Według Mykoły Azarowa Unia Europejska postawiła przed Kijowem szereg wymogów, niemożliwych do zrealizowania.
- A wiecie, co to za wymogi? Powinniśmy zalegalizować związki homoseksualne i przyjąć ustawę o równouprawnieniu mniejszości seksualnych. Czy gotowe jest do tego nasze społeczeństwo? Nasze Cerkwie są temu kategorycznie przeciwne - mówił do tłumów zgromadzonych na Placu Europejskim szef ukraińskiego rządu.
Tłumaczył, że władze nie mogły podpisać umowy stowarzyszeniowej z Brukselą, gdyż stwarzałoby to wiele niebezpieczeństw dla gospodarki kraju.
Protesty na Ukrainie - zobacz serwis specjalny >>>
Zupełnie inne stanowisko ukraińskich władz przedstawił w Brukseli zastępca Azarowa Serhiej Arbuzow, który w czwartek spotkał się z unijnym komisarzem do spraw rozszerzenia Stefanem Fuele.
Wicepremier Ukrainy przekonywał, że Kijów nie zamierza zbaczać z drogi zbliżenia z Unią Europejską. - Ukraiński rząd chce zapewnić swoich obywateli, że kontynuujemy negocjacje i wkrótce podpiszemy umowę stowarzyszeniową, biorąc pod uwagę nasze strategiczne interesy - powiedział.
Podczas brukselskich rozmów uzgodniono między innymi, że Ukraina i Unia Europejska opracują mapę drogową wprowadzenia w życie umowy stowarzyszeniowej, a w ramach dwustronnych konsultacji dogłębnie przeanalizowane zostaną wszystkie kwestie z nią związane. Bruksela zobowiązała się także do pomocy Ukrainie w spełnianiu warunków porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
Także prezydent Wiktor Janukowycz wielokrotnie deklarował, że Kijów chce zbliżenia z Brukselą.
W czwartek szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton mówila, że usłyszała od Wiktora Janukowycza, że podpisze umowę z UE (źródło: STORYFUL/x-news)
Protestujący od 21 listopada Ukraińcy nie wierzą w te zapewnienia. Dlatego domagają się zmiany władzy. W niedzielę ponownie chcą przejść ulicami stolicy kraju, by wyrazić swój sprzeciw wobec polityki rządu i prezydenta.
Swoistą przeciwwagą dla tych protestów są wiece zwolenników rządzącej Partii Regionów. Organizatorzy twierdzą, że udało im się zgromadzić na Placu Europejskim w Kijowie 200 tysięcy osób. Media wyliczają, że jest ich czterokrotnie mniej.
Zgromadzeni trzymają transparenty z nazwami miast, skąd przybyli, niebiesko-żółte flagi państwowe i symbolikę rządzącej Partii Regionów. Początkowo akcję zapowiadano na niedzielę, jednak decyzję zmieniono i manifestację trwają cały weekend.
Plac Europejski znajduje się około 200 metrów od Majdanu Niepodległości, gdzie za masywnymi barykadami zbudowanymi z worków wypełnionych lodem znajduje się obozowisko zwolenników zbliżenia Ukrainy z Unią Europejską.
Kijów: tłumy na ulicach. Na razie bez zamieszek>>>
W sobotę uczestników obu demonstracji rozdzielono szczelnym kordonem z ustawionych rzędem autobusów milicyjnych.
Rządząca Partia Regionów ogłosiła, że prorządowy mityng potrwa do czasu ustabilizowania sytuacji w kraju . Z rozmów reporterów Polskiego Radia z jego uczestnikami i z informacji ukraińskich mediów, wynika, że większość demonstrujących w niedzielę chce wrócić do domów.
(źródło: TVN24/x-news)
Oprócz szefa ukraińskiego rządu przed protestujących występowali inni politycy Partii Regionów. Olena Bondarenko przekonywała, że opozycjonista Witalij Kliczko płaci podatki w Niemczech, czym finansuje emerytury weteranów Wehrmachtu.
Na placu Europejskim prorządowi manifestanci stawiają namioty w parku okalającym budynek parlamentu. Zbudowano też kuchnię polową, która wydaje gorące posiłki dla uczestników demonstracji. Demonstranci zajmują plac Europejski oraz przylegającą do niego ulicę prowadzącą do budynków rządu i parlamentu.
PAP/asop