Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Szymon Gebert 10.02.2011

Ksenofobia nie uratuje Hosniego Mubaraka

Mimo ogromnego zaangażowania rządowych mediów próba obciążenia zagranicznych wywiadów i mediów odpowiedzialnością za protesty przynosi w Egipcie odwrotne skutki.

Zanim w ostatnich dniach publiczne egipskie media zaczęły w miarę obiektywnie relacjonować wydarzenia w kraju, a jej dziennikarze dołączyli do protestujących, w Egipcie przez tygodnie można było usłyszeć, że protesty są dziełem "antypatriotów" i zagranicznych wywiadów. Propagandziści z egipskiego ministerstwa informacji pożenili ze sobą na tę okazję wywiady Iranu, Izraela, USA i Pakistanu - państw, które na codzień nie współpracują ze sobą w żaden sposób. W telewizji Mehwar, czy Kanale 1 publicznej telewizji przez ostatnie dni stycznia i pierwszy tydzień lutego codziennie emitowano reportaże i wywiady ze skruszonymi szpiegami, lub świadkami szpiegowskich działań obcych wywiadów. Niektórzy donosili, że nawet "80 procent protestujących na placu Tahrir to szpiedzy z Iranu i Pakistanu".

Jak skrupulatnie zanotował Peter Bouckaert z bloga foreignpolicy.com do Mehwar zadzwoniła 5 lutego kobieta podająca się za agentkę Mossadu, która miała przejść w Katarze szkolenie (szkolić mieli Amerykanie) w obalaniu rządu. Inny mężczyzna doniósł tej samej telewizji, że obcy ludzie na aleksandryjskiej ulicy chcieli go zwerbować. Podejrzewał, że to Irańczycy, lub Afgańczycy i zaznaczył, że nie rozumiał języka w jakim mówili. Nie wytłumaczył skąd więc wiedział o próbie werbunku.

Ministerstwo informacji nakazało nawet w pewnym momencie czołowym operatorom telefonii komórkowej w Egipcie rozesłanie wszystkim użytkownikom smsowych apeli do "dołączenia do lojalnych wobec Egiptu i walki z protestującymi zdrajcami". Niektóre smsy zawierały nawet miejsca i godziny zbiórki "patriotów".

Rząd Mubaraka poświęcił także dużo uwagi zagranicznym mediom prześladując dziennikarzy. Biuro Al-Jazeery w Kairze przeżyło dwa naloty bezpieki, dziennikarze "New York Times" i "Guardiana" byli zatrzymywani, Al-Arabija miała czasowy zakaz nadawania, korespondent CNN został pobity. Mimo, że część zagranicznych korespondentów faktycznie w strachu opuściła Egipt, działania te przyniosły skutek zupełnie odwrotny od zamierzonego.

Dziennikarze mediów publicznych dołączyli na początku tygodnia do protestujących, domagając się odwołania szefów telewizji i rozgłośni radiowych, którzy kazali im przekłamywać rzeczywistość.

tan