Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 31.01.2017

Francja: rewizja w biurze kandydata republikańskiej prawicy, faworyta sondaży

W Paryżu policja przeprowadziła rewizję w biurze Francois Fillona - kandydata prawicy republikańskiej w wiosennych wyborach prezydenckich. Sprawa dotyczy dużych sum wypłacanych za fikcyjne zatrudnienie żony byłego premiera.

Chodzi o ponad pół miliona euro wynagrodzenia, które, z wykształcenia prawnik, Penelope’a Fillon miałaby otrzymać gdy pracowała jako doradca i sekretarka męża.

W biurze Francois Fillona w Zgromadzeniu Narodowym policja szukała kontraktu pracy Penelope i dowodów potwierdzających wykonane przez nią prace w ramach obowiązków zawodowych. Nie znaleziono żadnych dokumentów mających to potwierdzić.

Rzecznik Francois Fillona stwierdził, że w tej chwili politycy nie są w żadnym stopniu chronieni. W innych, wcześniejszych przypadkach prowadzący dochodzenie dokonywali rewizji po dwóch miesiącach, teraz po dwudziestu godzinach. Przyznał dalej, że w kontekście wyborów prezydenckich ta cała rozbuchana afera nie jest zbyt przyjemną sprawą.

Jednocześnie we Francji wybuchła afera pobierania pieniędzy z kasy Unii Europejskiej przez działaczy skrajnej prawicy, z Frontu Narodowego, których noga nigdy nie stanęła ani w Brukseli ani w Strasburgu.

W poniedziałek były przesłuchania

Były premier Francji Fillon i jego żona zostali w poniedziałek przesłuchani w ramach śledztwa dotyczącego zarzutów prasy, która utrzymuje, że Penelope Fillon otrzymywała wynagrodzenie za fikcyjną pracę jako asystentka parlamentarna. Żadnych szczegółów dotyczących przesłuchań nie ujawniono.

Fillon odrzuca oskarżenia o fikcyjne zatrudnienie żony, która według doniesień satyrycznego tygodnika "Le Canard Enchaine" miała zarobić jako asystentka 500 tys. euro. Twierdzi, że oskarżenia te są częścią kampanii oczerniania go.

"Le Canard Enchaine" podał w ub. tygodniu, że żona Fillona, który jest kandydatem prawicowych Republikanów na prezydenta Francji, była wynagradzana z funduszy parlamentarnych za fikcyjną pracę w latach 1998-2007, a następnie 2012-13. Penelope Fillon zarobiła łącznie ok. 600 tysięcy euro za bycie zatrudnioną jako asystentka swego męża, a później jego następcy w Zgromadzeniu Narodowym (parlamencie) oraz za rzekomą pracę w latach 2012-13 w piśmie kulturalnym "La Revue des Deux Mondes".

Zatrudnianie członków rodzin polityków jest we Francji legalne i praktykowane przez wielu parlamentarzystów - zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Ale francuskie media przypominają, że Penelope Fillon była dotąd przedstawiana jako niepracująca zawodowo gospodyni domowa.

W poniedziałek został także przesłuchany właściciel magazynu "La Revue des Deux Mondes", miliarder Marc Ladreit de Lacharriere, wieloletni przyjaciel Fillona.

Zdaniem obserwatorów w świetle obecnego skandalu 62-letni Fillon przestał być automatycznym zwycięzcą wyborów, jakim wydawał się po prawyborach w partii republikańskiej.

Nadal jednak, według ostatniego sondażu, w przypadku pojedynku pomiędzy nim a Marine Le Pen w drugiej turze wyborów, 7 maja, odniósłby zwycięstwo nad szefową antyunijnego i antyimigranckiego Frontu Narodowego stosunkiem 60 proc. do 40.

Media: Fillon chyba przestaje być faworytem

Media analizują sprzeczności w wypowiedziach zainteresowanych, ale przede wszystkim zwracają uwagę na topniejące poparcie wyborców dla tryumfalnie wyłonionego w prawyborach kandydata prawicy. We wtorkowym komentarzu radio Europe 1 podkreśla, że zjawisko to widać również wśród działaczy jego partii Republikanie. Europe 1 cytuje zwolenników byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, a telewizja BFM byłą minister sprawiedliwości w rządzie Sarkozy’ego Rachidę Dati, która straszyła Fillona, że "ma amunicję, by zasmrodzić mu kampanię”.

Politolog Joel Gombin ocenił w telewizji informacyjnej LCI, że "takie sprawy to woda na młyn" przywódczyni skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen.
Według sondaży 61 proc. Francuzów ma "złą opinię” na temat kandydata prawicy, a prawie 30 proc. ma zamiar głosować na Le Pen.

Po zwycięstwie Benoit Hamona w niedzielnych prawyborach socjalistów media cytują deputowanego zbliżonego do FN Gilberta Collarda, który powiedział, że "lewica wyznaczyła kapitana Titanica”.

Media zauważają, że choć pokonany przez Hamona były premier Manuel Valls powiedział, że "teraz Hamon jest kandydatem naszej rodziny politycznej”, jego zwolennicy bardzo ociągają się z poparciem dla zwycięzcy, a wielu zapowiedziało już przed kamerami, że zamierza głosować na Emmanuela Macrona, byłego ministra gospodarki w rządzie prezydenta Francois Hollande’a.
Przywódca centrowego stronnictwa Ruch Demokratyczny (MoDem) Francois Bayrou uważa, że "sytuacja polityczna we Francji nigdy jeszcze nie była tak zdestabilizowana”. Polityk ten nie zadeklarował jeszcze, czy zamierza kandydować w kwietniowych wyborach prezydenckich. Francuscy komentatorzy uważają zaś, że jego kandydatura przyczyni się do jeszcze większej niestabilności.

Prawybory prezydenckie, które są we Francji czymś nowym, wprowadzono, aby oczyścić sytuację i zwiększyć siłę ugrupowań politycznych. Obecnie niektórzy sądzą, że skutek jest wręcz odwrotny. "Le Monde” cytuje anonimowego socjalistycznego polityka, według którego "każde wybory prezydenta stwarzają nieprzewidzianą sytuację, która doprowadzić może na skraj przepaści, ale prawybory to doprawdy maszyna do tworzenia chaosu”.

Sondaże z 30 stycznia i analizy wyników

Szefowa nacjonalistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen wysunęła się na czoło sondażu przed wiosennymi wyborami prezydenckimi we Francji. Głosowałoby na nią w pierwszej turze 25 proc. Francuzów, a na konserwatywnego Francois Fillona - 22 proc.

Le Pen przegrałaby jednak w drugiej turze - wynika z tego najnowszego, opublikowanego w niedzielę wieczorem sondażu instytutu Kantar Sofres Onepoint, przeprowadzonego 26 i 27 stycznia na próbie 1 032 osób. Margines błędu wynosi 3,1 pkt.

Fillon znalazł się w sondażu na drugim miejscu z 22 proc. głosów, o 1 punkt proc. więcej, niż zdobył centrowy kandydat, były minister gospodarki Emmanuel Macron (21 proc.).

Na czwartym miejscu uplasował się w sondażu radykalny socjalista Benoit Hamon (15 proc.), który w niedzielę bezapelacyjnie wygrał drugą turę prawyborów w rządzącej Partii Socjalistycznej, pokonując rywala, byłego premiera Manuela Vallsa. Piąty w sondażu znalazł się trybun radykalnej i eurosceptycznej lewicy, eurodeputowany Jean-Luc Melenchon (10 proc.).

49-letni Hamon, który kampanię przed prawyborami prowadził pod hasłem zapewnienia wszystkim przez państwo dochodu gwarantowanego w wysokości 750 euro miesięcznie, nie znalazł się jednak w trójce, która zmierzy się w wyborach do fotela prezydenckiego. Wyprzedził go były minister gospodarki i były bankier inwestycyjny, 39-letni Macron.

Fillon przestał być automatycznym zwycięzcą, jakim wydawał się po prawyborach w partii republikańskiej, zwłaszcza w świetle ostatniego skandalu, jakim stało się ujawnienie zarobków Penelopy Fillon, żony kandydata, która w latach 1998–2002 za fikcyjną pracę u jego boku otrzymywała niemal 4 tys. euro miesięcznie. Jednak w przypadku pojedynku pomiędzy nim a Le Pen, odniósłby zwycięstwo nad szefową FN stosunkiem 60 proc. do 40.

Ale gdyby do drugiej tury wszedł Macron, mógłby z niej zwycięsko z przewagą nad Le Pen w stosunku 65 proc. głosów do 35 proc., a nawet nad Fillonem - 58 proc. głosów do 42.

Wśród tych, którzy zamierzają głosować na Macrona w pierwszej turze, tylko 41 proc. twierdzi, że na pewno odda na niego głos. Jest to znacznie niższy odsetek w porównaniu z innymi potencjalnymi kandydatami.

Spośród zwolenników Fillona 61 proc. twierdzi, że na pewno na niego zagłosuje, w przypadku zwolenników Melenchona - 56 proc., Hamona - 46 proc., a w przypadku Le Pen - aż 78 proc.

Wybory prezydenckie we Francji odbędą się w kwietniu i maju. 

IAR/PAP/agkm