Łukaszenka po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie 10 lipca 1994 r., pokonując w II turze ówczesnego premiera Wiaczasłaua Kiebicza. Stanowisko objął 20 lipca. Były to pierwsze i ostatnie wybory prezydenckie na Białorusi uznane przez niezależnych obserwatorów za uczciwe. Od tego czasu zarzuca się władzom m.in. nierówne traktowanie kandydatów podczas kampanii oraz nieprzejrzyste liczenie głosów.
Po ostatnich wyborach prezydenckich w 2010 r. doszło do brutalnego zdławienia protestów przeciwko oficjalnym wynikom, dającym… prawie 80 proc. poparcia Łukaszence. Jeden z kandydatów opozycji, Mikoła Statkiewicz, nadal odbywa wyrok 6 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, gdyż sąd uznał go za winnego organizacji masowych zamieszek. W celach pozostają i inni więźniowie polityczni.
Łukaszenka stopniowo umacniał swoją władzę. W referendum 1996 r. zatwierdzona została nowa konstytucja, która znacznie poszerzyła kompetencje prezydenta, dając mu m.in. możliwość wydawania wiążących dekretów oraz niemal pełną kontrolę nad budżetem. W 2004 r. rozpisał następne referendum, które otworzyło mu drogę do wielokrotnego ubiegania się o stanowisko szefa państwa.
Dziś parlament, w którym od wielu lat nie zasiada ani jeden przedstawiciel opozycji i którego skład przed ostatnimi wyborami w 2012 r. niezależne media przewidziały ze stuprocentową dokładnością, nie spełnia właściwie żadnych funkcji (to instytucja fasadowa, nie ma żadnego wpływu na życie kraju), opozycja została zepchnięta na margines przestrzeni politycznej, w kraju jest nadal siedmiu więźniów politycznych, a za najdrobniejsze akcje protestu grożą wyroki.
- Pod względem politycznym nastąpiła konsolidacja reżimu autorytarnego. Stopień łamania swobód obywatelskich stale rośnie - ocenił w rozmowie rządy Łukaszenki analityk Białoruskiego Instytutu Badań Strategicznych (BISS) Andrej Jelisiejeu, podkreślając, że władze lokalne praktycznie nie wydają już żadnych zezwoleń na demonstracje i pikiety, nawet dotyczące tematów społecznych, takich jak walka z alkoholizmem czy kwestie ekologiczne. - Wykorzenia się przejawy opozycji obywatelskiej z przestrzeni publicznej - zaznaczył.
Środkiem kontroli nad społeczeństwem są też krótkoterminowe - zawierane na rok-trzy lata - umowy o pracę, których pracodawca może nie przedłużyć. Według szacunków Jelisiejeua około 90 proc. osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach państwowych ma właśnie takie umowy. Żeby utrzymać kontrakt, pracownik powinien spełniać takie oczekiwania pracodawcy, jak udział w czynach społecznych, a jednocześnie nie narażać się, przy czym chodzi nie tylko o tak poważne przejawy niezadowolenia, jak próba utworzenia niezależnego związku zawodowego czy rozdawanie ulotek, lecz także drobne sprawy.
Ofiarami tego systemu padają również pracownicy naukowi. Jesienią 2012 r. docent historii Uniwersytetu Grodzieńskiego Andrej Czarniakiewicz został zwolniony po ukazaniu się książki "Grodnoznawstwo", której był współautorem. Oficjalnie jako powód podano spóźnianie się do pracy. Białoruscy historycy są jednak przekonani, że w rzeczywistości urzędników zirytowała treść książki, która nie objęła rządów Łukaszenki.
Dotowanie, przywileje socjalne
Ci, którzy nie pracują, nie mogą zaś liczyć m.in. na preferencyjne kredyty mieszkaniowe, udzielane na Białorusi różnym kategoriom obywateli, np. wojskowym, młodym małżeństwom z dziećmi, sędziom i prokuratorom czy osobom, które otrzymały stypendium prezydenta dla utalentowanej młodzieży. Rodziny wielodzietne mogą ubiegać się np. o kredyt na 1 proc. nawet na 40 lat.
Jednocześnie, według sondowanych przez PAP ekspertów, poziom życia znacznie wzrósł od początku rządów Łukaszenki. Jak podkreśla Jelisiejeu, PKB na głowę mieszkańca mierzony parytetem siły nabywczej stawia obecnie Białoruś nawet wyżej niż Bułgarię, w 2013 r. wynosił bowiem 17,6 tys. dol. (w Bułgarii 15,9 tys.). Wynika to m.in. z dotowania różnych opłat, np. komunalnych, przez państwo. Rosną także pensje. W maju Białorusini zarabiali średnio równowartość 604 dol.
Te dane są jednak bardzo złudne. Gospodarka Białorusi jest w katastrofalnym stanie. Waluta wciąż jest o krok od dewaluacji, Reżim Aleksandra Łukaszenki utrzymuje się w dużej części dzięki dotacjom Rosji, z którą Białoruś ściśle współpracuje. Rosja dostarcza Łukaszence taniej ropę naftową, którą Białoruś przetwarza i sprzedaje po wyższych cenach na Zachód. Mińsk jest zupełnie zależny od Rosji, stąd w efekcie stracił samodzielność jeśli chodzi o politykę zagraniczną, w tym roku na Białorusi rozmieszczono rosyjską bazę wojskową. Kontrakty na ropę Rosja odnawia co kwartał, więc każde negocjacje są okazją do wymuszania na Łukaszence potrzebnych Moskwie w danym momencie decyzji. Łukaszenka otrzymuje od Rosji kredyty, które pomagają mu ratować
W czerwcowym sondażu niezależnego ośrodka NISEPI prawie 60 proc. ankietowanych wyraziło przekonanie, że na Białorusi ludziom żyje się lepiej niż na Zachodzie. Zdaniem Jelisiejeua jest to skutek propagandy, gdyż dla mieszkańców małych miast i wsi państwowa telewizja jest głównym źródłem informacji. Poza tym choć Białorusini otrzymują dużo wiz schengeńskich, wyjeżdżają przeważnie te same osoby, a zdecydowana większość nigdy nie była w UE - tłumaczy.
Niezależne sondaże pokazują, że poparcie Łukaszenki rośnie. Według wspomnianego badania NISEPI Łukaszence ufa obecnie 49,6 proc. ankietowanych, podczas gdy w grudniu 2013 r. było to 37,7 proc. Gotowość do głosowania na niego w wyborach deklaruje w otwartym pytaniu 39,8 proc. respondentów, jeśli zaś prosi się ich o wybór spośród podanych nazwisk, Łukaszenkę wskazuje aż 48,1 proc.
Jednocześnie łączna gotowość poparcia poszczególnych liderów opozycji nadal nie przekracza 20 proc. Najwięcej osób (6,2 proc.) byłoby skłonnych głosować na lidera kampanii "Mów Prawdę!" Uładzimira Niaklajeua.
Jelisiejeu uważa, że wynika to z wielu czynników: wyparcia sił opozycyjnych z przestrzeni publicznej, niemal zupełnego podporządkowania mediów władzy, a także wzrostu dobrobytu. - I wreszcie, Łukaszenka ma duże doświadczenie polityczne i charyzmę i do maksimum wykorzystuje nadarzające się możliwości - podkreśla analityk.
Według niego Łukaszenka bardzo skutecznie wykorzystał np. kryzys na Ukrainie. - Społeczeństwu odpowiadało zapewne to, że w odróżnieniu od Ukrainy na Białorusi jest stabilna sytuacja społeczno-polityczna, w takim sensie, że nie ma przesłanek do wojny - zauważa. Jednocześnie szef państwa wygłaszał publicznie deklaracje, które mogły odpowiadać zarówno osobom o poglądach proukraińskich, np. sprzeciwiał się federalizacji Ukrainy, jak i popierającym Rosję, np. mówił, że Białoruś i Rosja zawsze będą razem, a kierownictwo Ukrainy "wcześniej czy później zrozumie, jakie jest jej przeznaczenie" i kraj ten przystąpi do tworzonej przez Rosję, Białoruś i Kazachstan Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG).
Białoruscy eksperci wątpią, by w tej sytuacji należało spodziewać się zmian. Jak podkreśla komentator Radia Swaboda Wital Cyhankou, Łukaszenka zaspokaja "niewysokie oczekiwania od życia" Białorusinów i wielu biednych obywateli woli na niego głosować, gdyż liczą, że nadal będzie im gwarantować "biedne, ale stabilne życie".
Ponadto zdaniem niezależnego politologa Walera Karbalewicza "ukraiński kryzys zwiększył w białoruskim społeczeństwie zapotrzebowanie na mocną władzę, twardą rękę i stabilność oraz jeszcze nasilił negatywne nastawienie do opozycji i Zachodu".
Eksperci są zatem zdania, że w najbliższym czasie nie osłabną represje politycznie. - Nie widzę żadnych przesłanek do poprawy sytuacji, a wręcz przeciwnie - ponieważ sytuacja gospodarcza w najbliższych latach będzie niełatwa i nie należy się spodziewać wysokiego wzrostu, będzie się nasilać niezadowolenie społeczne i władzom będzie się opłacało jak najostrzej je tłumić - ocenia Jelisiejeu.
PAP/inne/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś