- Wyniki są określane z góry, maszyna wyborcza funkcjonuje bardzo dobrze i skutecznie w tym sensie, że daje taki wynik, jakiego potrzebują władze. Stworzono cały mechanizm, w którym istnieje szereg zabezpieczeń, by kiedy jeden trybik zawiedzie, zastąpiły go inne. Wynik wyborów nie ma więc nic wspólnego z wyrażaniem woli przez naród - oświadczył Karbalewicz przed niedzielnymi wyborami do izby niższej białoruskiego parlamentu, Izby Reprezentantów.
Według niego w systemie politycznym na Białorusi "wybory parlamentarne pełnią rolę kampanii politycznej, która ma po pierwsze stanowić kolejny krok ku legitymizacji obecnego reżimu, a po drugie pokazać Zachodowi, że odbywają się tu takie same procesy demokratyczne jak na całym świecie, sprzyjając w ten sposób normalizacji stosunków z Zachodem”.
Jak zaznaczył, dostępne sondaże wykazują, że ocena procesu wyborczego w społeczeństwie białoruskim jest niejednoznaczna - około 30-40 proc. ankietowanych wierzy, że wybory są uczciwe i demokratyczne, mniej więcej tyle samo, że są nieuczciwe i niedemokratyczne, a reszta nie ma zdania.
Ale społeczeństwo do tych wyborów w ogóle odnosi się niezbyt poważnie. Nawet ci, którzy na nie chodzą i wierzą, że to wybory sprawiedliwe, zdają sobie sprawę, że deputowani nie są rzeczywistą władzą, że parlament jest posłuszny i niezdolny do jakiejkolwiek własnej inicjatywy – podkreślił Karbalewicz.
Potężne grzywny dla opozycjonistów
Według niego nie można mówić o żadnych postępach, jeśli chodzi o stopień wolności wyborów na Białorusi, ale doszło do niewielkich postępów, jeśli chodzi o liberalizację polityczną w kraju. - Po pierwsze, już od roku, począwszy od prezydenckich wyborów 2015 r., na Białorusi praktycznie nie aresztuje się opozycjonistów za akcje uliczne. Nie biją, nie aresztują, a tylko skazują na grzywny. W pewnym sensie to postęp – to ocenia ten politolog.
Jednak należałoby tutaj podkreślić, że kary grzywien są horrendalnie wysokie w stosunku do zarobków i opozycjoniści nie są w stanie ich spłacać - reżim prawdopodobnie stara się wyniszczyć ich ekonomicznie. Dlatego jest to bardzo poważna forma represji, której nie można uznać za "poprawę sytuacji". Działacze dostali całą serię kar i części z nich zaczęto zajmować już majątek na ich poczet - dotyczy to też majątków rodzin opozycjonistów. Ponadto, niespłacanie kar doprowadzić może do kolejnych wyroków sądowych, w końcu więzienia.
Na Białorusi nic się nie zmieniło w zakresie swobód demokratycznych - represjonowane i niszczone są niezależne media, działacze społeczni, społeczeństwo podlega indoktrynacji i różnego rodzaju formom nacisku w szkolnictwie i w zakładach pracy.
Zachód znów ukłoni się Łukaszence?
Za postęp w kierunku większej przejrzystości wyborów Karbalewicz uznał też zalecenie szefowej Centralnej Komisji Wyborczej Lidzii Jarmoszyny, by obserwatorzy na wyborach byli dopuszczani bliżej do miejsca obliczania głosów niż wcześniej. Poza tym „posiedzenia władz lokalnych, na których zatwierdzane są składy wyborczych komisji, są już otwarte dla publiczności. Nie zmienia to niczego, jeśli chodzi o istotę rzeczy, ale można być obecnym i zobaczyć, jak ten mechanizm działa” – zauważył.
Według niego Zachód może to potraktować jako pewien postęp na Białorusi i kontynuować politykę normalizacji stosunków z władzami.
Nikt z opozycji nie ma szans na miejsce w parlamencie
Pytany o to, na co może liczyć opozycja w tych wyborach, odparł, że opozycja jak zwykle próbuje skorzystać z kampanii, by skomunikować się ze społeczeństwem, pokazać, że istnieje, przedstawić swój program i być może znaleźć jakichś nowych zwolenników. - Bardziej ambitnych celów sobie nie stawia - wskazał.
Nie sądzę, żeby opozycja miała jakieś dobre wyjście, plany i projekty, które mogłyby zmienić jej status, wpływy i rolę w białoruskim systemie. Nie jest ona w stanie zmienić swojej sytuacji. Jeśli ona się zmieni, to dzięki wydarzeniom, na które opozycja nie ma wpływu. Można np. wyobrazić sobie, że pogorszenie sytuacji gospodarczej wywoła niezadowolenie mieszkańców, protesty czy konflikty, np. kolektywów pracowniczych - tak ocenił ten politolog.
Według niego do parlamentu raczej nie trafi żaden reprezentant opozycji, niewykluczone natomiast, że znajdzie się tam przedstawicielka sił niezależnych, wiceprzewodnicząca Towarzystwa Języka Białoruskiego Alena Anisin, która podejmowałaby kwestię języka białoruskiego, kultury i odrodzenia narodowego. - Myślę, że to tematy niezbyt niebezpieczne dzisiaj dla władz białoruskich, ale zobaczymy - powiedział.
PAP, inne //agkm
bialorus. polskieradio.pl
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl