Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Anna Krakówka 16.05.2011

Kto poprze Borowskiego?

Marek Borowski: Będę startował do Senatu z własnego komitetu. Przez kogo popierany – to się okaże.

Marek Borowski nie jest pewien, która partia poprze go w wyborach do Senatu. Z pewnością zrobi to Socjaldemokracja Polska, która jest jednak - jak zauważył sam Borowski - partią niewielką. W związku z tym wiele będzie zależało od decyzji innych ugrupowań politycznych, a zwłaszcza od tego, czy wystawią własnych kandydatów w Warszawie.

Poseł podkreślił w radiowej Jedynce, że nie ma zamiaru trafić na listę transferową ani tym bardziej zmieniać własnych poglądów.

Uznał, że dzięki nowej ordynacji wyborczej wyraźnie wzrośnie znaczenie Senatu, gdyż zatrą się tam granice partyjne. Do Senatu będą mogli dostać się kandydaci niezależni, o dużym dorobku politycznym i znanym nazwisku, tacy jak Włodzimierz Cimoszewicz czy Izabela Sierakowska. - Może się okazać, że już tak łatwo się nie przegłosowuje wszystkiego, co tylko zostanie do Senatu wniesione i co podoba się koalicji rządzącej - mówił Borowski. Ocenił, że być może trzeba będzie więcej pracować w Sejmie, aby nie było problemów z przyjęciem danej ustawy w Senacie.

Zdaniem polityka wsparcie kandydatów niezależnych wcale nie musi być szkodliwe dla danej partii. - Nie chodzi o to, żeby popierać kogokolwiek, kto jest niezależny. Musi być jakaś zbieżność poglądów - stwierdził.

Dodał, że w Polsce toczą się teraz ostre batalie polityczne: między prawicą narodowo-klerykalną, reprezentowaną głównie przez PiS, a pozostałymi partiami, oraz wewnętrzna, w obrębie samej prawicy. Zauważył, że w związku z tym należy się zastanowić, czy bardziej opłaca się dzielić głosy i w ten sposób pozwolić wygrać tej drugiej stronie, czy też spróbować się porozumieć. - Dziś już wiadomo, że Platforma i SLD nie będą raczej konkurować ze sobą, tzn. będą porozumiewać się ze sobą co do tego, czyj kandydat będzie wystawiony - powiedział Borowski.

Rozmawiała Zuzanna Dąbrowska.

(AK)

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy wybrać "Kto poprze Borowskiego?" w boksie "Posłuchaj" w ramce powyżej.

***

Pełny tekst rozmowy:

Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest Marek Borowski, polityk SDPL? Niezależny? Nie wiem, no właśnie, o tym będziemy rozmawiać. Witam pana.

Marek Borowski: Dzień dobry.

Z.D.: Będzie pan startował w Warszawie do senatu jako kandydat niezależny?

M.B.: Tak, będę startował z własnego komitetu.

Z.D.: Popieranego przez?

M.B.: Przez kogo popieranego, to się okaże. Na pewno przez Socjaldemokrację Polską, ale to jest partia niewielka, natomiast czy zdecydują się na takie poparcie inne partie przez niewystawianie własnych kandydatów przede wszystkim, no bo jak wystawią, to jasne, że popierają swoich, być może przez jakieś publiczne, bardziej wyraziste poparcie, tego nie wiem, bo to zależy od ich decyzji, ich ciał statutowych.

Z.D.: To pan może być tym „gołąbkiem pokoju” czy „gałązką oliwną” między SLD a Platformą w przyszłej koalicji? No bo jeśli SLD by nie wystawiło swojego kandydata i Platforma, i jeszcze byłby pan widoczny w otoczeniu liderów, no to chyba tak.

M.B.: Byłoby zarozumialstwem z mojej strony, gdybym sam siebie obsadzał w takiej roli. To jest tak jakby z mediowaniem, mediatorzy, którzy próbują mediować bez zgody, bez uzgodnienia tego ze stronami do niczego nie doprowadzą. Natomiast rzeczywiście jest chyba coś takiego, że ponieważ różnice, granice między lewicą a już może nawet nie prawicą dzisiaj w Polsce, ale takim centrum dość zróżnicowanym, jakim jest Platforma Obywatelska, już nie są takie ostre jak były kiedyś, gdzieś tam one się zacierają, w związku z tym ten sposób uprawiania polityki, który ja proponuję od kilku lat przynajmniej, być może się spodoba przede wszystkim wyborcom, bo ja się odwołuję do wyborców przede wszystkim, do warszawiaków, ale może także być uznany przez partie polityczne jako pewna wartość, co, powiem szczerze, nie martwiłoby mnie.

Z.D.: Włodzimierza Cimoszewicza też by chyba nie martwiło, powiedział nawet, że takie poparcie Platformy byłoby do zaakceptowania dla niego, bo i tak wiadomo, że zrobi najlepszy wynik do senatu, ale ewentualnie zgodzi się na to, żeby PO go poparła. Mówi się też o Izabeli Sierakowskiej w Lublinie, która startowałaby do senatu. To jest jakiś większy ruch? Gazeta Wyborcza nazywa dzisiaj tę grupę esdepeelowców i nie tylko esdepeelowców „sierotami po LiD-zie”.

M.B.: To jest takie określenie troszkę pejoratywne,u nas słowo „sierota” nie ma dobrej konotacji. Ja bym tego tak nie określił, ale powiedziałbym rzeczywiście, że była grupa ludzi lewicy i centrolewicy, którzy zaangażowali się w swoim czasie w takie szerokie porozumienie, które nazwano porozumieniem Lewica i Demokraci. To był bardzo dobry pomysł, niestety popsuty w swoim czasie przez Sojusz Lewicy...

Z.D.: Właśnie, przez co?

M.B.: Przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, którego kierownictwo uznało, że potrzebna jest tzw. prawdziwa lewica i że takie łączenie się z osobami, które nie są postrzegane jako tacy czyści lewicowcy, że to powoduje rozwodnienie pewne, dezorientację wyborców i tak dalej, i tak dalej.

Z.D.: Na przykład z takimi osobami, jak Jerzy Hausner?

M.B.: No, tam Hausner też był.

Z.D.: Chyba nie jest lewicą rzeczywiście.

M.B.: Nie, ale ja nie mówię o Hausnerze w tej chwili, ale mówię o takich ludziach, pomijając siebie, bo w końcu w swoim czasie byłem także w SLD, ale i oczywiście Cimoszewicz, ale oczywiście Rosati, pani profesor Genowefa Grabowska, w swoim czasie także Bronisław Geremek przed śmiercią, wielu działaczy Partii Demokratycznej. W związku z tym to niestety ten etap się zakończył i dzisiaj okazuje się, że na pewno Sojuszowi Lewicy Demokratycznej pomogłoby, gdyby te nazwiska w jego orbicie, ale ponieważ tak się nie stało, no to szukają sobie miejsca, to jest zupełnie jasne, i albo startują jako niezależni kandydaci, ale to już wtedy do senatu, bo do sejmu trzeba startować z list partyjnych...

Z.D.: Tak, tylko senat daje możliwości przejściowego wyboru popularnego polityka.

M.B.: Tak jest, tylko senat daje taką możliwość. Albo decydują się na start z listy partyjnej. No, jak słychać, oscylując w kierunku Platformy Obywatelskiej. Choć być może znajdą się i tacy, którzy wystartują z list SLD.

Z.D.: No, nic dziwnego, że jeżeli ktoś już szuka miejsca, to szuka go w Platformie chyba, bo to jest partia, która jest najwyżej na scenie politycznej, zważywszy, że dalej na prawo jest PiS, a po lewej stronie bardziej nie ma nic. Więc to chyba jest jedyne miejsce, gdzie można by się odnaleźć.

M.B.: To prawda, że wybór nie jest jakiś szczególnie szeroki na dobrą sprawę. Jeśli chodzi o centrolewicę, o ludzi o takich centrolewicowych przekonaniach, to mają do wyboru albo Platformę, albo SLD, tutaj innego wyboru właściwie nie ma. Natomiast jeżeli o mnie chodzi, to, no cóż, ja, że tak powiem, na listę transferową się nie wystawiam, żeby użyć tej terminologii sportowej, chcę startować ze swojego komitetu. Oczywiście mam swoje poglądy, ci, którzy się interesują polityką, je znają, i nie zamierzam ich zmieniać. Ale sądzę, że to może to będzie jakaś „jaskółka”. Nie myślę o sobie, myślę o grupie takich kandydatów. Na pewno Włodzimierz Cimoszewicz tutaj jest, na pewno Izabela Sierakowska, może jeszcze inne osoby.

Z.D.: Józef Pinior?

M.B.: Józef Pinior, tak, może jeszcze inne osoby, które jeśliby wyborcy im zaufali i weszliby do senatu, to jakby sposób funkcjonowania senatu mógłby ulec pewnej zmianie, to znaczy nie byłoby to takie ściśle partyjne, mielibyśmy tam grupę ludzi o dużym doświadczeniu politycznym wyniesionym także z sejmu, ze stanowisk publicznych i mogłoby się okazać, że jego ranga wzrośnie. Myślę, że warto postawić na taki kierunek.

Z.D.: Ale senatorów jest stu, a wiadomo, że decyduje w takim układzie, jaki mamy w senacie i tak dyscyplina partyjna, mimo tego, że są właśnie innego rodzaju wybory, to w tej kadencji senat bardzo był takim poręcznym narzędziem dla koalicji rządzącej, przede wszystkim dla Platformy, prawda? Bo senatorowie są z Platformy lub popierani i nie było tam miejsca na żadne osobowości duże, na doświadczenie. Marszałek, owszem, wicemarszałkowie tak, ale jakby na tym koniec.

M.B.: Dlatego że do tej pory mieliśmy ordynację wielomandato... znaczy okręgi wielomandatowe i duże przywiązanie do preferencji partyjnych. W momencie, kiedy zmienia się ordynację na okręgi jednomandatowe, to znaczy w jednym głosowaniu wchodzi do senatu ten, kto dostanie najwięcej głosów, no, to daje szansę kandydatom o dużym dorobku, o znanym nazwisku, także, jak sądzę, mam nadzieję, o pewnej niezależności. I jeśliby się okazało, powtórzę, że ten sposób myślenia zyska jakieś uznanie w społeczeństwie, to nie znaczy, że tam nie będzie kandydatów partyjnych. Ja myślę, że nawet ich będzie większość, tylko że ta większość, która w tej chwili istniała, to znaczy jedna partia miała ponad 50% głosów, a druga mniej niż 50%, że to może ulec zmianie. Może się okazać, że już tak łatwo się nie przegłosowuje wszystkiego, co tylko zostanie tam wniesione i będzie na przykład podobało się koalicji rządzącej, że trzeba będzie trochę popracować nad tym, być może już na etapie sejmu, po to, żeby nie mieć potem jakichś kłopotów w senacie.

Z.D.: Ciekawa jestem, czy taką kalkulację Platforma i SLD przeprowadziły, bo na miejscu szefów tych partii to ja bym się przestraszyła od razu, że poprzemy kandydatów jakichś do senatu, właśnie niezależnych, z nazwiskami, a potem oni nie będą tak głosować, jakby się chciało. To przerażająca wizja.

M.B.: Nie, to nie jest przerażająca wizja. Jeśli przywódcy tych partii... Przecież ci kandydaci to nie są ludzie, którzy wzięli się znikąd, których poglądy nie są znane i w związku z tym nie chodzi o to, żeby popierać kogokolwiek, kto jest niezależny, tylko musi być jakaś zbieżność poglądów. No więc wydaje mi się, że takie warunki tutaj istnieją. To jest po pierwsze. Po drugie mamy dzisiaj w Polsce bardzo ostry spór polityczny, jak wiemy, między prawicą narodowo-klerykalną, która jest reprezentowana głównie przez PiS, a pozostałymi partiami w gruncie rzeczy, i w związku z tym trzeba brać także pod uwagę to, czy warto np. rozbijać głosy, dzielić je i pozwalać wygrać...

Z.D.: Drugiej stronie po prostu.

M.B.: ...tej drugiej stronie, czy też lepiej w jakiś sposób się porozumiewać. Już dziś wiadomo na przykład, że Platforma i PSL będą wystawiać... nie będą raczej konkurować między sobą, to znaczy będą się porozumiewać co do tego, czyj kandydat będzie wystawiony.

Z.D.: A Bartosz Arłukowicz, pochodzący z SDPL przecież z historią promocji w SLD, dobrze zrobił, że został ministrem w rządzie Platformy na kilka miesięcy przed wyborami? Pana kolega.

M.B.: Ja bym powiedział przede wszystkim, że Bartosz Arłukowicz źle zrobił, że wyszedł z SDPL-u, ale jak już wyszedł i jak rozumiem, szukał swojego miejsca, no, widocznie źle się czuł w SLD, nie mnie to oceniać. Wiadomo, że były tam różnego rodzaju tarcia między nim a, nie wiem, kierownictwem SLD, niektórymi wybitnymi przedstawicielami SLD, były kwestie dotyczące tego, gdzie on będzie startował, na jakim miejscu, w jakim okręgu i tak dalej, i być może poczuł się marginalizowany i podjął taką decyzję. Ja bym powiedział tak: czas pokaże, czy ta decyzja była słuszna, czy nie, dzisiaj bym się nie kwapił z jakimiś ocennymi określeniami.

Z.D.: Zgódźmy się więc, czas pokaże. Dziękuję bardzo za rozmowę. Moim gościem był Marek Borowski.

M.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)