O tym, jak Białorusini zaskoczyli świat. Walka o wolność i demokrację tuż za polską granicą
- Pewne są dwie rzeczy. Po pierwsze reżim Łukaszenki czuje się bardzo niepewnie. Po drugie ma to realne podstawy – brak poparcia w społeczeństwie. To oznacza, że mamy stan przejściowy – obecna sytuacja długo się nie utrzyma. Będą zmiany na lepsze, albo też dyktatura zmieni się w ostrzejszą formę dyktatury opartej na przemocy – zaznacza w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Hanna Liubakova, białoruska dziennikarka i ekspertka amerykańskiego think tanku "Atlantic Council". Już teraz, jak mówi, zaczyna się planowe niszczenie alternatywnych organizacji na Białorusi, takich jak choćby Belarus Press Club i nasilają się represje.
Hanna Liubakova podkreśla, że reżim niezwykle żywiołowo reaguje na działania Zachodu, a to pokazuje jego strach przed przyszłością i niepewność. Jak zauważa – zamknięto białoruskie granice, gdy na Litwie wszczęto proces ws. tortur na Białorusi w ramach uniwersalnej jurysdykcji (podejrzanym w tej sprawie jest obecny szef MSW, który osobiście napadł na poszkodowanego). Gdy Waszyngton w Akcie o o demokracji i prawach człowieka na Białorusi (H.R.8438 - Belarus Democracy, Human Rights, and Sovereignty Act of 2020) stwierdził, że nie uznaje Łukaszenki, lecz Radę Koordynacyjną – w Mińsku prokuratura generalna wszczęła postępowania ws. działalności ekstremistycznej, na mocy którego kilku tysiącom członków Rady może grozić do 12 lat więzienia.
Strach reżimu, jak zauważa Hanna Liubakova, jest bardzo dobrze uzasadniony. Reżim nie ma już żadnych zasobów – jedyne, co go trzyma przy życiu, to wsparcie Kremla – i to jedyny zasób – zaznacza. Gdyby nie Putin – Łukaszenki dawno nie byłoby w Mińsku. Zaczęłyby się demokratyczne przemiany.
Dawid i Goliat
Kreml jednak za nic nie będzie chciał z własnej woli "utracić" Białorusi – a obecnie ma realną kontrolę tylko nad działaniami Łukaszenki, za pośrednictwem którego wbrew woli narodu latami podporządkowywał sobie Białoruś – stwierdza Hanna Liubakova. Dlatego Putin obecnie ze wszystkich sił wspiera Łukaszenkę, by zdusić protest, który z punktu widzenia Kremla jest bardzo złym przykładem także dla Rosjan. Robi to po to, by przygotować sobie grunt do dalszych działań.
Jednocześnie Kreml wie, że na wszelki wypadek musi zapewnić sobie nowe narzędzia kontroli nad Białorusią - zaznacza Hanna Liubakova. Możliwe, że Łukaszenka jeszcze przez pewien czas utrzyma się u władzy, ale Kreml chce mieć też inne metody działania w swoim instrumentarium.
I właśnie dlatego, jak zaznacza nasza rozmówczyni, potrzebna jest pomoc dla społeczeństwa obywatelskiego i większa presja Zachodu – pomoc dla mediów, dla organizacji.
Jak to jest, że lobbyści Łukaszenki są skuteczni?
Pomoc Zachodu przychodzi, ale, jak oceniają eksperci, jest jej za mało i dzieje się to zbyt wolno. A tymczasem, jak zaznacza analityk "Atlantic Council", choć na Białorusi represjonowane są setki osób, to lobbyści Łukaszenki zdołali doprowadzić do skreślenia wielu firm sponsorujących reżim z listy sankcji.
Lobbyści próbują wmawiać opinii publicznej, że sankcje na oligarchów białoruskich i sponsorów reżimu szkodzą Białorusinom – a jest zupełnie odwrotnie.
***
W rozmowie więcej o wyciekach na temat planów Kremla na Białorusi, o potrzebnej pomocy dla Zachodu, o tym, dlaczego Białorusinom jest potrzebne wsparcie w obliczu neoimperialnych planów Kremla.
Więcej w rozmowie.
PolskieRadio24.pl: W ostatnich tygodniach na Białorusi pojawiało się coraz więcej informacji o nowych represjach. Wiele osób zatrzymano, poddano torturom, wiele jest w aresztach, wśród nich są dziennikarze, działacze. Jeden z blogerów, Ihar Łosik, przetrzymywany w celi od czerwca, zaczął strajk głodowy, trwa on już około trzech tygodni. Za kratami jest wielu opozycjonistów.
Na koniec roku na Białorusi praktycznie zamknięto lądowe granice dla osób wyjeżdżających z Białorusi (osoby studiujące czy z prawem pobytu za granicą mogą je przekraczać raz na pół roku). Liderka opozycji białoruskiej Swiatłana Cichanouska, komentując tę decyzję, zauważyła, że osoby, który mogłyby z racji represji ubiegać o azyl, nie będą mogły teraz z niego skorzystać.
Hanna Liubakova ("Atlantic Council"): Zamknięcie granic oficjalnie uzasadniano sytuacją epidemiczną. Wiemy jednak, że od początku pandemii władze Białorusi ignorowały zagrożenie COVID-19. Wiosną zorganizowano i paradę wojskową, i subotnik, czyli ogólnonarodowy sobotni czyn społeczny, nie odwoływano imprez masowych. Łukaszenka zachowywał się brawurowo, nie troszczył się o liczbę zakażonych osób. Stąd zamknięcie granic Białorusi wywołuje szereg pytań.
Swiatłana Cichanouska, komentując tę decyzję, napisała, że Białorusini nie będą mogli wyjechać z Białorusi, by schronić się przed represjami.
Zauważmy, że do tej pory bardzo wiele osób uciekło z Białorusi z tego właśnie powodu. Wielu nie rezygnuje przy tym z szukania sprawiedliwości, chcą, by winni przemocy zostali ukarani.
Co jeszcze warte zauważenia, decyzja o zamknięciu granic nastąpiła tuż po tym, gdy na Litwie rozpoczęło się pierwsze postępowanie dotyczące tortur na Białorusi w ramach tzw. uniwersalnej jurysdykcji. Chodzi o objęte prawem międzynarodowym przypadki torturowania, uszkodzeń ciała.
Zauważmy, że to postępowanie, wszczęte przez prokuraturę generalną na Litwie, uderza w Nikołaja Karpienkowa, który jest obecnie wiceministrem spraw wewnętrznych, do drugiej dekady listopada był szefem GUBOPIK-u – oddziału MSW, który w założeniu m się zajmować przestępczością zorganizowaną, a brał udział w tłumieniu demonstracji. Funkcjonariusze GUBOPIK-u podczas demonstracji byli brutalni, niszczyli samochody, rozbijali okna kawiarni, bili protestujących.
Z własnych źródeł wiem, że pierwsza sprawa sądowa w ramach uniwersalnej jurysdykcji, dotycząca pobicia Maksima Haroszyna, wywołała bardzo duży gniew w strukturach siłowych. Można zatem podejrzewać, że zamknięcie granic ma spowodować i to, by Białorusini nie mogli wyjeżdżać za granicę i opowiadać o przestępstwach i torturach.
Do tego władze Białorusi zakładały zapewne, że ten krok zastraszy wiele osób.
Rzeczywiście – jak można sprawdzić, na podstawie świadectw gromadzonych przez opozycję podejrzanym w sprawie Haroszyna jest Nikołaj Karpienkow – który napadł na niego z grupą podwładnych, jeszcze jako szef GUBOPiK-u. Ma pani zupełną rację - oczywiste, że wpadł w złość, gdy na Litwie wszczęto śledztwo, z wielu relacji wiadomo, że to brutalna, bezwzględna i agresywna osoba. Osobiście pobił m.in. w 2010 roku poetę i kandydata na prezydenta Uładzmira Niaklajeua – wedle świadectwa literata uderzył go ciężkim przedmiotem w głowę. A sprawa Maksima Haroszyna odbiła się dużym echem na świecie. Miał sklep z kwiatami, rozdawał je protestującym kobietom. Został tak mocno pobity, że podczas transportu do szpitala nie mógł wydobyć z siebie słowa. Cały świat widział to nagranie. Następnie Białorusini ustawili się w kolejce do jego sklepu, by wyrazić swoją solidarność. To nie jedyna głośna sprawa. Wśród protestujących są też zabici. A represje się nasilają.
Nasilenie represji to klasyczna reakcja reżimu na rewolucję. W pewnym momencie przeważała nadzieja na zwycięstwo, poczucie, że Białorusini jako naród przejęli inicjatywę. Utrzymywało się oczekiwanie, że reżim za chwilę runie.
Jednak w pewnym momencie władze Białorusi zaczęły odzyskiwać pole. Teraz czują się mocniejsze. Stosują ostre represje. Jak wiemy, ludzie są zastraszani, wielu musiało uciec z kraju.
Od sierpnia zatrzymano 32 tysiące osób. Jeszcze przed wyborami były to 2 tysiące osób. Takiej liczby zatrzymań nie widziano jeszcze na Białorusi.
Poziom represji działa na ludzi zastraszająco. Ponadto w ciągu ostatnich tygodni władze zmieniły taktykę tłumienia protestów i Białorusinom nie udawało się zebrać tłumnie w centrum Mińska.
Ludzie protestują w mniejszych zgrupowaniach, idąc w wielu kolumnach przez miasto, ale nie dochodzi do ich spotkania.
Zgromadzenia w centrum miasta, widok dziesiątek i setek tysięcy inspirował Białorusinów. Obecnie możliwe są protesty w poszczególnych dzielnicach Mińska. Na zmniejszenie skali protestu wpływa także zima.
A władze poczuły znów swoją siłę i teraz niszczą infrastrukturę społeczeństwa obywatelskiego – każdą organizację, inicjatywę, która jeszcze potrafi funkcjonować.
21 grudnia Prokuratura Generalna oznajmiła, że wszczęto sprawy karne przeciwko prezydium i członkom Rady Koordynacyjnej. Grozi im nawet 12 lat więzienia za stworzenie organizacji ekstremistycznej i rzekomy spisek. Nie wiadomo, kogo konkretnie dotyczą te zarzuty. Prezydium Rady liczy kilkanaście osób, główny skład Rady to już około 60 osób, z których wiele przebywa obecnie na Białorusi, a szeroki skład Rady Koordynacyjnej to już ponad 5 tysięcy osób. To kolejny groźny krok reżimu. Pokazuje, z jakim ryzykiem wiąże się działanie na rzecz Białorusi – potencjalnie prokurator oskarżyć każdego z tej olbrzymiej grupy.
Informacja o wszczęciu sprawy karnej koreluje z kolei z przyjęciem przez Senat Aktu o demokracji i prawach człowieka na Białorusi (H.R.8438 - Belarus Democracy, Human Rights, and Sovereignty Act of 2020) – podpisanego następnie przez prezydenta Donalda Trumpa.
Akt określa Radę Koordynacyjną jako ciało, które reprezentuje naród białoruski w dialogu o pokojowym przekazaniu władzy. Stwierdza, że Stany Zjednoczone nie uznają prezydentury Aleksandra Łukaszenki.
Widać, że wszystko, co dzieje się wokół sytuacji na Białorusi, oddziałuje na władze. Mówiłam przed chwilą, że władze poczuły, iż przejęły inicjatywę, poczuły siłę w stosunku do protestujących. Ale trzeba mieć świadomość, że w szerszym planie władze jednak czują się niepewnie – bo wiedzą, że w każdym momencie ulice Białorusi mogą się znów wypełnić.
Do tego nie tylko Stany Zjednoczone, ale cały cywilizowany świat nie uznają reżimu, nie uznają Łukaszenki. Reżim dał dowody, że jest przestępczy, a opozycja – że powinna sprawować prawowitą władzę. Zachód inaczej traktuje teraz Białoruś. Świadczą o tym choćby liczne wizyty Swiatłany Cichanouskiej w stolicach zachodnich państw, jej spotkania z prezydentami, premierami, szefami dyplomacji. To musi budzić niepewność reżimu. Wedle doradcy Cichanouskiej odwiedziła 23 kraje (niektóre więcej niż jeden raz), spotkała się z 13 przywódcami państw.
To pogłębia niepewność reżimu. Podkreślę, do tego Łukaszenka ma poczucie, że stracił poparcie Białorusinów. Niemniej jednak walczy o zachowanie status quo. Reżim próbuje obecnie chaotycznie, ale też bardzo brutalnie, zburzyć niezależne struktury.
Rzeczywiście, to prawda. Takie operacje kolejno mają miejsce. Niedawno widzieliśmy że reżim Aleksandra Łukaszenki uderzył w jedną z ważnych instytucji - Belarus Press Club. Tuż przed świętami aresztowano współpracowników jednego z ośrodków zrzeszających dziennikarzy: Belarus Press Office i jego założycielkę Julię Słucką, która zdecydowała się przybyć do Mińska samolotem. Uderzenie może być testem przed kolejnym działaniami reżimu.
Belarus Press Club to zespół, który wykonuje pracę niezwykle ważną dla białoruskiego dziennikarstwa. Stara się promować najlepsze dziennikarskie praktyki, jeśli chodzi m.in. o dziennikarstwo śledcze. Organizuje rozmaite warsztaty, seminaria, wykłady. Stworzył niesamowitą infrastrukturę medialną.
W konferencjach organizowanych w ostatnich miesiącach przez Belarus Press Club i Belarus In Focus na temat Białorusi uczestniczyli online dziennikarze z całego świata: z czołowych światowych mediów, z różnych krajów. Konferencje są bowiem tłumaczone nawet na angielski – symultanicznie, tak by jak najbardziej rozpowszechnić informacje o Białorusi, by dotarła do opinii międzynarodowej.
To ważna organizacja w wymiarze eksperckim i istotny ośrodek wymiany myśli – organizują także konferencje z udziałem Rady Koordynacyjnej, Swiatłany Cichanouskiej… To nie jest po prostu grupa dziennikarzy: chodzi tu również o ekosystem, który potrafili stworzyć.
A każda inicjatywa, która tworzy nową jakość, przyciąga ludzi, jednoczy, staje się celem władz.
Jak sytuacja będzie rozwijać się dalej?
Represje prawdopodobnie będą się nasilały. Władze zakładają, że powinny zniszczyć wszystkie inicjatywy, które im zagrażają.
W 2010 roku miały miejsce analogiczne represje. Teraz zobaczymy je jednak w większej skali. Władze czują się bardzo niepewnie. Widzimy, że zmiany kadrowe mają miejsce w administracji, rządzie, organach wymiaru sprawiedliwości.
Reżim Łukaszenki twierdzi, że wygrywa, ale za takimi stwierdzeniami kryje się niepewność, a ma ona, jak mówiliśmy, realne podstawy – władze nie mają już poparcia. Taka sytuacja nie może utrzymywać się długo. Musi mieć ciąg dalszy. Może prowadzić do jeszcze bardziej autorytarnej dyktatury militarnej, albo do zmian.
Władze nie mają jednak żadnych zasobów, by podtrzymywać dyktaturę. Jedynym "zasobem" Łukaszenki jest obecnie Rosja, jej wsparcie dla autorytarnego reżimu.
Reżim nie ma innych podstaw istnienia. Warto wspomnieć przy tej okazji o problemach gospodarczych, deficycie finansowym.
Podsumujmy, nasuwają się dwa ważne wnioski. Po pierwsze: obecna sytuacja nie może trwać długo. Po drugie: władze czują się niepewnie – nie mają kontroli nad sytuacją, nie mają już poparcia.
To niezwykle trafne określenie, że Łukaszenka nie ma już żadnych zasobów, ale ma za sobą Kreml, Putina, który stoi za nim murem. Putin stara się wspierać Łukaszenkę w miarę możliwości dyskretnie. Jednak jeśli wyliczyć i te oznaki kremlowskiego poparcia, których nie dało się ukryć, to już jest ich sporo. Wizyty szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa i szefa SWR Siergieja Naryszkina w Mińsku, kredyt od Moskwy, kompleks radiolokacyjny Rosji Sopka-2 koło Baranowicz, umowa białoruskiego MSW z Rosgwardią, wsparcie w postaci rosyjskich dziennikarzy z propagandowych kanałów, którzy w Mińsku w państwowej telewizji zastąpili tych, którzy strajkowali przeciwko przemocy reżimu. Łukaszenka opiera się głównie o Putina - a Putin chce, żeby Łukaszenka stłumił te protesty. I na pewno w tej sprawie będzie stał za nim murem.
Oczywiście Putin chce, by Łukaszenka swoimi rękoma zdusił protesty. Nie podoba mu się niestabilna sytuacja na Białorusi, która do tego źle wpływa na sytuacje w Rosji. Rosyjskie środowiska niezależne porównują swoje działaczki do Cichanouskiej. Ten przykład nie jest dobry dla Rosjan z punktu widzenia Kremla.
Putin wspiera Łukaszenkę, ale stara się nie robić tego ostentacyjnie. Ludzie jednak zdają sobie sprawę ze stanu rzeczy – nastroje prorosyjskie znacznie zmniejszyły w ciągu kilku miesięcy protestów, jak wskazują badania Andreja Wardamackiego, niezależnego socjologa i jego Białoruskiej Pracowni Analitycznej (BAM).
Kreml wie, że jeśli będzie jeszcze bardziej otwarcie wspierać Łukaszenkę, w szybkim tempie i na zawsze straci Białoruś. Putin oczywiście zdaje sobie z tego sprawę. Kreml zatem chce, by Łukaszenką wykonał tę brudną robotę, stłumił protesty. Kreml zaś myśli nad tym, co dalej.
Łukaszenka oczywiście nie jest najlepszym przyjacielem Putina, ale skoro nie ma alternatywy, Putin musi go wspierać. Będzie w międzyczasie szukał nowego kandydata na sojusznika.
Wcześniej w jednym z artykułów dla amerykańskiego dziennika "Washington Post" pisałam, że Rosja nie musi okupować militarnie Białorusi – bo ona już w wielu aspektach jest tam obecna.
To poważne zagrożenie.
Rosyjska okupacja będzie oczywiście bardziej subtelna niż wersja militarna. Putin będzie starał się zwiększyć wpływy, znaleźć nowego kandydata na miejsce Łukaszenki.
Dokumenty opublikowane ostatnio na portalu "Insider" mają przedstawiać możliwe plany Kremla wobec Białorusi. Mowa jest o tworzeniu organizacji prorosyjskich w regionach, umieszczaniu prorosyjskich reprezentantów w każdej liczącej się strukturze, z naciskiem na partie opozycyjne. W tym planie wpisane było także utworzenie partii przeciwnej Łukaszence.
Wedle tych dokumentów partia miałaby się nazywać "Prawo ludu". Dokumenty te, według portalu "Insider", otrzymano z Biura Prezydenta ds. Stosunków Międzyregionalnych i Kulturalnych z Zagranicą, na czele którego stoi generał SWR Władimir Czernow. O Czernowie stało się głośno po publikacji Dossier Center, które uzyskało dostęp do jego korespondencji i opublikowało serię śledztw w sprawie ingerencji Kremla w sprawy wewnętrzne Armenii, Gruzji, Mołdawii, państw bałtyckich i innych krajów postsowieckich.
Kreml rozumie dobrze, że czas Łukaszenki się kończy. Musi zacząć działać, tak, by przejąć kontrolę nad zmianami, które się odbędą. To jest najważniejszy cel Rosji.
Zmiany są zatem nieuniknione – to Twój wniosek numer jeden. Ale Rosja przecież nie powinna przejąć nad nimi wpływu.
W zamysłach Kremla, według wyżej wspominanego dokumentu, formowana partia ma być nową siłą, ma opowiadać się przeciwko Łukaszence, bo ludzie też są przeciwko…
Nawet jeśli te dokumenty nie przedstawiają zaakceptowanego planu Kremla, czy jeśli nie są prawdziwe, to wszystkie tego rodzaju procesy naprawdę mają miejsce już od dawna. Kreml stara się tworzyć kontrolowane przez siebie media na Białorusi – obserwujemy to w ciągu ostatnich miesięcy. Kreml i bez planu opublikowanego na portalu "Insider" stara się tworzyć ośrodki eksperckie, by rozpowszechniać swoje narracje, umieszczać w różnych instytucjach swoich agentów, różne postaci o prokremlowskich poglądach.
To wszystko już się dzieje, i nie od paru tygodni, a przez ostatnie lata. Kreml jednak do tej pory działał w mniej intensywny sposób, bo też nie miał powodu do pośpiechu. Nikt bowiem nie spodziewał się tej rewolucji – ani eksperci, ani dziennikarze, ani Kreml, ani nikt na Białorusi.
Kreml nie musiał działać agresywnie. Teraz jednak musi się zmobilizować i zacząć działać skuteczniej.
Kreml wspierał i wspiera Łukaszenkę w wymiarze moralnym, politycznym, finansowym – nie wiedział, jak będzie rozwijała się sytuacja, musiał poczekać. Jest za utrzymaniem status quo w krótkiej perspektywie.
Kreml widzi też, że ludzie mimo represji nadal są zmobilizowani - czuje że w średniej perspektywie musi postawić na kogoś innego, a przede wszystkim stwierdza, że będzie musiał kontrolować zmiany – czy będzie miała miejsce reforma konstytucyjna, czy cokolwiek innego, Rosja musi mieć nad tym kontrolę. Nawet jeśli Łukaszenka zostanie u władzy jeszcze rok, dwa czy trzy, Kreml jest świadomy, że będzie miała miejsce zmiana. Kreml chce tę zmianę kontrolować.
Kreml chce sterować procesami zachodzącymi na Białorusi.
Myślę, że nie ma jednego scenariusza. Na pewno oprócz planu B, C, D są i inne. Wszystkie możliwości Kreml musi rozważyć.
Musi wypróbować różne opcje, pomyśleć, co się przyda.
Choć kremlowscy doradcy twierdzą, że na Białorusi rzekomo wszyscy opowiadają się za Rosją, to sytuacja wygląda inaczej. Białorusini chcą przyjaźnić się z Rosją, ale nie popadać w zależność od niej. Nie ma nastrojów prorosyjskich, Białorusini nie chcą dołączyć do Rosji. Nie chcą być częścią Rosji.
To jest istotna różnica.
Moim zdaniem Kreml nie rozumie właśnie tej różnicy. W mojej ocenie Rosja przegrała, ponieważ nie zauważa, że Białorusini już od dawna czują się narodem, nie czują się Rosjanami.
Myślę, że Rosjanie tak naprawdę tego nie rozumieją i nigdy nie rozumieli. Gdyby zdecydowali się powiedzieć szczerze co myślą, pewnie przyznaliby się, że tak jest.
Rosja przegrywa także z tego powodu, że nie potrafiła wypromować swojego kraju, nie potrafiła sprawić, by Białorusini byli prorosyjscy. Struktury, media, sieci społecznościowe, finansowane silnie przez Rosję. są marginalne i nie są popularne. Kreml przegrał, więc zapewne będzie starał się to nadrobić.
Według przecieków nowa rosyjska partia ma być przeciwko Łukaszence, ale za zbliżeniem z Rosją. To byłoby coś nowego. Poprzednie prorosyjskie media, sieci społecznościowe przeważnie odnosiły się pozytywnie do władz Białorusi – generalnie opowiadały się za Łukaszenką, choć nie zawsze.
Jeżeli dokumenty, które wyciekły na portalu "Insider" są prawdziwe, możemy potwierdzić scenariusz, o którym m.in. pisałam we wrześniu, pisali o nim też inni eksperci. I bez takich przecieków wiemy jednak, czego się spodziewać. Wiadomo, że Kreml ma wiele planów w odniesieniu do Białorusi, nie tylko jeden. Utrata Białorusi jest dla Kremla nie do pomyślenia.
Byłaby to kolejna "niespodzianka" dla Rosjan: zobaczyliby, że Białorusini nie zamierzają przyłączyć się do Rosji, podążają w stronę Zachodu. Byłby to zły przykład dla Rosjan i odejście kolejnego sojusznika Kremla.
I byłaby to emancypacja państwa, które Rosja chciała mieć w strefie wpływów.
Rosja nie będzie chciała do czegoś takiego dopuścić.
Media, plany propagandowe, uaktywnienia działaczy – to do tej pory, jak pani mówi, niezbyt dobrze działało. Jednak potencjał Kremla jest bardzo duży. Z jednej strony mamy potężny Kreml, który potrafi przez cztery lata ścigać opozycjonistę Aleksieja Nawalnego z nowiczokiem, z drugiej strony mamy dzielnych - ale słabszych Białorusinów. To jak Dawid i Goliat. Dlatego Białorusini bardzo potrzebują wsparcia Zachodu - w takiej przeciwwadze politycznej. Bardzo ważne jest jak zareagują i co zrobią społeczeństwa demokratyczne.
Marginalne prorosyjskie komórki, media etc. nie funkcjonowały efektywnie – jednak zależność Białorusi od Rosji jest tak duża, że Kreml, Putin, czuli się po prostu bezpiecznie. Kreml nie naciskał na efektywność tych organizacji – nie musiał.
Teraz to się zmieni.
Co trzeba zrobić?
Reakcja międzynarodowa jest i tak silniejsza, niż wszyscy się spodziewaliśmy. Białorusini, ruch prodemokratyczny są wdzięczni Zachodowi i Europie za wsparcie i pomoc. Dużo zostało zrobione – Białorusini odczuwają za to wdzięczność.
Jednak dotychczasowe kroki nie są wystarczające. Podjęcie działania zajmuje zbyt dużo czasu. Jest dużo biurokracji, wiele strachu przed Rosją.
Obecnie instytucje międzynarodowe przeznaczają nieco więcej środków na media, na organizacje praw człowieka, pomoc represjonowanym. Jednak jeśli spojrzymy na programy wsparcia, to najnowszy tego rodzaju pakiet z Komisji Europejskiej dotrze do beneficjentów dopiero wiosną. Powodem jest biurokracja. A pomoc jest potrzebna teraz.
Pomoc świadczy się na różnych płaszczyznach. Swoimi torami biegnie współpraca z organizacjami, z którymi Zachód zawsze współdziałał – takimi jak Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna. Ale teraz powstało też dużo organizacji, ekosystemów, mikrostruktur, czaty internetowe, lokalne inicjatywy. Potrzebują one przeważnie mniejszej pomocy, bo nie są to duże struktury, ale potrzebują jej teraz.
Jest bardzo niewiele większych organizacji, które pomagają tym mniejszym. Biurokracja i powolność Starego Świata bardzo przeszkadza.
Ważną kwestią są wizy. Polska jest niesamowita, jeśli chodzi o działania dla Białorusi, podobnie Litwa. Przyjęcie represjonowanych na leczenie, wizy humanitarne to niezwykle ważne działania. Gdy patrzymy na statystyki, widać, że poziom tej pomocy jest bardzo duży. Jednak w taką działalność powinny się też włączyć inne kraje. Trzeba wziąć pod uwagę, że pomoc może być utrudniona z racji zamknięcia granic.
Jest wiele form pomocy. Jest często potrzeba natychmiast– część funduszy powinna być przeznaczona właśnie na pilne potrzeby.
Trzeba też zaznaczyć, że pomoc dla Białorusi w porównaniu ze środkami przeznaczanymi dla Ukrainy jest bardzo znikoma.
Komisja Europejska przeznacza na Białoruś ok. 53 mln euro, jednak Ukraina dostaje dziesiątki razy więcej środków. To wydaje się dużo, ale w porównaniu z innymi celami ta pomoc finansowa jest niezwykle mała.
Przechodząc do form wywierania nacisku na reżim, wprowadzono sankcje, ale są one mniejsze niż w 2010 roku, gdy skala represji mimo wszystko była mniejsza. Wedle obliczeń organizacji praw człowieka obecnie 32 tysiące zatrzymań, wiele osób torturowanych, ofiary śmiertelne. Ale na liście sankcji personalnych UE nie ma nawet 100 osób, podczas gdy w poprzedniej odsłonie było ich około 180.
Generalnie rzecz biorąc, na takiej liście powinny się znajdować tysiące osób. Powinny być na niej osoby z różnych kręgów reżimu – urzędnicy, członkowie komisji wyborczych, twórcy propagandy, pracownicy niektórych mediów, sędziowie, dyrektorzy przedsiębiorstw, w których mają miejsce represje.
Sankcje ekonomiczne nie są postrzegane jako środek, który może oddziaływać na Białoruś. Nie ma rozumienia, że na Białorusi mogą one być efektywne. Jest stereotyp, że sankcje gospodarcze mogą być bolesne dla ludzi. Ludzie jednak opowiadają się za strajkiem – choć dziś jest on nielegalny. Zwalnia się pracowników za wszystko – za biało-czerwono-białą wstążkę, za prezentowanie swojego zdania.
Sankcje powinny zatem objąć te przedsiębiorstwa, w których mają miejsce represje, ale także biznesmenów-oligarchów, finansujących reżim Łukaszenki, "portmonetki" Łukaszenki. Sankcje wobec oligarchów w żaden sposób nie dotkną ludzi.
Tymczasem na sankcyjnej liście osób sponsorujących działania Łukaszenki są dwie osoby, siedem pozycji – reszty tam nie umieszczono. Widać, że prołukaszenkowscy lobbyści bardzo dobrze wykonują swoje zadanie. Niektóre osoby same ujawniły, że zostały skreślone z listy sankcji. To stało się wskutek działań lobbystów.
Wprowadzono sankcje wobec zaledwie kilku firm wspierających, m.in. wobec Dana Holding i widzimy już, że w związku z sankcjami łukaszenkowskie firmy zaczynają zmieniać nazwy, właścicieli. Na to też trzeba być przygotowanym.
To niedobrze, że na Białorusi represjonuje się i torturuje ludzi, a Europa słucha lobbystów, skreśla osoby wspierające reżim.
Jeśli chodzi o wywieranie presji na reżim, można zrobić o wiele więcej. Chodzi m.in. o zaprzestanie współpracy z przedsiębiorstwami państwowymi, z firmami oligarchów - nie chodzi oczywiście o presję na małe przedsiębiorstwa.
Banki europejskie mogą powstrzymać się od inwestycji. Bank białoruskie są, generalnie rzecz biorąc, kontrolowane przez państwo. Chodzi m.in. o capital investing i obligacje. Firmy zachodnie nie powinny inwestować w białoruskie firmy państwowe.
Można zrobić bardzo dużo. Wpływ Europy na sytuację na Białorusi może być o wiele większy. Wymiana handlowa UE z Białorusią w ciągu ostatnich lat wzrosła o 45 procent. Rosja w 2019 roku była pierwszym partnerem Białorusi (49,2 procent), druga była Unia Europejska (18.1 procent).
Jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości, ważne są postępowania sądowe w ramach tzw. jurysdykcji uniwersalnej, przeciwko represjom, torturom. Ważne byłoby utworzenie koalicji krajów, które będą mogły stworzyć międzynarodową instytucję śledczą, która badałaby okrucieństwa dokonane przez białoruskie władze.
Uchwalony w USA akt o demokracji na Białorusi mówi o tym, by nakładać sankcje także na organizacje – na przykład OMON i GUBOPIK. To ważne – nie zawsze wiemy, które dokładnie osoby dopuszczają się przestępstw, nałożenie sankcji na całą organizację będzie miało duży efekt.
Chodzi o pomoc, wsparcie, jak i wywieranie presji na reżim. Więcej powinno być też uczynione w zakresie dochodzenia sprawiedliwości – w ramach uniwersalnej jurysdykcji. Do tej pory jedynie Litwa zdecydowała się wszcząć tego rodzaju sprawę. Przygotowywane są kolejne – prawdopodobnie takie postępowania zobaczymy również we Francji i w Czechach. Potrzeba jednak więcej takiej działalności.
Grupa krajów, ONZ, powinny stworzyć obecnie komisję, która będzie badała tego rodzaju przestępstwa. Na Białorusi nie ma możliwości, by wyegzekwować sprawiedliwość.
Jak może się rozwijać sytuacja na Białorusi?
Trudno przewidywać przyszłość, jednak rysuje się kilka scenariuszy rozwoju wydarzeń. Warto umieć przedstawić sobie najgorszy z nich – wtedy będzie można mu przeciwdziałać.
Trzeba sobie zdawać sobie z niego sprawę. Najgorszy scenariusz zakłada, że Rosja weźmie zmiany pod kontrolę – na przykład gdy przed wyborami przeprowadzona będzie reforma konstytucyjna, a Białoruś zostanie republiką parlamentarno-prezydencką, Rosji uda się wprowadzić do parlamentu "swoją partię" i ta będzie nadal uzależniała kraj od Rosji. Do tego dochodzą plany Kremla, by kontrolować media, organizacje społeczne, tworzyć więcej think tanków. Kreml może zdestabilizować kraj i uzależnić go w pełni od siebie, przekształcić Białoruś w takie "Naddniestrze".
To niedobra perspektywa także dla Polski.
I takie Naddniestrze byłoby na granicy z Polską. To byłby bardzo zły scenariusz.
Do tego trzeba dodać wymiar militarny. Radiokompleks Sopka-2, która ma zasięg kilkuset kilometrów, sięga Warszawy, Kijowa, Wilna.
Rewolucja na Białorusi nie ma charakteru geopolitycznego. Jednak to, co może się wydarzyć, ma ogromne geopolityczne znaczenie dla całej Europy.
Białoruś powinna być dla dobra wszystkich w Europie stabilna, bezpieczna – a nie mam tu na myśli bynajmniej rządów Łukaszenki, bo on, jak widzimy, nie gwarantuje stabilności. Chodzi o demokratyczny kraj, który będzie szanował prawo międzynarodowe. Europa nie będzie mogła zaznać bezpieczeństwa, jeśli tego bezpieczeństwa nie będzie na Białorusi.
Wyżej opisaliśmy najgorszy scenariusz. Drugi zły scenariusz zasadza się w tym, że Łukaszenka przeprowadza pseudorefomy konstytucyjne, zostaje u władzy. Kraj będzie biedniał coraz bardziej, będzie coraz bardziej uzależniał się od Rosji, bo ta będzie wówczas chyba jedynym krajem, który będzie inwestował na Białorusi.
Łukaszenka będzie musiał jednak dać Rosji coś w zamian – jeśli bowiem ktoś coś inwestuje, oczekuje zysków. Łukaszenka będzie zatem sprzedawał Białoruś, zakłady przemysłowe, ważne strategiczne obiekty, czynić Rosji ustępstwa w sferze militarnej, integrować kraj z Rosją.
Ten scenariusz jest również bardzo zły – głównie ze względu na ustępstwa Łukaszenki wobec Rosji. Rosja będzie w coraz większym stopniu przejmowała kontrolę nad Białorusią, stanie się ona marionetkowym państwem.
Najlepszy scenariusz zakłada, by najpierw przeprowadzić wybory prezydenckie, a dopiero później reformę konstytucyjną. Wybory trzeba przeprowadzić jak najszybciej – bo Rosja nie śpi, działa, stara się budować kapitał polityczny, wprowadzić swoje siły polityczne na Białoruś. Wybory muszą się odbyć jak najprędzej – najlepiej w lutym i marcu.
Ważne, żeby były to przejrzyste i wolne wybory, pod nadzorem OBWE. Wcześniej więźniowie polityczni muszą zostać uwolnieni. To najbardziej optymistyczny scenariusz.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że Białoruś sama nie da rady uskutecznić tego scenariusza. Trzeba tutaj zarówno presji wywieranej na reżim, pomocy, wsparcia, by zachować prodemokratyczne struktury.
Chodzi o to, by Łukaszenka poczuł się tak przyciśnięty do ściany, by zgodził się na dialog. To jedyna przeszkoda – opozycja jest gotowa, czeka tylko na sygnał do rozmów. Łukaszenka nie chce jednak rozmawiać.
Potrzebna byłaby inicjatywa wsparcia z Zachodu, by wybory miały być demokratyczne, by rehabilitować więźniów politycznych.
Warto pamiętać o tym, jak bardzo potrzebna jest solidarność. Nawet najmniejsza pomoc ma znaczenie. Na Białorusi jest już 169 więźniów politycznych. Jeden z blogerów, który przebywa w celi od czerwca, Ihar Łosik, ogłosił głodówkę. Może umrzeć.
Zmarł pobity na śmierć działacz Raman Bandarenka, zabito też inne osoby. Ludzie mogą zginąć codziennie. To często przypadkowe śmierci, które nie musiałyby mieć miejsca.
Potrzebna jest reakcja. Działania muszą też być szybsze. Białoruś jest sąsiadem Unii Europejskiej – pomoc Białorusi leży w interesie Europejczyków, bo jeśli na Białorusi będzie źle się działo, tym gorzej dla bezpieczeństwa Europy.
Białorusini walczą o zachodnie wartości. Mówienie o tym, że nie jest to rewolucja geopolityczna, nie taka jak ukraińska, że Białorusini nie mówią, że chcą wejść do Europy – przeczy temu, że Białorusini już są w Europie, bo jest to w istocie europejski kraj. Europejczycy muszą pomagać innym Europejczykom.
Białorusini walczą o zachodnie wartości – podkreślmy. To daje ogromną nadzieję Europie w sprawie jej przyszłości. Widzimy ludzi, którzy nie zważając na życie, zdrowie, wolność, walczą o możliwość wolnych wyborów, o demokrację. Nie walczą o większy zarobek: walczą o wolne wybory, o to, by prawo było szanowane, o sprawiedliwość, o to, by nie było dyktatury.
W tym jest nadzieja także dla Europy – że zachodnie wartości są ważne. Cały świat zachwyca się Białorusinami właśnie z tego względu – że trwa tam walka o wartości. To pokazuje, że światu potrzebne są takie przykłady.
Bardzo potrzebne jest wsparcie. Ważne jednak by wsparcie, pomoc przychodziły szybciej – by ludzie je widzieli, by zapobiegać kolejnym śmierciom.
Dobrze rozumieć, to co pani powiedziała wyżej, że los Białorusi ma przełożenie na nas wszystkich. Z kolei nasze reakcje mają wpływ na los Białorusinów, nawet te drobne. Wiedza o osobach głodujących w więzieniach, aresztowanych i reakcja, nawet zainteresowanie, może ocalić im życie. Instytucje, które mogą działać w tych sprawach, powinny to robić bez zwłoki.
Białoruś już przekroczyła wszystkie deadline’y. Trzeba się spieszyć.
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl