Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 26.01.2015

Dialog potrzebny Polsce od zaraz. Związki, pracodawcy i rząd chcą nowych zasad

Minęło już 25 lat od transformacji ustrojowej, a w Polsce nadal nie umiemy prowadzić dialogu społecznego. Dlatego minister pracy Kosiniak-Kamysz spotyka się z pracodawcami i związkowcami, by wypracować nową formułę rozmów, która zastąpi praktycznie nie działającą od 2013 roku od Komisję Trójstronną.
Jest zgoda między pracodawcami i związkowcami, więc moglibyśmy sfinalizować nową ustawę o dialogu społecznym w ciągu pół rokuJest zgoda między pracodawcami i związkowcami, więc moglibyśmy sfinalizować nową ustawę o dialogu społecznym w ciągu pół rokuGlow Images
Posłuchaj
  • Ustawa powołująca Radę Dialogu Społecznego mogłaby zostać uchwalona w ciągu pół roku. Jeśli nie przeszkodzą wybory i ewentualna niechęć polityków – ocenia gość radiowej Jedynki Jeremi Mordasewicz, doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Praktyka dialogu społecznego w przypadku niektórych krajów skandynawskich, ma grubo ponad sto lat. W Polsce ma stosunkowo krótką historię. Komisja Trójstronna powstała w 1993 roku – tłumaczy gość Polskiego Radia 24 Anna Ruzik-Sierdzińska, ekonomistka z SGH.(Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Strona związkowa chce jednak powrócić do dialogu, ale na innych zasadach – podkreśla na antenie radiowej Jedynki Anna Grabowska z Forum Związków Zawodowych.(Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • To nic dziwnego, że związki zawodowe wyszły z Komisji Trójstronnej – uważa prezes BCC Marek Goliszewski. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Proponowana Rada Dialogu Społecznego miałaby zmniejszać rolę strony rządowej – tłumaczy Anna Grabowska z Forum Związków Zawodowych. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Sama chęć porozumienia się i fakt stworzenia wspólnego projektu ustawy jest już sukcesem – zaznacza prezes BCC Marek Goliszewski. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Michał Wenzel ze SWPS podkreśla, że podstawowym problemem dialogu społecznego w Polsce jest to, że odbywa się on na szczeblu centralnym. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

– Obecnie nie ma forum, akceptowanego przez wszystkie strony, gdzie uczestnicy mogliby się wymienić wszystkimi argumentami za i przeciw, żeby wskazać interesy i zaprezentować opinie wszystkich trzech stron – podkreśla gość Polskiego Radia 24 Anna Ruzik-Sierdzińska, ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej.

Nie tylko patrząc na ostatnie wydarzenia na Śląsku, ale na cały okres transformacji, widać że w Polsce mamy problem z dialogiem. O ile w krajach skandynawskich przywiązuje się ogromną wagę do nauki dialogu już od dzieciństwa, o tyle my w Polsce nie bardzo potrafimy rozmawiać.

Nikt nie jest bez winy

Za bardzo poddajemy się fali emocji, a za mało rozsądkowi, i za mało w nas jest empatii, nie potrafimy też wczuć się w drugą ze stron. I nie umiemy negocjować, biorąc pod uwagę zarówno interes własny, jak i tej drugiej strony.

– Pracodawcy też mają z tym problem. Też nie potrafiliśmy się często wsłuchać w głos związkowców, naszych partnerów, kiedy mówili o problemach socjalnych. Z kolei związkowcy przywiązywali zbyt małą wagę do konkurencyjności gospodarki. I właśnie dlatego już we wstępie do nowej ustawy o dialogu społecznym wpisaliśmy zarówno kwestię konkurencyjności gospodarki, jak i te społeczne, tzn. podniesienia dobrobytu wszystkich mieszkańców Polski, a nie tylko tych, którzy dobrze sobie radzą – wyjaśnia gość radiowej Jedynki Jeremi Mordasewicz, doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan.

Raczej monolog niż dialog

W Polsce dialog społeczny ma stosunkowo krótką historię. Trójstronna Komisja powstała u nas w 1993 roku. Miała uczestniczyć między innymi w polityce kształtowania płac w przedsiębiorstwach i w sferze budżetowej i w znacznym zakresie polityki społecznej i ekonomicznej. Partnerom nie udawało się jednak zbyt często zawierać porozumień w tych sprawach. Natomiast już od połowy 2013 roku komisja właściwie nie działa, ponieważ nie można w niej podejmować decyzji, gdyż związkowcy wystąpili z niej. Czy mieli rację?

– Uważam, że nie. To była wtedy bardzo trudna sytuacja dla związkowców. Ponieważ przygotowali wrześniowe manifestacje w 2013 roku, więc w tej sytuacji nie mogli równocześnie prowadzić dialogu. I dlatego wyszli, a wszyscy straciliśmy 1,5 roku, gdyż wiele spraw można było w tym czasie załatwić w Komisji Trójstronnej. Mam nadzieję, że ten nowy projekt, który zyskał akceptację zarówno trzech central związkowych, jak i czterech central organizacji pracodawców, zostanie doszlifowany przez Ministerstwo Pracy, i będziemy mogli wrócić do nowej Rady Dialogu Społecznego – podkreśla ekspert z Lewiatana.

Czy będzie sukces w rozmowach rząd-pracodawcy-związki

W projekcie jest jeszcze kilka znaków zapytania, ale żadna z kwestii, która tam jest wpisana w postaci wariantowej, nie uniemożliwia dalszych rozmów. Są one do wyjaśnienia.  – Ponieważ to są założenia do ustawy, oczekujemy że resort dopracuje szczegóły techniczne i prawne. I oczywiście uwzględni interesy państwa – dodaje Mordasewicz.

Związkowcy bowiem prezentują stronę pracowników, emerytów i rencistów. Po drugiej stronie są pracodawcy, czyli strona inwestorów i przedsiębiorców. Ale jest jeszcze interes wspólny, interes różnych grup, które nie są ani pracownikami, ani przedsiębiorcami. I trzeba też pamiętać o równowadze finansów publicznych.

Nowe zasady - nowej Rady Dialogu Społecznego

Czas więc na zmiany. Żeby uniknąć sytuacji takich jak wyjście z Komisji związków zawodowych w czerwcu 2013 roku, czy z lat 1999–2001, kiedy OPZZ nie brał udziały w spotkaniach.

– Rząd w Komisji Trójstronnej powinien reprezentować interesy tych, których nie reprezentują dwie pozostałe strony. W nowej ustawie powinna być większa równowaga tych trzech partnerów – tłumaczy Anna Ruzik-Sierdzińska z SGH.

Dialog w Komisji ma być jawny. Mają być też dostępne kompletne stenogramy, ekspertyzy.

Może będą także Rady Dialogu na poziomie województw. Czy rzeczywiście są potrzebne? Wszystko zależy od tego jak będą funkcjonowały. Obecna Komisja Trójstronna też funkcjonuje na podstawie ustawy, która weszła w życie 2001 roku i także była przygotowywana w resorcie pracy przy udziale partnerów społecznych. Czyli były w niej uwzględnione ich opinie – przypomina ekspertka z SGH. A z efektem tych ustaleń borykamy się od paru lat.

Europejski model układów zbiorowych

Spotkanie w resorcie pracy dotyczy tylko samej konstrukcji dialogu, czyli nowej Komisji jako narzędzia dialogu, miejsca spotkań stron. Bez tego wszystkie kwestie, które są zgłaszane przez związki, z zakresu polityki społecznej i gospodarczej nie mają gdzie być dyskutowane. Wcześniej, przed 2013 rokiem, mogły być omawiane w Komisji Trójstronnej, i to było najlepsze miejsce do pracy nad tymi sprawami.

Jednak Michał Wenzel ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, zajmujący się tematyką związków zawodowych i prawami pracowniczymi podkreśla, że podstawowym problemem dialogu społecznego w Polsce jest właśnie to, że odbywa się on na szczeblu centralnym.

– Dialog społeczny w Europie, w tych krajach w których rzeczywiście ma on długą tradycję, jest dobrze zinstytucjonalizowany, a więc przede wszystkim chodzi tu o kraje północno-zachodniej Europy, odbywa się na szczeblu branży, a w mniejszym stopniu na szczeblu zakładu pracy. Na poziomie centralnym istnieje, choć nie we wszystkich krajach,  ale stopniowo zanika. Gospodarka bowiem zbyt się atomizuje, zbyt wiele jest różnych szczegółów dotyczących sytuacji zawodowej różnych grup, by te sprawy rozwiązywać na szczeblu centralnym. Co innego jest potrzebne – przede wszystkim zbiorowe układy pracy na poziomie branżowym, które w Polsce są stosunkowo słabe, zwłaszcza jeśli popatrzymy na to z perspektywy europejskiej.

Wystarczy tu przypomnieć ostatnie wydarzenia z protestującymi górnikami, kiedy to musiała negocjować premier rządu.

Branża kontra przedsiębiorstwo

Z opinią o dominacji dialogu branżowego nad innymi formami negocjacji, i że w Europie jest tylko ten model negocjowania układów branżowych nie zgadza się Jeremi Mordasewicz.

– Są bowiem dwa modele. Jeden mówi tak: mamy bardzo reprezentatywne organizacje pracodawców i pracowników. Wówczas, gdy 70–80 proc. pracowników należy do związków zawodowych, i tyleż do organizacji pracodawców. I mamy bardzo ograniczone regulacje dotyczące prawa pracy, stosunków pracy, a wszystko negocjujemy między sobą. Tak jest w krajach skandynawskich, czy też w Niemczech – tłumaczy. W drugim wariancie, gdy tak jak w Polsce jest 12 proc. pracowników zrzeszonych w związkach i także po stronie pracodawców jest mała reprezentatywność, to wtedy, skoro reprezentatywność jest mała, prawo pracy jest bardzo szczegółowe i restrykcyjne, a strony nie mają legitymacji, gdyż są mało reprezentatywne, ani nie mają możliwości, bo wszystko jest uregulowane w Kodeksie pracy.

Nieufni partnerzy dialogu

Gdybyśmy chcieli przejść do modelu zachodnioeuropejskiego, to musielibyśmy uzyskać zgodę związków zawodowych na ograniczenie regulacji w prawie pracy i pozostawienie tego do regulacji między związkami i pracodawcami.

– Moim zdaniem w Polsce ten model jeszcze bardzo długo się nie zrealizuje, ze względu na brak zaufania między tymi grupami. A po drugie, były prowadzone badania z których wynika, że negocjacje branżowe są najmniej korzystne dla gospodarki, dla tempa wzrostu gospodarczego – podkreśla gość radiowej Jedynki. Negocjacje na poziomie firm są zrozumiałe, bo pracownicy wiedzą, że jeżeli zażądają za dużo to firma się może przewrócić i stracą pracę. Także rozmowy na poziomie centralnym, ponadbranżowe, np. w Szwecji, często dają dobre rezultaty, bo wyważa się interesy poszczególnych branż. Natomiast zdaniem Mordasewicza, negocjacje branżowe są niebezpieczne z dwóch powodów. – Po pierwsze firmy słabe w danej branży mogą wypaść. Czyli jeżeli regulacje zostaną przyjęte pod największe firmy w kraju w danej branży, to firmy położone w biednych regionach i mniejsze, mogą po prostu nie sprostać tym wymogom.

Po drugie silne branże zaczynają dominować, tak jak to mamy w Polsce z górnictwem, i „wiozą się” na ramionach pozostałych, ponieważ potrafią wywalczyć sobie tak kosztowne przywileje, że wszyscy pozostali muszą za nie zapłacić. – Dlatego ten model branżowy nie sprawdzi się w Polsce. Natomiast mamy całkiem dobre doświadczenia z negocjacjami na poziomie przedsiębiorstw i na poziomie centralnym – dodaje ekspert.

Jeśli wybory nie przeszkodzą...

Kiedy nowa ustawa mogłaby zostać uchwalona? Co najmniej dwa miesiące potrzebuje Ministerstwo Pracy, żeby ustosunkować się do tych  założeń przygotowanych przez stronę pracodawców i pracowników, przygotować swoje uwagi, co oznacza, że mniej więcej za trzy miesiące mogłaby ustawa wejść na ścieżkę legislacyjną i potrzeba wtedy kolejnych trzech miesięcy dla prac parlamentarnych, a to oznacza pół roku.  – Czego się obawiam? Tego, że mając wybory najpierw prezydenckie, a potem parlamentarne, być może politycy nie będą chcieli dotykać się tego. Chociaż jest zgoda między pracodawcami i związkowcami, więc moglibyśmy to zrobić w ciągu pół roku – zaznacza Jeremi Mordasewicz.

– Warto szybko przeformułować dialog, ponieważ pojawiają się nowe problemy, mamy globalizację, mamy wychodzenie z kryzysu – dodaje Anna Ruzik-Sierdzińska.  I na poziomie unijnym pracodawcy i związki zawodowe już wiedzą, że mamy trudny czas na rynku pracy, w gospodarce, że może być nawet zagrożona realizacja europejskiej Strategii 2020.

Krzysztof Rzyman, Justyna Golonko, Karolina Mózgowiec, Małgorzata Byrska


''