Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Andrzej Gralewski 17.11.2010

Unijne inwestycje zagrożone

Sidonia Jędrzejewska (PO): Przez to, że Unia nie ma budżetu na przyszły rok, Polska może stracić duże pieniądze.
Sidonia JędrzejewskaSidonia Jędrzejewskafot: www.sidonia.pl

Najwięksi płatnicy do budżetu Unii Europejskiej, tacy jak Wielka Brytania, Holandia czy Szwecja zablokowali przyjęcie wspólnotowego budżetu i po raz pierwszy od lat Unia nie ma budżetu. Będzie funkcjonować w oparciu o prowizorium budżetowe, co oznacza, że swe wydatki będzie regulować w comiesięcznych ratach.

- Nie ma obaw, Unia będzie funkcjonować jak dotychczas - uspokaja Sidonia Jędrzejewska, europosłanka PO, główna sprawozdawczyni unijnego budżetu. Posłanka wyjaśnia w "Sygnałach Dnia", że brak budżetu oznacza, iż w przyszłym roku wspólnotowych pieniędzy będzie tyle, co w tym, więc ich nie przybędzie. To, jakie ostatecznie straty poniesie Polska będzie zależało od tego, jak długo prowizorium będzie obowiązywać. Rząd wyliczył, że w skrajnym przypadku będzie to pięć miliardów złotych.

Sidonia Jędrzejewska tłumaczyła, że nasz kraj może stracić tyle środków unijnych, jeżeli prowizorium budżetowe UE będzie obowiązywać przez cały rok. Zdaniem eurodeputowanej, jeżeli budżet na 2011 rok zostanie przyjęty w kwietniu, straty wynikłe z wcześniejszego nieuchwalenia planu będzie można odrobić. Jeśli jednak prowizorium będzie trwało długo - straty mogą sięgnąć rzeczywiście miliardów złotych.

Według eurodeputowanej to skrajność. Sidonia Jędrzejewska powiedziała Krzysztofowi Grzesiowskiemu, że nie wydaje się jej, aby budżetu nie było. Ale w Polsce niektóre wielkie inwestycje finansowane z budżetu Unii mogą być zagrożone.

(ag)

Aby wysłuchać całej rozmowy kliknij "Europosłanka o budżecie Unii Europejskiej" w boksie "Posłuchaj" w kolumnie po prawej stronie.

"Sygnałów Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6:00.

*

Krzysztof Grzesiowski: „Unia Europejska bez budżetu, czyli spór polityków w Brukseli”, „Unia po brytyjsku, czyli bez budżetu”. Żeby przypodobać się swoim eurosceptycznym wyborcom, rząd brytyjski we współpracy z kilkoma innymi zablokował przyjęcie planu wydatków Unii na następny rok” No i jeszcze jeden tytuł: „Unia 5,5 miliarda złotych mniej dla Polski, Europa nie przyjęła budżetu, tymczasem wraca kryzys”.

W brukselskim studiu Sygnałów pani Sidonia Jędrzejewska, deputowana do Parlamentu Europejskiego, główny sprawozdawca unijnego budżetu na rok 2011. Dzień dobry, witamy w Sygnałach.

Sidonia Jędrzejewska: Dzień dobry.

K.G.: Jakie są przyczyny tego kryzysu budżetowego na 2011 rok?

S.J.: Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim budżet na 2011 jest przyjmowany w tej chwili według traktatu z Lizbony. Traktat z Lizbony jest dla nas wszystkich nowością i tak naprawdę odkrywamy go właśnie w trakcie przyjmowania, dyskusji o budżecie. Dlaczego załamały się te poniedziałkowe negocjacje? Załamały się, ponieważ kilka państw członkowskich, przede wszystkim Wielka Brytania i Holandia, ale niestety jest ich więcej, w ogóle odmawiają rozmawiania o przyszłym finansowaniu Unii Europejskiej. W ogóle nie chcą rozmawiać o niepokojącym zjawisku, a mianowicie coraz większej rozbieżności pomiędzy tym, co Unia ma robić, czego się oczekuje od Unii Europejskiej, a tym, za co państwa członkowskie chcą płacić.

K.G.: A wspomniała pani o traktacie lizbońskim. Rozumiem, że to w kontekście roli Parlamentu Europejskiego w konstruowaniu budżetów unijnych.

S.J.: Tak, jak najbardziej, ponieważ finansowanie Unii odbywa się (tak może kilka słów dla wyjaśnienia) w budżetach rocznych, tak jak w każdym budżecie narodowym, ale także według tzw. wieloletnich perspektyw finansowych. Dla przykładu – obecna to perspektywa na lata 2007–2013. Traktat z Lizbony mówi dość jasno, że wieloletnia perspektywa finansowa jest przyjmowana w tzw. procedurze zgody. Upraszczając, Parlament Europejski może na propozycję przedłożoną przez Radę powiedzieć tak lub nie. I tutaj są oczywiście nasze bardzo poważne obawy jako Parlamentu Europejskiego, w jaki sposób do tej procedury zgody mamy dochodzić. Tego już traktat nie precyzuje. W jaki sposób Parlament Europejski ma być włączony w te negocjacje, tak, aby to powiedzenie „tak” na końcu, było możliwe. I tego odmawiają nam państwa członkowskie, twierdzą, że nic nam do tego, że w ogóle nie powinniśmy rozmawiać o wieloletniej perspektywie finansowej i tak naprawdę powinniśmy tylko wyrazić naszą opinię, a tak naprawdę musimy się zgodzić, czego by państwa członkowskie nie przedłożyły. I na to się dzisiaj oczywiście my zgodzić nie możemy, bo widzimy, że jest tendencja do zmniejszania budżetu unijnego, to jest zjawisko niepokojące i trzeba już w tej chwili jemu próbować zaradzić.

K.G.: Wielka Brytania jest na nie, Holandia także, Szwecja i Dania. Ale co ciekawe, nie oponują Niemcy i nie oponuje Francja. Gdyby do tego jeszcze doszli Niemcy i Francja, no to w ogóle byłby niezły pasztet.

S.J.: Jeżeli chodzi o ilość państw, które mają wątpliwości co do budżetu na 2011 i wątpliwości, jak Unia ma być finansowana po 2013, tych państw jest niestety o wiele więcej niż te państwa, które pan redaktor wymienił. Tu należy wrócić do listu, który podpisało 12, właściwie 13 państw członkowskich w poprzednim tygodniu, w którym państwa członkowskie bardzo jasno mówią, że budżet na rok 2011 powinien wzrosnąć maksymalnie o 2,91 punktu procentowego w porównaniu do budżetu na rok 2010. My jako Parlament Europejski w oparciu o to, co przygotowała dla nas Komisja Europejska, ale także w naszej własnej ocenie uważamy, że jest to za mało, że jest to zbyt niewielki wzrost, by sfinansować wszystkie zobowiązania.

K.G.: Bo Parlament proponował bodaj wzrost większy o 6%, prawda?

S.J.: Zaproponowaliśmy wzrost większy o kilka... to znaczy zaproponowaliśmy wzrost o 6,19%. Te szacunki, jak wspomniałam, są oparte o to, co widzimy, co się dzieje w tej chwili, o to, co Komisja Europejska w tej chwili wie, 2011 to piąty rok wieloletniej perspektywy finansowej, wiele kluczowych programów, wiele kluczowych projektów, wiele kluczowych instrumentów Unii Europejskiej w tej chwili jest wdrażanych bardzo intensywnie, stąd przychodzą faktury do rozliczenia, stąd to finansowanie na rok 2011 jest bardzo potrzebne.

K.G.: Zatem będzie obowiązywało co? Zamrożenie budżetu na poziomie z roku 2010, prowizorium? Jak to będzie wyglądało w pierwszych miesiącach przyszłego roku?

S.J.: Tutaj nie ma żadnych wątpliwości, że załamanie poniedziałkowych negocjacji zgodnie z traktatem z Lizbony prowadzi do nieuchwalenia budżetu. Nie do odrzucenia, tylko do nieuchwalenia budżetu. W tym momencie Komisja Europejska ma obowiązek przedłożyć nowy projekt budżetu. Jest pytanie oczywiście, kiedy to zrobi, mam nadzieję, że jak najszybciej. Później oczywiście zaczynają znowu biegnąć terminy traktatowe, musi Rada się wypowiedzieć na ten temat, Parlament Europejski musi się wypowiedzieć. Tego się nie da zrobić w ciągu kilku dni. Traktat z Lizbony mówi także jasno, że w sytuacji nieuchwalenia budżetu obowiązuje tzw. prowizorium budżetowe, czyli funkcjonowanie w roku 2011 jest oparte o liczby z 2010, co praktycznie oznacza niższe finansowanie na wszystkie kluczowe polityki unijne.

K.G.: No właśnie, teraz to przełóżmy na język polski, jeśli można tak powiedzieć, a właściwie odnieśmy się do tego, co może wydarzyć się w Polsce w związku z tym. Dzisiejszy dziennik Polska donosi, że wobec nieprzyjęcia budżetu Polska traci 5,5 miliarda złotych. Chodzi m.in. o pieniądze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu Społecznościowego czy też bezpośrednie dopłaty w rolnictwie. Czy ta kwota się mniej więcej zgadza według pani wyliczeń?

S.J.: Według moich wyliczeń jest to najgorszy scenariusz. Jest to scenariusz, który zakłada, że prowizorium będzie trwało przez cały rok 2011. Moim zdaniem jest to mało prawdopodobny scenariusz. Jeżeli chodzi o konsekwencje finansowe i straty dla beneficjentów w związku z nieuchwaleniem na dzień dzisiejszy budżetu na 2011 rok, to trzeba tutaj uwzględnić kilka możliwych scenariuszy. Jeżeli prowizorium będzie trwało w styczniu, w lutym, w marcu, a w kwietniu już uda się uchwalić budżet na 2011 rok, to te straty będzie można nadrobić, bo każdy, kto wdraża programy unijne, dobrze wie, że wiele faktur przychodzi pod koniec roku. Stąd jest jeszcze szansa, by te środki wszystkie rozliczyć. Problem zaczyna się, jeżeli prowizorium będzie trwało bardzo długo. Wtedy po prostu nie będzie czasu, żeby te zaległości nadrobić. Tak że nawet jeżeli będziemy funkcjonować w tych niekorzystnych warunkach w styczniu, w lutym, mam nadzieję, że uda się uchwalić budżet jak najszybciej i wszyscy beneficjenci będą mieć czas... będą mieć możliwość, by nadrobić te stracone dwa, trzy miesiące.

K.G.: No tak, ale chyba warto zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie, jeśli ktoś już wdroży jakąś inwestycję finansowaną z unijnego budżetu i nagle dowiaduje się, że może mu zabraknąć w styczniu, w lutym, w marcu, no to co wtedy?

S.J.: Pieniędzy jest tyle, ile w 2010 roku, tak że nie należy dramatyzować. Problem jest oczywiście w tej różnicy, brak tego wzrostu, o którym cały czas mówimy. Jedna kwestia jest, jaki ten wzrost powinien być, a tutaj zamrożenie oznacza wzrost żaden. Stąd oczywiście niepokój zwłaszcza dotyczy dużych projektów infrastrukturalnych, gdzie każda różnica to ogromne kwoty. Poza tym jest jeszcze oczywiście cała niepokojąca kwestia związana z wydatkami w rolnictwie. Na dzień dzisiejszy jest jasne i tak będzie nie tylko w Polsce, tak będzie w każdym państwie członkowskim Unii Europejskiej, te kwoty założą budżety narodowe, tak że beneficjenci praktycznie nie odczują prowizorium budżetowego na początku roku.

K.G.: Pani wspomniała o finansowaniu coraz większej liczby zadań stawianych Unii Europejskiej...

S.J.: Tak.

K.G.: ...z jednej strony mamy ograniczenia budżetu. Rozumiem, że najwyższa pora, aby porozmawiać o tym, skąd czerpać dochody, mówię na poziomie unijnym oczywiście, poza składkami członkowskimi. Ta dyskusja już się oczywiście toczy, ale ona kiedyś musi mieć swój koniec i jakieś konkrety muszą paść.

S.J.: Do niedawna taka dyskusja była tematem tabu i to jest jedna też z przyczyn, dlaczego załamały się negocjacje w poniedziałek. Jest kilka państw członkowskich, właściwie głównie Wielka Brytania, które w ogóle o finansowaniu budżetu unijnego rozmawiać nie chcą, są zadowolone z obecnego systemu, korzystają z bardzo hojnego rabatu i w ogóle o niczym nie chcą rozmawiać, bo każda zmiana mogłaby być dla nich niekorzystna. Tak naprawdę sytuacja w Unii Europejskiej w tej chwili jest o tyle niepokojąca, oczywiście kryzys gospodarczy w tle, nigdy nie można o nim zapomnieć, ale także to, że oczekiwania wobec Unii Europejskiej niesamowicie rosną, a chęć finansowania tych nowych ciągłych ambicji, pomysłów, zadań jest żadna. I taki system oczywiście nie może utrzymać się, trzeba rozmawiać albo o dodatkowym finansowaniu, reformie finansowania, albo trzeba z niektórych ambicji po prostu zrezygnować. I o tym Parlament chce rozmawiać.

K.G.: Jest jeszcze jedno wyjście. Ta perspektywa budżetowa kończy się w roku 2013, zatem od 2014 być może będzie konieczny wzrost składki członkowskiej.

S.J.: Na ten wzrost właśnie zgody nie ma, wiele państw członkowskich... W tej chwili, dla przypomnienia: budżet Unii Europejskiej to rząd wielkości 1% wspólnego dochodu narodowego wszystkich państw członkowskich w tej chwili. Wiemy dobrze, że aby sfinansować wszystkie zadania, które stawia sobie Unia, potrzeba co najmniej 1,5%. Na taki wzrost oczywiście zgody nie ma na dzień dzisiejszy, będzie tę zgodę bardzo trudno uzyskać. Wręcz jest trend odwrotny – państwa członkowskie mówią, że tak naprawdę musimy zejść poniżej 1%, nawet mówi się o 0,8%. To oczywiście taka chęć do finansowania budżetu unijnego oznaczałaby praktycznie zmniejszenie działań w wielu obszarach i zamrożenie różnych nowych pomysłów, takich jak dyplomacja, jak wiele... jak dyplomacja unijna wspólna, taka jak ambitne programy badawcze związane na przykład z energetyką. Tego wszystkiego się nie da robić, jeżeli się nie ma na to funduszy.

K.G.: O budżecie unijnym na rok 2011, budżecie, którego nie ma, ale pewnie będzie, tylko trochę musi to jeszcze potrwać, mówił nasz gość, pani Sidonia Jędrzejewska, deputowana do Parlamentu Europejskiego, główny sprawozdawca unijnego budżetu na rok 2011. Dziękujemy pięknie.

S.J.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)