Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Beata Krowicka 26.03.2014

Zaginięcie malezyjskiego boeinga. Krewni pasażerów wciąż czekają na cud

Francuska firma Airbus udostępniła władzom Malezji zdjęcia satelitarne, na których widać 122 obiekty, które mogą być szczątkami zaginionego samolotu Malaysia Airlines.

Obiekty mają od 1 do 23 metrów długości. Zdjęcia zostały wykonane 23 marca przez satelitę nad południową częścią Oceanu Indyjskiego. Obejmują obszar oddalony o ok. 2,6 tys. km od australijskiego Perth, czyli w okolicy, w której ostatnio prowadzono poszukiwania.

Minister transportu Malezji Hishamudding Hussein powiedział, że obiekty mogą pochodzić z zaginionej maszyny, ale do momentu ich wyjęcia z morza nie da się określić czy są to szczątki boeinga. Mogą to być także śmieci, które znaleźć można na oceanie w wielu miejscach.

Poszukiwania zostały w środę wznowione po przerwie wywołanej bardzo złymi warunkami pogodowymi.

Obszar poszukiwań jest patrolowany przez kilkanaście samolotów z Australii, Stanów Zjednoczonych, Nowej Zelandii, Chin, Japonii i Korei Południowej.

Od katastrofy minęło 18 dni. Do tej pory nie odnaleziono żadnych obiektów pochodzących z zaginionego boeinga.

Mapa
Mapa z zaznaczonym obszarem poszukiwań fot. PAP/EPA

Czytaj więcej na temat zaginionego samolotu >>>

Rodziny nie wierzą

Wśród krewnych i bliskich pasażerów zaginionego samolotu dominuje wściekłość i bezradność. Są oni zirytowani, że malezyjskie władze wciąż nie dają im konkretnych odpowiedzi. To pozwala im żyć nadziejami.

- To wciąż tylko teoria - mówi Stephen Wang, którego matka była na pokładzie tej maszyny. - Nikt nic nie widział - dodał.

Jak podkreślił, dla niego wciąż istnieje jeszcze 5 procent szans, że ktoś przeżył i zaznaczył, że większość rodzin nie wierzy w złe wiadomości.

Cheng Li Ping powiedziała, że nie akceptuje informacji o śmierci męża. - Nie mogę ufać malezyjskiemu rządowi - podkreśliła.

(CNN Newsource/x-news)

We wtorek rodziny pasażerów zaginionego Boeinga 777 protestowały przed ambasadą Malezji w Pekinie. Demonstranci oskarżali władze Malezji o ukrywanie informacji, oszukiwanie rodzin i marnotrawienie czasu na poszukiwania maszyny na niewłaściwym obszarze. Doszło do starć z policją

Poszukiwania czarnych skrzynek

Do Australii dotarły w środę amerykańskie detektory, które zostaną w najbliższych dniach wykorzystane do wykrywania sygnału emitowanego przez czarne skrzynki zaginionego Boeinga 777, oraz ich dokładnej lokalizacji. Urządzenia te mają być zainstalowane na okrętach australijskiej marynarki wojennej. Dodatkowo USA chcą wykorzystać w poszukiwaniach bezzałogową łódź podwodną.

(CNN Newsource/xnews)

Wydobycie czarnych skrzynek jest kluczem do poznania przyczyn zaginięcia i prawdopodobnej katastrofy samolotu Malaysia Airlines. Zawierają one m.in. nagrania rozmów z kokpitu, informacje dotyczące parametrów lotu i inne ważne informacje. Baterie zasilające rejestrator parametrów lotu z reguły wystarczą na mniej więcej miesiąc, po tym czasie ich wykrycie w wodach oceanu staje się praktycznie niemożliwe. Szczególnie, że wody w domniemanym miejscu katastrofy mogą mieć głębokość nawet siedmiu kilometrów.

Informacje na temat potencjalnego miejsca katastrofy podała we wtorek firma Inmarsat z Wielkiej Brytanii. Analitycy podkreślili, że pomimo wyłączenia głównych urządzeń komunikacyjnych malezyjskiej maszyny wysyłała ona sygnały do satelitów komunikacyjnych. Dzięki temu określono, że samolot przebywał w powietrzu przez około sześć godzin od chwili startu. Po przeprowadzeniu szczegółowych symulacji Inmarsat określił obszar, na którym koncentrują się obecnie poszukiwania.
Na miejsce wyznaczone przez Brytyjczyków dotarł okręt australijskiej marynarki wojennej, który we wtorek musiał je opuścić ze względu na złą pogodę i wysokie, osiągające 20 metrów, fale. Jednostka jest wspomagana przez chiński lodołamacz i trzy okręty chińskiej marynarki. Z lotu nad tym obszarem wrócił już australijski samolot P3-Orion, jednak nie znalazł żadnych śladów samolotu.

Różne wersje dotyczące lotu MH370>>>

Samolot porwano?

Wciąż rozważana jest też wersja porwania samolotu lub zamachu terrorystycznego. Tuż po zaginięciu ujawniono, że na pokładzie samolotu znajdowali się pasażerowie z fałszywymi paszportami. Jednak potem policja doszła do wniosku, że ludzie ci nie mieli powiązań z terroryzmem.

Badano też wersję, że samolot został porwany i poleciał korytarzem północnym w stronę Indii i Kazachstanu. Tego również nie potwierdzono. Natomiast podejrzenie o porwaniu jest wciąż brane pod uwagę.

Z kolei, jak donosiła brytyjska prasa, kierownictwo linii wcześniej przyznało, że w luku bagażowym maszyny przewożono niebezpieczny, łatwopalny ładunek. Były to baterie litowo-jonowe - takie, jakich używa się w telefonach komórkowych czy laptopach. Baterie te łatwo się przegrzewają i mogą wywołać pożar. Nie tłumaczy to jednak dlaczego samolot zawrócił o 180 stopni i poleciał tysiące kilometrów na południe.

Natomiast gazeta "Telegraph" przedstawiła zapis rozmowy między kontrolą lotu a pilotami maszyny, prowadzonej przed zniknięciem maszyny. Jej zdaniem może to być warte uwagi, gdyż jeden z pilotów powtórzył wskazania wysokości niemal w tym samym momencie, gdy wyłączono transponder.

Boeing 777 Malaysia Airlines z 239 osobami (w tym ponad 150 Chińczykami) na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu.

Największe w historii katastrofy lotnicze - kalendarium>>>

PAP, IAR, CNN, X-news, bk