Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Paweł Bączek 30.05.2021

Lockdown a depresja u dzieci. Psychiatra: na oddział trafiali pacjenci, którzy wcześniej nie mieli problemów

- W lockdownie na oddział psychiatrii dziecięcej trafiali młodzi pacjenci, którzy wcześniej nie mieli skłonności depresyjnych - powiedziała psychiatra Małgorzata Wyrębska-Rozpara ze szczecińskiego szpitala "Zdroje". Zaznaczyła, że nie wiadomo, jak długo mogą utrzymywać się objawy depresyjne związane z pandemią.
1200_szkoła_shutterstock.png
"Potrzeba radykalnych działań". Bianca-Beata Kotoro o pomocy psychologicznej dla młodzieży

- Kiedy zaczął się pierwszy lockdown, w marcu ubiegłego roku, na oddziale było bardzo mało zgłoszeń. Wszyscy się chyba bali, było dużo niepewności. Dzieci nawet cieszyły się z nauczania online. Przez pierwsze dni nie było to takie straszne. Mieliśmy wtedy 15 pacjentów na 36 łóżek, a zwykle w tym okresie mamy ich o wiele więcej - powiedziała psychiatra Małgorzata Wyrębska-Rozpara, kierująca Oddziałem Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej szczecińskiego szpitala "Zdroje".

Czytaj także:

Dodała, że sytuacja zmieniła się podczas drugiego lockdownu, gdy ponownie zamknięte zostały szkoły - tym razem na dłużej, a uczniowie raz jeszcze pozostali w domach i uczyli się zdalnie.

- W tej chwili zgłasza się bardzo dużo pacjentów, mamy duże nadstany. Dzieci są bardzo zagubione - o czym wiedzą wszyscy, nie jest to wielkie odkrycie - wskazała psychiatra.

Zaznaczyła, że według jej obserwacji lekcje zdalne przez niektórych młodych ludzi, wcześniej mających skłonność do lęków, były odbierane lepiej niż przez ich rówieśników.

shutterstock_dziewczyna depresja 1200.jpg
Jak izolacja wpływa na psychikę nastolatków?

Obawa przed powrotem

- To młodzież, która bała się konfrontacji z nauczycielem, z rówieśnikami, różnych sytuacji w szkole. Z lekcji wyjść nie mogli - teraz mieli możliwość wyłączyć kamerkę przy komputerze i tylko słuchać - wskazała lekarka. Podkreśliła jednak, że osoby te bardzo boją się powrotu do normalnego trybu szkolnego.

Jedną z przyczyn niechęci powrotu do szkolnych ławek w pełnym wymiarze może być u niektórych młodych osób także to, że np. nabrały masy ciała, czemu sprzyjał lockdown z brakiem regularnych zajęć fizycznych i czasowym zakazem wychodzenia dzieci i młodzieży z domu bez opieki.

- Mamy w tej chwili bardzo dużo dziewcząt z zaburzeniami odżywiania, które zaczęły się drastycznie odchudzać. Dawno nie mieliśmy takiej sytuacji na oddziale. Choć nie mogę powiedzieć na pewno, czy należy to wiązać bezpośrednio z pandemią - zastrzegła Wyrębska-Rozpara.

Wskazała, że na oddział psychiatrii dziecięcej, którym kieruje, w październiku i w listopadzie, gdy zwykle przybywa pacjentów, w ubiegłym roku dodatkowo pojawiły się także dzieci, które wcześniej nie miały skłonności depresyjnych.

- W momencie, gdy zostali zamknięci w domu, przestali sobie radzić. Jest dużo skarg na brak motywacji do nauki. Dzieci nie mogą się zmobilizować, żeby włączyć komputer i siedzieć przy nim sześć godzin - zaznaczyła psychiatra.

"Gdyby nie lockdown..."

Wspomniała jednego ze swoich pacjentów, który wiązał swoje złe samopoczucie właśnie z nauczaniem zdalnym. - Opuścił się w nauce, z dobrego ucznia stał się średnim, nie wychodził, bo uważał, że to nie ma sensu. Był w pierwszej klasie liceum, więc nie zdążył się nawet poznać z nową klasą. Leczenie farmakologiczne, spotkania z psychologiem tylko trochę poprawiały jego jakość życia - opisywała Wyrębska-Rozpara.

Wskazała, że podczas niedawnej wizyty chłopiec przyznał, że cieszy się, ale i boi powrotu do szkoły. - Liczy na to, że kiedy pójdzie do szkoły, zacznie znowu żyć, pokłada w tym dużo nadziei. Myślę, że gdyby nie lockdown i nauczanie zdalne, ten chłopak nie miałby takich problemów - powiedziała psychiatra.

U młodych ludzi, którzy przez długie miesiące zamknięci byli w domach, lekarka zauważyła też częstsze uzależnienie od komputera - miało na to wpływ przeniesienie kontaktów z rówieśnikami do mediów społecznościowych.

- Wielu rodziców zgłasza ten problem - dzieci siedzą z nosem w telefonie, a zabranie mu go wiąże się z awanturą na taką skalę, że bywa, iż wzywana jest nawet karetka, dochodzi wręcz do demolowania sprzętów domowych - powiedziała lekarka.

Lęki rodziców

Zaznaczyła, że na psychikę dzieci mają też wpływ lęki rodziców, nieczęsta wcześniej sytuacja długotrwałego przebywania całej rodziny w domu, rozluźnienie więzi rodzinnych z dalszymi krewnymi, ale także lęk o zdrowie swoje i bliskich.

- Miałam ostatnio pacjentkę, która zachorowała na COVID-19 i miała wielkie wyrzuty sumienia, że zaraziła tatę, który wylądował w szpitalu i ledwo z tej choroby wyszedł. Czuła się winna - mówiła Wyrębska-Rozpara.

Jak zaznaczyła, dodatkowe problemy pojawiły się w pandemii także u dzieci, które doświadczały przemocy w rodzinie - wcześniej ich stan mógł zostać zauważony w szkole.

- Byli też pacjenci, którzy wstydzili się włączyć komputer i uczestniczyć w lekcji. Zdarzało się, że nauczyciel i klasa byli świadkami, jak ich rodzic wpadał do pokoju z krzykiem - bo dziecko nie pozmywało naczyń - mówiła lekarka.

Wskazała, że nie wiadomo jeszcze, jak długo mogą utrzymywać się objawy depresyjne związane z lockdownem i pandemią, tym bardziej że sytuacja nadal nie jest pewna i nie wiadomo, czy we wrześniu nauczanie wróci do normalnego trybu.

"Trzeba słuchać naszych dzieci"

Zapytana o to, jak pomóc młodym osobom, które odczuwają tego typu skutki zamknięcia w domu, podkreśliła, że rodzice powinni wspierać dzieci i starać się nie przelewać na nie swoich lęków.

- My, dorośli, też mamy prawo czegoś się obawiać, być niepewni, mieć swoje lęki, ale nie należy przekazywać ich dzieciom. Nie chodzi o to, by ukrywać przed dziećmi swoje uczucia, ale by wytłumaczyć im to, rozmawiać z nimi. Choć oczywiście, szczególnie nastolatkowie, często nie chcą z rodzicami rozmawiać - ale trzeba próbować - zaznaczyła psychiatra.

Podkreśliła, że rodzice często bagatelizują problemy dziecka, mówiąc "nie przesadzaj" czy "myśl pozytywnie". - To nie działa u dziecka, któremu wszystko się wali - wskazała.

- Trzeba przede wszystkim słuchać tych naszych dzieci. Bo one potrafią powiedzieć, tylko nie zawsze dorośli chcą ich wysłuchać - podsumowała lekarka.

pb