Z Lukiem Ryallsem - gitarzystą i wokalistą The Fjords - rozmawia Anna Romanowicz.
Anna Romanowicz: Pytanie tendencyjne - skąd się wzięła nazwa zespołu?
Luke Ryalls: Nie ma w niej nic szczególnego. Najpierw nazywaliśmy się The Embers, ale okazało się, że jakiś zespół z Kalifornii już się tak nazywa. Więc pewnego razu próbowaliśmy wymyślić jakąś nazwę i chcieliśmy nazwać zespół Grant Fuhr, który kiedyś grał w Edmonton Oilers i jest ulubionym bramkarzem naszego perkusisty. To mi jakoś przypomniało o książce Douglasa Adamsa, w której żartował na temat fiordów i jakoś tak zostało.
A.R.: Mówisz o fragmencie "Autostopem przez galaktykę" i tworzeniu planet?
L.R.: Dokładnie. Uwielbiam tę książkę.
A.R.: Opowiedz mi o procesie tworzenia. Co powstaje najpierw – słowa, riffy, rytm?
L.R.: Najczęściej ja piszę większość piosenek na gitarę, zaczynam od dopasowania sekwencji akordów do prostych melodii. Jak już mam coś, co wpada mi w ucho, pracuję nad nią, starając się rozgryźć, co mi ta melodia robi, albo po prostu wrzucam jakieś sylaby na chybił trafił. Potem piszę linijkę czy dwie, bazując na tym, jakie uczucia budzi we mnie melodia i staram się zbudować wokół tego dobry kawałek. Jak już mam coś konkretnego, zanoszę zespołowi i staramy się dołożyć jakąś ciekawą resztę do tej podstawy tak, by piosenka była wyjątkowa. Często w kółko poprawiam słowa albo resztę, żeby brzmiało tak, jak powinno.
A.R.: A! Perfekcjonista?
L.R.: Tak, poniekąd. Chociaż uważam też, że twórczość powinna być w stanie surowym, inaczej się rozmywa. I wtedy staje się nudna.
A.R.: Skąd pomysł na kobiecy wokal na debiutanckiej płycie?
L.R.: Jako zespół trzech facetów mam czasem wrażenie, że nasze piosenki brzmią zbyt podstawowo. Zaczęliśmy grywać czasami z Alison Whelan tuż przed wydaniem płyty i to sprawiło, że kawałki zabrzmiały pełniej. W swoich utworach zawsze przykładam dużą wagę do harmonii, a ponieważ tylko ja śpiewam, postanowiliśmy ją zaangażować. Ostatnio pracuje nad swoim projektem, więc, niestety, nie pojawi się na następnym krążku. W tej chwili gra razem z kilkorgiem naszych znajomych w fantastycznym zespole Carbon Dating Service.
[----- Podzial strony -----]
A.R.: Ciężko jest być muzykiem w takim miejscu jak Saskatoon – mieście pękającym w szwach od nowych zespołów?
L.R.: Raczej nie. Wręcz przeciwnie – to pomaga, zwłaszcza z nastawieniem "zrób-to-sam" i niezwykłych pokładach koleżeństwa, jakie tu wszyscy mamy. Poza tym obracamy się w tym towarzystwie wystarczająco długo, żeby poznać całą czeredę ludzi z muzycznej wspólnoty i wszyscy okazali się niesamowicie pomocni i mili.
A.R.: To dosyć niespotykane. Saskatoon jest najwyraźniej miastem niezwykłym pod każdym względem. Pierwszy koncert. Cztery słowa. Nie muszą się składać w zdanie.
L.R.: Za cholerę nie pamiętam. To były cztery słowa? Pierwszy raz grałem z zespołem w 7. klasie.
A.R.: Chodzi mi o wasz koncert jako zespołu.
L.R.: Aha. Zabawa była przednia.
A.R.: Brakuje jednego słowa.
L.R.: Naprawdę!
A.R.: Jakie zmiany zaszły? Chodzi mi o występy z perspektywy czasu. Macie swoją publiczność, która śpiewa z wami piosenki. Jak to się zmieniło od... który to był rok?
L.R.: 2003? Przede wszystkim na pewno zmienił się nasz gust muzyczny, przynajmniej jeśli chodzi o muzykę, którą gramy. Chociaż wciąż gramy te same kawałki, na pewno nie jest to ten sam rozmyty powerpop. Zaczęliśmy grać hałaśliwiej. The Constantines zupełnie mnie wryli w podłogę swoją wyjątkowością i powagą. Możliwe, że przejawia się to w moich utworach. Mam nadzieję, że nie zacznę z nich zrzynać.
A.R.: Podejrzewam, że wszyscy trzej prowadzicie podwójne życie. W jednym jesteście muzykami, a w drugim...?
L.R.: Ja jestem archeologiem, David, nasz basista, informatykiem, mężem i ojcem, a Jeff, bębniarz, nauczycielem. Więc rzeczywiście mamy co robić.
A.R.: Wiem, że Saskatchewan jest prowincją o skrajnym klimacie. Ale byłam zaskoczona, kiedy się dowiedziałam, że macie tu też fiordy. Przydałyby się też z w Polsce. Więc kiedy nas odwiedzicie?
L.R.: Od mojej współpracy z fantastycznymi polskimi archeologami w Irlandii kilka lat temu bardzo chciałem odwiedzić Polskę. Nic się nie zmieniło i mam nadzieję, że wkrótce.
A.R.: Świetnie! Mam nadzieję zatem, że do szybkiego zobaczenia. Może w trasie promocyjnej nowego albumu, który będzie wydany...?
L.R.: Mogę jedynie powiedzieć – tak szybko jak tylko się da!
A.R.: Dziękuję za rozmowę!
L.R.: A my dziękujemy za zainteresowanie!