Trzej izraelscy nastolatkowie zaginęli 12 czerwca, gdy łapali autostop obok Gusz Ecjon, grupy osiedli żydowskich położonych między Betlejem a Hebronem, na południu Zachodniego Brzegu. Wracali ze szkół talmudycznych i próbowali dotrzeć do Jerozolimy.
Od początku Izrael twierdził, że za porwanie odpowiada islamistyczny Hamas, rządzący Strefą Gazy. - Porwania dokonali ludzie Hamasu. Ci sami, z którymi prezydent Abbas utworzył ostatnio rząd jedności. To bardzo poważna sprawa. Dokładamy wszelkich starań, aby trójka młodych ludzi wróciła do swoich domów - mówił izraelski premier Benjamin Netanjahu.
Zwłoki Izraelczyków znaleziono 30 czerwca w pobliżu drogi, na której widziano ich po raz ostatni. Ich pogrzeb zamienił się w wielotysięczną manifestację. Tego samego dnia zaginął 17 letni Palestyńczyk. Jego ciało znaleziono po kilku dniach. Sekcja zwłok wykazała, że chłopak został spalony żywcem.
Tragiczne wydarzenia doprowadziły do eskalacji konfliktu palestyńsko-izraelskiego w Strefie Gazy. W walkach, które trwały 50 dniach walk zginęło 2 200 ludzi - głównie Palestyńczyków. Ostatecznie udało się zawrzeć porozumienie o długoterminowym zawieszeniu broni.
Wojna w Gazie - tu czytaj więcej >>>
Na wiadomość o śmierci dwóch bojowników radykalnego Hamasu, Maruane Kawasmeha i Amera Abu Eiszeha, delegacja palestyńska ogłosiła, że zastanowi się, czy w tej sytuacji powinna wycofać się z rozmów z Izraelem, które miały utrwalić rozejm kończący konflikt w Strefie Gazy.
Ostatecznie postanowiono kontynuować starania na rzecz pokoju. Poinformowała o tym agencja Reutera, powołując się na jednego z przywódców Hamasu, Mohammeda al-Zahara. Potępił on zabicie dwóch Palestyńczyków, podkreślił jednak, że Izraelowi "nie wolno dawać pretekstu do uciekania od podjętych zobowiązań".
Zobacz galerię: Dzień na zdjęciach>>>
PAP/asop