W Czwórce trwa akcja "Szpik to You. 1 człowiek – 2 życia”, w ramach której zachęcamy Was do rejestrowania się w bankach dawców szpiku. W ten sposób każdy z Was może kiedyś uratować komuś życie. Myśl ta towarzyszyła Michałowi Jurkowi, gdy, zachęcony przez jedną ze studenckich akcji, zgodził się zostać potencjalnym dawcą szpiku.
- Chciałem komuś pomóc bezinteresownie - wspominał w audycji "Na cztery ręce". Telefon o faktycznej możliwości oddania szpiku konkretnemu biorcy Michał otrzymał po roku od zarejestrowania się. - Lekarz upewniał się, czy podtrzymuję swoją wolę, ale ja nie miałem żadnych wątpliwości - opowiadał.
Zanim Michałowi pobrano szpik przeszedł serię badań wykluczających ewentualne negatywne następstwa takiej operacji. Najgorszy okazał się dla niego ostatni moment przed zabiegiem. - Na pięć dni przed pobraniem szpiku musiałem aplikować sobie lek na przyrost leukocytów i tu miałem pewne opory natury psychicznej, dlatego że trzeba było sobie samemu robić zastrzyki, ale udało mi się przełamać - wspominał gość Bogusi Marszalik i Janka Bajorka.
Sama operacja, wbrew jednemu z mitów, nie miała nic wspólnego z wkłuwaniem się w kręgosłup. Szpik został pobrany Michałowi bezpośrednio z krwi. - Pobieranie tą metodą przypomina dializę. Przebiega tak, że lekarze podpinają za pomocą wenflonów i przewodów obie ręce do kolektora leukocytów. Krew płynie przez to urządzenie z jednej ręki do drugiej - wyjaśniał Michał Jurek. Cały zabieg pobrania szpiku trwa od 4 do 5 godzin.
Dzięki szpikowi Michała nowe życie otrzymała dziewczyna z Francji. Czy Michał miał okazję się z nią spotkać i dlaczego lekarze nie wyjawiają dawcom przed zabiegiem danych biorców, dowiesz się, słuchając nagrania audycji.
bch