How to Dress Well - "Love Remains", Lefse 2010
Nie sztuka wyważać już raz otwarte drzwi, choć można to zrobić stylowo. Czasami sztuką dla sztuki, wyłącznie, jest stosowanie nowych rozwiązań. W działalności artystycznej forma dominuje wówczas nad treścią i nie jest to dobra informacja dla odbiorcy poszukującego w danym dziele głębi. Poznajcie Toma Krella, człowieka, który odebrał muzyce R'n'B uśmiech.
Ja wiem, że nic tak nie męczy w internecie jak hype, ale rzecz naprawdę jest godna odnotowania. Mamy oto amerykańskiego pracownika naukowego (filozof) żyjącego w Niemczech, który nagrywa depresyjne lo-fi R'n'B wchłaniające zarówno shoegaze'owe rozmycie, jak i ambient. Nie daleko pada "Love Remains" od "Last Exit" - pierwszy longplay Junior Boys to też jeden z drogowskazów pomagających uchwycić inspiracje How to Dress Well. Mamy wreszcie kruchy wokal Krella jakby żywcem wyjęty z krainy, do której nie dobiegają promienie słońca. Melodyjne, czyściutkie, czarne partie białoskórego artysty.
„Że też nikt na to wcześniej nie wpadł” powiecie. I tu jest sedno sprawy. Bo przecież miks powyższych składników to równie dobrze wyrachowana kalkulacja - nie ciężko wyłuskać czym jara się słuchacz w 2010 r. szukający nowych dźwięków via internet. Pytanie o intencje naszego bohatera niech pozostanie otwarte, nie sposób już dowieść, ile w tym autentycznej zajawki (tym bardziej, że współcześnie artysta też jest odbiorcą i na odwrót), a ile zagrania pod publiczkę.
Skupmy się na samych utworach. Nienachalność jest tu kluczem – każda co bardziej przebojowa ścieżka, czy mowa o wokalu, czy o melodii samej kompozycji jest jakby schowana. Już na samym początku albumu Krell rzuca słuchaczem o podłogę, tak aby nie mógł on podnieść się aż do końcowych taktów ostatniego tracka. Za pomocą "You Hold The Water" muzyk dotyka najbardziej czułych miejsc ludzkiej wrażliwości i nie osiąga tego poprzez patos, ale dzięki przepięknej linii wokalnej i zamglonej tkance dźwiękowej.
"Ready For The World" ze swoim podziałem rytmicznym, oklaskami, samplem kobiecego głosu i sposobem frazowania Krella to już rzecz bardziej zbliżona do R'n'B, niż opener, tyle że to Rythm and Blues zrezygnowany, smutny, spowolniony.
Z "My Body" historia jest podobna, pojawiają się nawet piszczałki, ale „zacinające się” ambientowe tło wprowadza niepokój i słusznie, bo już za rogiem czeka "Suicide Dream 2". Kogo nie poruszy piękno tej kompozycji niech sprawdzi, czy jego serce jeszcze bije. W tym momencie przerywamy ten refleksyjny korowód by wprowadzić trochę żywego pulsu rodem z parkietu za sprawą „Walking This Dumb (Live)”. Co za grower! Oczywiście cała lo-fi otoczka sprawi, że ludzkość nie odnotuje istnienia tego momentu szaleństwa w wykonaniu How to Dress Well.
Na tym longplayu pobrzmiewa też echo złotej ery hip-hopu ("Endless Rain"), a tuż przed samym końcem wybrzmiewa jeden z najmocniejszych utworów w zestawie. Orientalne „Decisions” to budzące respekt szaty królewskie, majestat przynosi też jakby lekkie migotanie światła i gdyby nie ostatnie na płycie, smutne "Suicide Dream 1" można by rzec, że Krell postanowił przekornie, ale ciepło zakończyć swój krążek.
Płyta, wychodzi na to, emocjonalnie rozbijająca. Nie wiem jak się bronić przed takim stwierdzeniem, postawię jednak na piękno. Tu nie chodzi o gloryfikację złych stanów, w które wpada współczesny człowiek, ale o opakowanie przygnębienia tak, by pojawił się przy nim choćby mały plus. A już nawet abstrahując od tego, to czy słyszeliście kiedykolwiek wcześniej smutne R'n'B?
Łukasz Kuśmierz