Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
migrator migrator 19.11.2009

Dziś w Brukseli ostateczne starcie

Europejscy liderzy zbiorą się na szczycie, by wybrać osoby na dwa kluczowe stanowiska przewidziane w traktacie lizbońskim.

Chodzi o przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego prezydentem, oraz o unijnego ministra spraw zagranicznych. Jeszcze wczoraj zgody we Wspólnocie nie było.

Na liście kandydatów jest ponad 20 nazwisk, a niektórzy przewidują, że jeszcze dziś pojawią się nowe. Szwedzki premier Fredrik Reinfeldt nie traci jednak nadziei na porozumienie na szczycie. „To może zająć kilka godzin, a może nawet całą noc" - mówił.

Najpoważniejszym kandydatem na unijnego prezydenta wciąż jest belgijski premier Herman van Rompuy. Konkurować z nim próbują jeszcze szefowie rządów Holandii i Luksemburga - Jan Peter Balkenende i Jean-Claude Juncker. A Londyn forsuje Tony'ego Blaira, który już wydawał się bez szans.

Na unijnego ministra spraw zagranicznych też chętnych nie brakuje - to mniej lub bardziej znani politycy. Podobno półtora tygodnia temu wstępnie zaakceptowany przez unijne stolice był szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband. Nagle jednak wycofał się z wyścigu - mówi w rozmowie z Polskim Radiem ekspert brukselskiego Centrum Polityki Europejskiej Antonio Missiroli. „I wtedy dyskusja wymknęła się spod kontroli. Pojawiło się dużo nazwisk, żądań i warunków" - mówi. Teraz najczęściej pojawia się nazwisko byłego premiera Włoch Massimo D'Alemy, ale niektórym nowym krajom Unii przeszkadza jego komunistyczna przeszłość. Poza tym kiedyś ktoś wspomniał, że na to stanowisko pasuje też były sekretarz generalny Sojuszu Jaap de Hoop Scheffer, czy Francuzka Elisabeth Guigou.

Wiele zależy od osobowości

Amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger narzekał swego czasu na brak telefonu do unijnego polityka, który reprezentowałby całą Wspólnotę. Wraz z powołaniem najważniejszych stanowisk będą dwa kluczowe numery telefoniczne. Nie wiadomo jeszcze jak duże kompetencje będzie miał unijny prezydent. Traktat lizboński tego nie precyzuje i wszystko zależy od osobowości pierwszego szefa Rady Europejskiej - będzie miał tyle władzy, ile wywalczy. Wiele krajów, w tym Polska, chce by miał ją ograniczoną i skupił się na ogólnych zadaniach, czyli kierował pracami Unii, szukał kompromisu i reprezentował Wspólnotę na międzynarodowych szczytach.

Nieco więcej wiadomo natomiast o wysokim przedstawicielu do spraw zagranicznych, którego pozycja będzie silniejsza aniżeli ta sprawowana przez obecnego szefa unijnej dyplomacji. Nowy minister ma kierować polityką zagraniczną i koordynować ją, będzie miał większe zaplecze niż europejski prezydent, bo prawie kilkutysięczną służbę dyplomatyczną i większy budżet. To wszystko powoduje, że unijny minister, który wymieniony jest w traktacie lizbońskim prawie 60 razy, jest stanowiskiem bardziej prestiżowym od europejskiego prezydenta, który w traktacie pojawia się zaledwie kilka razy.

Posłuchaj rozmowy z korespondentką Polskiego Radia >>