- Przychodzi dziś do państwa milion obywateli. Milion obywateli przynosi wniosek o referendum edukacyjne - mówił do posłów Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, które zainicjowało całą akcję w sprawie referendum edukacyjnego. Od jego wystąpienia rozpoczęła się w Sejmie debata.
Pod wnioskiem o referendum podpisało sie bowiem blisko 950 tys. osób. Elbanowski podkreślił zaangażowanie rodziców w zebranie podpisów. - Oni wykonali ogromną pracę, żeby ten milion głosów zebrać. To byli ojcowie, którzy zwalniali się z pracy, brali urlopy, poświęcali całe weekendy na to, żeby przekonywać - mówił.
Ideę referendum popiera PiS, Solidarna Polska, SLD i Twój Ruch. W mediach pojawiały się spekulacje, że także niektórzy posłowie koalicji rządowej mogą poprzeć wniosek o przeprowadzenie referendum.
Elbanowski: rząd się boi porażki
Może to oznaczać, że - wbrew stanowisku rządu - idea referendum zyskałaby w Sejmie większość. Głosowanie - za dwa tygodnie. Zdaniem Elbanowskiego odłożenie głosowania, świadczy to o tym, że rząd przestraszył się porażki.
Dziś rząd dysponuje w Sejmie 232 głosami. Zakładając, że po stronie opozycji będzie pełna mobilizacja, czyli wszyscy posłowie stawią się na głosowanie a ktoś z koalicji się wykruszy - wtedy referendum będzie musiało się odbyć.
Wnioskodawcy przeprowadzenia referendum przekonują, że szkoły w Polsce nie są przygotowane przyjęcie sześcioletnich dzieci. Potwierdza to kontrola NIK.
Elbanowski skrytykował towarzyszący reformie nowy program nauczania. - Podstawa programowa jest fatalna. To opinia nie tylko nas, rodziców, ale przede wszystkim ekspertów - przekonywał. Jak ocenił, nowy program nauczania powoduje, że dzieci w pierwszej klasie muszą się uczyć rzeczy, które przerastają ich możliwości.
Szefowa MEN Krystyna Szumilas
Szumilas do opozycji: ściągnijcie polityczne okulary
Ale szefowa MEN Krystyna Szumilas zapewnia, że wprowadzane przez rząd rozwiązania są korzystne dla dzieci. I nie można się z nich wycofać. Podczas sejmowej debaty przekonywała, że jako dorośli jesteśmy odpowiedzialni za wspieranie dzieci w rozwoju. Nie można ich ratować przed edukacją. Krystyna Szumilas mówiła, że 75 procent uczniów w Europie rozpoczyna edukację w wieku 6 lat. Jej zdaniem, taki start to gwarancja większych szans dla ucznia, niż gdy do szkoły idzie się rok później.
Szumilas przekonywała też, że dzięki reformie jest więcej miejsc w przedszkolach. Wyliczała, że w 2007 roku przed wprowadzeniem pierwszych założeń reformy, co drugie dziecko zaczynało edukację przedszkolną dopiero w 6. roku życia. Dziś jest to już niemal połowa trzylatków. Minister edukacji apelowała do opozycji o "ściągnięcie politycznych okularów". Jej zdaniem, reformowanie już wprowadzonej reformy spowoduje niepokój wśród uczniów i niepewność nauczycieli.
Krystyna Szumilas broniła między innymi gimnazjów, które zostały wprowadzone w 1999 roku. Jej zdaniem, dzięki temu nasi uczniowie mają wyniki powyżej średniej europejskiej. W opinii minister, trwające w edukacji zmiany przyczyniły się do skoku cywilizacyjnego na prowincji - przedszkola, podstawówki, gimnazja i licea powstały w miejscowościach, które nie miały dotąd dostępu do edukacji.
Sześciolatki do szkoły marsz od 2015 roku
Obowiązek szkolny dla dzieci sześcioletnich został wprowadzony ustawą w 2009 r. Początkowo wszystkie sześciolatki miały pójść do pierwszej klasy od 1 września 2012 r., natomiast w latach 2009-2011 o podjęciu nauki mogli decydować rodzice. Sejm, chcąc dać samorządom dodatkowy czas na przygotowanie szkół, przesunął ten termin o dwa lata, do 1 września 2014 r.
W sierpniu tego roku Sejm zdecydował, że w 2014 r. obowiązkiem szkolnym objęte zostaną tylko sześciolatki z pierwszej połowy 2008 r. Pozostałe dzieci z tego rocznika rozpoczną naukę w 2015 roku. Niedawno prezydent podpisał się pod tą ustawą.
iar/pap/asop