Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Petar Petrovic 20.12.2010

Krwawa noc na Białorusi

Demonstracje na ulicach Mińska zostały brutalnie spacyfikowane przez ludzi Aleksandra Łukaszenki. Nie oznacza to jednak, że odniósł on sukces.
Milicja przed budynkiem rządu w MińskuMilicja przed budynkiem rządu w Mińsku(fot. EPA)

Na ulice Mińska wyszło wczoraj 40 tys. osób. Ludzie protestowali przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim, a setki osób zostało rannych po brutalnej akcji milicji. Ucierpiał m.in. kandydat na prezydenta Uładzimir Niaklajeu, do pobicia polityka doszło w pobliżu sztabu wyborczego. Takich protestów nie widziano na Białorusi od wielu lat, brutalną akcję milicji potępiła Unia Europejska.

- Uważamy, że takim powstrzymaniem demonstrantów zainteresowane były tylko białoruskie służby specjalne – powiedział Agacie Kasprolewicz Aleksander Fieduta, członek sztabu wyborczego.

W czasie demonstracji zatrzymano czterech dziennikarzy telewizji Biełsat. Protestujący utrzymują, że wyjście ludzi na ulice to jedyna możliwość zwycięstwa nad reżimem Aleksandra Łukaszenki.

- Najwyraźniej prezydent Białorusi nie czuje poparcia w narodzie, jeśli musiał w taki sposób rozprawić się z demonstrantami. Takich rzeczy nie robią osoby, które się czegoś nie boją – zauważyła Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Choć opozycja jest słaba i rozdrobniona, Łukaszenko może się obawiać słabnącego poparcia Kremla.

- Rosja będzie spokojnie rozważać wszelkie warianty i nie od razu udzieli swego poparcia prezydentowi Łukaszence, może w ogóle mu go nie okazać - zaznaczył dr Jarosław Ćwiek-Karpowicz, analityk z Instytutu Spraw Międzynarodowych

(pp)

Aby posłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć na dźwięk "Krwawa noc na Białorusi" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.