coś się wydarzają, wszystkie lekcje uzupełniają to, kim jesteśmy – taką tezą podzielił się ze słuchaczami Wojtek Mazolewski w piątkowej "Offensywie". Muzyk promuje właśnie nową płytę swojego Quintetu. Jej tytuł to "Smells Like Tape Spirit". Płyta została nagrana na starych taśmach szpulowych, w sposób w jaki w latach 50-tych i 60-tych poprzedniego stulecia rejestrowano sesje Johna Coltrane'a, Milesa Davisa, Charlesa Mingusa czy Beatlesów. Nagrań dokonano w specjalnie do tego przygotowanym, w pełni analogowym studiu w Radio Gdańsk (lokalnej jednostce Polskiego Radia). Zespół nagrywał w jednym pomieszczeniu, swoje naturalne brzmienie uzyskując bez poprawek i dodatkowej postprodukcji. Efekt? Płyta o audiofilskim charakterze.
W dwóch rozmowach z Piotrem Stelmachem – jednej wyemitowanej na antenie Trójki, druga nagrana specjalnie dla serwisu muzyka.polskieradio.pl – muzyk opowiadał m.in. o swoich utworach z nowej płyty, metodzie nagrań, przemianie wewnętrznej, jaka stała się wraz z narodzinami syna czy muzycznych początkach.
Oto fragmenty rozmowy z Wojciechem Mazolewskim:
Wyrosłeś z gdańskiej sceny alternatywnej. Ścierałeś się z takimi ludźmi jak Tymon, Mikołaj Trzaska, Leszek Możdżer. Ile miałeś wtedy lat?
Nie pamiętam, Jestem w ogóle słaby w liczbach. Mam problem, żeby czasowo umieszczać rzeczy. Na siłę sprawdziłem, bo sobie wpisałem w google, kiedy byliśmy na trasie w Ameryce południowej z Pink Freud.
Pamiętam np. to, że muzyki zacząłem słuchać gdzieś w wieku 3 lat. Wtedy skojarzyłem i zapamiętałem utwór Uriah Heep. Zawsze, kiedy słyszałem tę piosenkę biegłem do radia. Potem fascynacją była grupa TSA. Chłopakom z TSA zawdzięczam miłość do białych trampek.
Zacząłem kochać muzykę przez brata. Jako młody człowiek zacząłem słuchać bardzo poważnych rzeczy – Doorsów, Dżemu. W latach 80. byłem na koncercie Dżemu z Ryśkiem Riedlem. Wszyscy traktowali go jak boga, a ja widziałem, jak on się męczy i moją jedyną myślą było "niech ktoś mu pomoże".
Gdyby Jacek Olter (wybitny perkusista jazzowy, popełnił samobójstwo - przyp. red.) żył, gralibyście nadal razem?
Pewnie. Graliśmy nawet razem w zespole Inżynier Kaktus. Smutne jest to, że jeszcze jeden mój kolega z Inżyniera Kaktura odszedł w bardzo podobny sposób - Tomek "Święty" Hesse, bardzo dobry basista.
Parę dni temu spotkaliśmy się razem w studio, stara gwardia – Tymon, Trzaska, Możdzer, Pawlak, Walicki, stary skład Pink Freuda. Nagrywaliśmy razem krótki utwór Ola Walickiego, do którego teledysk zrobił Maciej Szupica, to za tydzień ma być w necie. To będzie taka prezentacja sceny jassowej. Tymon powiedział, że fajnie że możemy coś razem zagrać, a nie jak to się zdarza ostatnio – na pogrzebach. W tym tygodniu pożegnaliśmy też Andrzeja Przybielskiego, naszego przyjaciela, legendarnego trębacza jazzowego.
Jesteś znany z tego, że oryginalnie tytułujesz swoje instrumentalne kompozycje. Wierzysz w to, że przez muzykę instrumentalną, jazzową, można przekazać jakąś opowieść?
Kiedy zaczynałem przygodę z muzyką improwizowaną, na początku szkoły średniej, z moim przyjacielem Jankiem Firynem, odchodziliśmy od grania punk rocka, w którym jeszcze grałem na gitarze i tarzałem się na scenie. Umówiliśmy że będziemy grać muzykę improwizowaną, szeroko pojęty yass. Zrezygnowałem z grania na gitarze, przesiadłem się na gitarę basową. W ogóle nie wiedzieliśmy, jak robić jazz i muzykę improwizowaną. My po prostu słuchaliśmy nagrań Alberta Aylera, Coltrane’a i innych mocnych rzeczy, bo niejako przesiadaliśmy się z punk rocka. Przyjaźniliśmy się też z Tymonem i łapaliśmy inspiracje od mojego brata, Mazzolla.
W końcu sami znaleźliśmy sobie rozwiązanie. Siadaliśmy i... opowiadaliśmy sobie historie. Lubiliśmy siadać ze sobą, całymi nocami, polemizowaliśmy ze sobą na jakiś temat. Właściwie uprawialiśmy takie rpg – tyle że nie graliśmy w Warhammer czy D&D, tylko sami takie gry tworzyliśmy. Zasiadaliśmy ze sobą i dyskutowaliśmy o tym, co chcielibyśmy opowiedzieć i najpierw tworzyliśmy pewien scenariusz takiego jakby teledysku, opowieści, pewnej historii. I dopiero później zasiadaliśmy przy instrumentach i zaczynaliśmy do każdego elementu tworzyć odpowiedni motyw. A kolejnym etapem była próba połączenia tego w całość. Pierwsze koncerty i utwory mojej ówczesnej grupy Paralaksa – tak się wtedy nazywaliśmy – to były takie właśnie formy.
(kow)
Aby odsłuchać zapisów obu rozmów z Wojciechem Mazolewskim, wystarczy kliknąć w odpowiednie ikony dźwięku, znajdujące się po prawej stronie, znajdujące się ramce „Posłuchaj”.