– To jest chyba najlepiej zaśpiewana przeze mnie płyta - przyznał w audycji Anny Gacek i Tomasza Żądy Muniek Staszczyk - Po niej już nigdy tego nie odzyskałem. Ze Szwagierkolaską poszło mi tak dobrze chyba dlatego, że naprawdę mocno wszedłem w ten projekt.
Szwagierkolaska powstała z inicjatywy dwóch muzyków składu T.Love Alternative, Muńka Staszczyka i Andrzeja Zeńczewskiego. Obu zafascynował klimat Warszawy połowy XX wieku, piosenki Stanisława Grzesiuka i folk-punkowy klimat irlandzkiego zespołu The Pogues.
Do zawiązania grupy doszło po tym, jak szefowa TVP2, Nina Terentiew, zaproponowała Muńkowi udział w fabularyzowanym dokumencie poświęconym postaci Stanisława Grzesiuka. Do powstania filmu nigdy nie doszło, ale muzyczna część projektu zaczęła żyć własnym życiem.
Skład Szwagierkolaski uzupełniali wtedy doskonały perkusista jazzowy Grzegorz Grzyb i basista Olo Walicki, których Muniek i Zeńczewski znaleźli na jam session w jazzowym klubie Akwarium. Ci obecnie niezwykle cenieni muzycy jazzowi zaczynali właśnie w Szwagierkolasce. Akordeonista grupy, Janusz Mus, założył potem, odnoszącą również wielkie komercyjne sukcesy, formację Brathanki.
Żeby nie mieć problemów ze strony spadkobierców Grzesiuka, Muniek i Zeńczewski wybrali się do syna pieśniarza, Marka, i zaprezentowali mu demo płyty. Wszystko odbyło się za jego błogosławieństwem, a panowie do tej pory się przyjaźnią.
Wydany w 1995 roku debiutancki album zatytułowany "Luksus" był strzałem w 10. Okazało się, że publiczność polska kocha podane w nowoczesnych wersjach piosenki Grzesiuka. Utwór "U cioci na imieninach" przez wiele miesięcy oblegał czołówki list przebojów.
Wydawca płyty, Tomasz Kopeć z firmy Pomaton EMI tak wspomina komercyjny triumf Szwagierkolaski: - Pamiętam, że zrozumiałem, że ta płyta odniosła sukces, gdy szukałem jakiejś imprezy na warszawskim Ursynowie. Obszedłem dookoła blok trzy razy i minąłem trzy imprezy. Oczywiście pukałem do każdej i na każdej leciała Szwagierkolaska. Okazało się, że młodzi ludzie zaakceptowali pomysł. Od młodzieży bardzo chętnie sięgali po tej płycie rodzice.
Sprzedaż płyty sięgnęła 250 tysięcy egzemplarzy. Jest to jeden z największych sukcesów w historii polskiej fonografii.
Na koncertach Szwagierkolaski (w okresie największych sukcesów Muniek i Zeńczewski potrafili zagrać trzy dziennie) pojawiał się cały przekrój społeczeństwa. - Trochę praskiej żulerki, trochę dresiarni, trochę fanów T.Love’u czy wczesnych hip-hopowców - wspomina Muniek - chłopaki z zespołu Molesta mówili mi, że ta płyta była dla nich wielką inspiracją. Nie było to ukierunkowane na jakąś subkulturę. Ludzie z miasta generalnie. No i panny, studentki, bo można się było przy tym fajnie pobawić, biodrem pokręcić, napić browaru na Juwenaliach.
Muniek przyznaje też, że to właśnie komercyjny sukces "Luksusu" znacznie podreperował mu stan konta. Dzięki wpływom ze sprzedaży płyty i licznym koncertom mógł m.in. kupić 90-metrowe mieszkanie na warszawskiej Ochocie.
Płyta stała się jednak także powodem zmartwień dla wokalisty Szwagierkolaski. Gdy wytwórnia wpadła na pomysł, żeby przebój "U cioci na imieninach" wydać na singlu z tanecznymi remiksami, ze stony starych fanów T.Love'u, pojawiła się wrogość. Staszczyk dostawał nawet listy z pogróżkami. Słusznie więc obawiał się, że straci słuchaczy fanów i cały nakład singla został zniszczony. Jednak dla większości słuchaczy, szczególnie starszego pokolenia, to właśnie dzięki Szwagierkolasce Muniek stał się postacią rozpoznawalną. To, że "Luksus" jest najlepszą płytą Zygmunta Staszczyka, twierdzi nawet... jego mama.
Aby odsłuchać historii powstania płyty "Luksus" wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku znajdującą się po prawej stronie w ramce "Posłuchaj".