Związek Polaków na Białorusi walczy o jedyną w Grodnie polską szkołę średnią numer 36 – władze białoruskie chcą do placówki zbudowanej za pieniądze polskich podatników wprowadzić klasy rosyjskojęzyczne. W tej sprawie notę protestacyjną wysłała ambasada polska w Mińsku, petycje do władz Białorusi wysłali rodzice uczniów, a także Związek Polaków na Białorusi. Odpowiedź nie nadeszła.
W piątek milicja i specnaz brutalnie rozpędziły pikietę Polaków broniących polskiej szkoły. Andrzej Poczobut mówi, że w taki sposób jeszcze nigdy nie potraktowano polskiej mniejszości. Aresztowano ponad 20 osób, starsze osoby siłą wpychano do autobusów, połamano i rzucono na ziemię polską flagę. Igor Bancer, mąż liderki Związku Polaków na Białorusi, został bardzo dotkliwie pobity. Kopano go leżącego na ziemi, miał rozbity nos i pękniętą wargę. Podejrzewał, że w wyniku silnego uderzenia w głowę dostał wstrząsu mózgu. Mimo tego został skazany na 13 dni aresztu. - Przyszedł lekarz, z daleka na niego popatrzył. Powiedział: „Nie, nie masz chłopie wstrząsu mózgu, nic ci się nie stanie, możesz iść do więzienia”. To była formalność - tłumaczy Andrzej Poczobut.
Andrzej Poczobut dodaje, że pozostałych działączy Związku Polaków na Białorusi, którzy protestowali w obronie szkoły, zwolniono z aresztów, ale część z nich na początku tygodnia czekają procesy.
Andrzej Poczobut ocenia, że tak naprawdę władze Białorusi już wcześniej podjęły decyzję w sprawie rusyfikacji polskiej szkoły. Teraz zwlekają z nią, prawdopodobnie przyglądając się skali protestów po stronie polskiej i po stronie polskiej mniejszości. Działacz Związku Polaków na Białorusi tłumaczy, że władze Białorusi niszczą polski język w instytucjach publicznych, mimo gwarancji dla mniejszości w ustawodawstwie.
- Paradoksalnie, w piątek 2 czerwca zaczął się tu w Grodnie festiwal kultur narodowych. Telewizja opowiada, jak dobrze żyje się na Białorusi mniejszościom -zauważa Andrzej Poczobut. Dodaje, że festiwal zaczął się o godzinie 16, a o 11 brutalnie rozpędzono demonstrację Polonii.
Andrzej Poczobut podkreśla, że Związek Polaków na Białorusi nie zamierza się poddawać. Dodaje, że brutalne rozpędzenie demonstracji miało na celu zastraszenie działaczy, ale takie działania wzbudzają tylko pogardę. - Będziemy działać, tak by zmobilizować opinię publiczną w obronie jedynej polskiej szkoły w Grodnie. Nie ma żadnych podstaw, żeby do tej jedynej polskiej szkoły wprowadzać język rosyjski, rosyjskie klasy. Jeśli nie ma miejsca- są dziesiątki innych szkół, w których nauka odbywa się po rosyjsku i tam można te klasy wprowadzić – mówi polonijny działacz i dziennikarz.
Andrzej Poczobut został skazany w zeszłym roku za obrazę Aleksandra Łukaszenki, w związku ze swoją działalnością dziennikarską. W związku z tym w dzień pikiety wezwano go prewencyjnie na komisariat policji, gdzie przez kilka godzin udzielano mu napomnień. Zwolniono go dopiero po tym, gdy akcję spacyfikowano.
Milicja pacyfikuje demonstrację w Grodnie w obronie polskiej szkoły, fot. Grażyna Szałkiewicz
Przeczytaj zapis rozmowy z Andrzejem Poczobutem:
Polskieradio.pl: Jak wygląda sytuacja po pikiecie? Czy wiadomo dokładnie ile osób jest w areszcie , kiedy będą ich procesy?
Andrzej Poczobut, Prezes Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi: W areszcie jest tylko Igor Bancer. Wszystkich pozostałych według naszych informacji zwolniono. Dlaczego pozostaje znak zapytania? Mamy informacje, że zatrzymano kilka przypadkowych osób, które nie uczestniczyły w akcji. Kiedy służby otrzymały rozkaz, by pacyfikować demonstrację, wtedy do aresztu mogli trafić przypadkowi ludzie.
Członkowie Związku Polaków na Białorusi - wszyscy oprócz Igora Bancera - zostali zwolnieni. W poniedziałek prawdopodobnie osiem osób będzie miało rozprawy w Sądzie Leninowskiego Rejonu. Milicja oznajmiła im, że o godzinie rozpoczęcia procesu będą informowani przez telefon. Moim zdaniem chodzi o to, żeby ludzie nie gromadzili się przed budynkiem sądu. Dlatego wyznaczono dzień, a nie podano godziny. Również we wtorek ma się odbyć kilka procesów.
Faktem jest, że nie w przypadku wszystkich zatrzymanych wypisano protokoły, to oznacza, że nie wszyscy będą pociągnięci do odpowiedzialności.
Podsumowując: wiadomo na pewno o jednej osobie aresztowanej, niewykluczone jest, że do aresztu trafiły przypadkowe osoby.
Jeśli chodzi o członków Związku Polaków na Białorusi, którzy uczestniczyli w pikiecie, mamy pewność, że nikt już nie znajduje się w areszcie, z wyjątkiem Igora Bancera. Igor Bancer został skazany na 13 dni pozbawienia wolności.
Czy udało się z nim nawiązać kontakt, czy wiadomo jak on się czuje? Podczas pikiety Igor Bancer został pobity.
Pikietę atakowali tajniacy, nie funkcjonariusze w umundurowaniu. Potem już w czasie procesu okazało się, że byli to funkcjonariusze białoruskiego specnazu.
Rozumiem, że był to atak wymierzony w niego personalnie. Chodzi o to, Igor Bancer jest mężem Anżeliki Orechwo, pełniącej obowiązki prezesa, lidera Związku Polaków na Białorusi. W ten sposób chciano uderzyć również w nią.
Pokazowo i brutalnie został pobity, kopano go podczas zatrzymania. Według relacji innych osób z nim zatrzymanych, był również kopany już po zatrzymaniu w autobusie. Obawiał się, że miał wstrząs mózgu. Wezwano karetkę. Miał rozbity nos, wargę, rozerwane ubranie.
W sądzie wszystko odbyło się jak zazwyczaj. Ci sami funkcjonariusze na rozprawie byli umundurowani, choć wcześniej zatrzymywali Bancera po cywilu. Oznajmili, że Igor Bancer stawiał im opór, uczestniczył aktywnie w akcji protestu i sędzia oczywiście wzięła ich stronę.
Lekarz zbadał Igora Bancera?
Przyszedł lekarz, z daleka na niego popatrzył. Powiedział: „Nie, nie masz chłopie wstrząsu mózgu, nic ci się nie stanie, możesz iść do więzienia”. To była formalność.
Igor Bancer zachowywał się normalnie. Obawiał się jednak, bo dostał mocne uderzenie w głowę, bał się, czy nie ma wstrząsu mózgu.
Pana z kolei wypuszczono z komisariatu dopiero po pikiecie.
Byłem na milicji przez cały ten czas. Zwolniono mnie dopiero po pikiecie. W międzyczasie wydano mi trzy ostrzeżenia o niedopuszczalności naruszenia prawa. Z początku kierownik inspekcji wykonania wyroków tłumaczyła mi oficjalnie, że nie mogę naruszać prawa białoruskiego. Potem tłumaczył mi to samo szef komisariatu dzielnicy leninowskiej i sporządził dokument, że mnie pouczył. Potem przewieziono mnie do inspekcji wykonania wyroków, tam funkcjonariusz znów mnie pouczył. To wszystko trwało. Rozumiem, że zależało im na tym, żeby zwolnić mnie dopiero wtedy, kiedy demonstracja zostanie spacyfikowana.
Były relacje, że demonstrację wyjątkowo brutalnie rozpędzono.
Rzeczywiście, nigdy wcześniej niczego takiego nie było. To była wyjątkowa brutalność.
Starsze osoby przenoszono do autokarów przemocą, takie były relacje.
Milicjanci nie przebierali w środkach. Chcieli pokazać swoje zdecydowanie, determinację. Chcieli być może zastraszyć Związek Polaków na Białorusi. Tyle lat jednak straszą - i nie dali rady zastraszyć. Taką brutalnością mogą tylko wzbudzić pogardę w Polakach. Taki według mnie będzie wynik ich działań.
Pojawiają się w białoruskich mediach relację, że milicja szarpała polską flagę.
Została zniszczona flaga. Jedna z uczestniczek miała ją w ręku. Flaga została jej wyrwana, złamana i rzucona pod nogi - tak to zdaje się wyglądało..
W związku z polską szkołą, czy przyszły jakieś nowe decyzje, odpowiedź na petycje?
Żadnych odpowiedzi na razie nie ma, mimo że mija już prawie miesięczny termin, jaki mają białoruskie organy na odpowiedź.
Chronologia była taka: białoruskie władze już ogłosiły, że jest ta decyzja. Potem, kiedy posypały się listy protestacyjne, kiedy Związek Polaków na Białorusi zabrał głos, oznajmiono, że jeszcze trzeba się naradzić z reżimowym Związkiem Polaków (reżimowy Związek Polaków na Białorusi – to instytucja-klon, stworzona przez białoruskie władze, jako przeciwwaga dla właściwego związku kierowanego przez Anżelikę Orechwo; reżimowy ZPB nie jest uznawany przez polskie MSZ, red.). Reżimowy ZB twierdził, że Rada Naczelna zbierze się do końca maja i podejmie decyzję. Tak się nie stało – więc mówią, że zbiorą się wkrótce w czerwcu. Sens tego wszystkiego jest taki, że władze zostawiły sobie furtkę w postaci reżimowego związku.
Dla mnie jest oczywiste, że Rada Naczelna reżimowa nie podejmie samodzielnej decyzji, bo nigdy nie podejmowała. Zawsze wykonywała polecenia władz. Władze białoruskie namyślają się póki co , jaką decyzję podjąć w tej sprawie. Tak bym ocenił obecną sytuację i fakt, że władze zwlekają. Po prostu zastanawiają się, jaka reakcja będzie w Polsce, jaka reakcja będzie wśród Polaków na Białorusi.
Czy Związek Polaków na Białorusi i komitet rodziców w związku z tym, co się stało, będą jeszcze organizować pikiety?
Mogę mówić w imieniu Związku Polaków na Białorusi, który jest właścicielem budynku. ZPB będzie kontynuował działania w obronie szkoły. Nie chcę uprzedzać toku zdarzeń, ale będziemy działać, tak by zmobilizować opinię publiczną w obronie jedynej polskiej szkoły w Grodnie. Nie ma żadnych podstaw, żeby do tej jedynej polskiej szkoły wprowadzać język rosyjski, rosyjskie klasy. Jeśli nie ma miejsca- są dziesiątki innych szkół, w których nauka odbywa się po rosyjsku i tam można te klasy wprowadzić.
Niebezpieczeństwo jest takie: teraz wprowadzą dwie klasy, a potem w następnym roku kolejne dwie klasy, pół szkoły i tak dalej.
Ważna rzecz: jest tendencja ku niszczeniu języka polskiego. Co roku obserwujemy spadek liczby uczniów, uczących się języka polskiego w szkołach. Władze tłumaczą, że nie ma zainteresowania. Jednocześnie obserwujemy coraz większą liczbę uczących się w komercyjnych ośrodkach, gdzie za naukę przecież się płaci. Dlaczego ludzie gotowi są więc płacić za tę naukę? Okazuje się, że władze stwarzają takie warunki, że nie ma możliwości uczyć się języka w państwowych ośrodkach. Ludzie wiedzą, że władze patrzą negatywnie na nauczanie języka polskiego w publicznych instytucjach. Stąd wolą płacić za naukę. A te gwarancje, które daje ustawodawstwo Republiki Białoruś, są po prostu, na papierze.
Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś