Franak Wiaczorka wyszedł z aresztu w zeszłym tygodniu. Spędził w celi 12 dni - była to kara za udział w wiecu solidarności z więźniami aresztowanymi 19 grudnia.
- W dorosłe życie wchodzi generacja, która nie zna życia bez Łukaszenki. System oduczył ją myślenia. Skutecznie działa propaganda w mediach państwowych, nie można dotrzeć do większości społeczeństwa z informacją niezależną - taką gorzką diagnozę przedstawia opozycjonista białoruski Franak Wiaczorka, polityk BNF. Do tego opozycja jest niszczona, na porządku dziennym są przeszukania, rewizje, pobicia, ludzie wyrzucani są z pracy i ze studiów. Białoruś według jego obserwacji przypomina już państwo nie autorytarne, a totalitarne, z 1937 roku.
Gospodarka jest w tragicznym stanie, ale Białorusini mają taką mentalność, że wszystko przetrzymają, jak powtarza Łukaszenka, „byle nie było wojny” – tłumaczy Wiaczorka. Podkreśla, że kredyty, które prezydent Białorusi otrzymuje z Zachodu nie idą na potrzeby obywateli, wydawane są np. na aparat represji, nie na modernizację. Służą więc utrzymaniu Łukaszenki u władzy. Dlatego jego zdaniem Zachód powinien zastosować także sankcje ekonomiczne wobec Białorusi.
- Ludziom trzeba zaproponować inną wizję życia. Pokazać, że można żyć inaczej. Mamy przecież fantastyczne możliwości, fantastyczne geopolityczne położenie. Jak to jednak zrobić, jeśli w mediach jest propaganda, nie można dotrzeć do nich z przekazem? – pyta. Wiaczorka.
------------------------
Jakie nastroje panują na Białorusi po wyborach?
Trwa walka, z każdym reportażem telewizji państwowej społeczeństwo, młodzież, rodziny są coraz bardziej podzielone. Ten podział zostanie na długo. Ludzie są albo za, albo przeciw Łukaszence. W transporcie miejskim babcie krzyczą na młodych, że są faszystami. Młodzi, krzyczą na babcie, że są głupie, bo głosują na Łukaszenkę. Moi przyjaciele zostali wyrzuceni z domu po swoim areszcie. Spędzili w celi święta, sylwester. Kiedy wyszli z aresztu, rodzice ich nie przygarnęli, nie wspierali. Wyrzucili ich z domu, nazwali ich faszystami.
Łukaszenka rozumie, że bez wsparcia Europy i Rosji straci władzę, chce pokazać chęć liberalizacji, ale nie chce wypuścić teraz więźniów, żeby nie okazać słabości. Nie można mu wierzyć, to autorytarny populista, który będzie mówił tylko to, co ktoś chce usłyszeć.
Rodzice wyrzucają dzieci z domu, tak ufają Łukaszence. Z tego wynika, że podziały społeczne są bardzo ostre.
Łukaszenka przegrał te wybory, według wszystkich niezależnych badań. W lokalu, gdzie byłem obserwatorem, dostał nie więcej niż 40 procent głosów. Przegrałby w II turze, bo jeśli zsumować głosy oddane na opozycję, było ich więcej o 10-15 procent. To rozumie Łukaszenka, rozumie to jego otoczenie i rozumie to opozycja. To była jedna z przyczyn tak brutalnego stłumienia manifestacji. Łukaszenka nie ma już tak stabilnego poparcia jak w poprzednich wyborach, kiedy na niego głosowali robotnicy, emeryci, część średniej klasy, wojskowi. W tym momencie starsi ludzie nie głosują na Łukaszenkę, bo cały czas obiecuje podwyższenie emerytur, następnie tego nie dotrzymuje. Ceny i tak rosną szybciej niż dochody. Kiedy kandydowałem do rady miejskiej Mozyra, miałem wiele spotkań ze starszymi ludźmi i oni mówili wprost, że Łukaszenka kłamie.
Niestety nie jest to powszechne. Poparcie dla Łukaszenki układa się w kształt sinusoidy. Ludzie starsi głosują za Łukaszenką, ludzie w wieku 30-40 lat głosują przeciwko, ludzie młodzi przeciwko, ale tu niestety obserwujemy wzrost poparcia dla prezydenta. Rośnie cała generacja, która urodziła się przy Łukaszence, otrzymali edukację przy Łukaszence. Nie widzą innej drogi dla kraju, bez Łukaszenki. Robią karierę w łukaszenkowskich strukturach, wstępują do białoruskiego związku młodzieżowego BRSM, to taki odpowiednik Komsomołu. Spodziewają się zrobić karierę dzięki swojej lojalności. Dziś na Białorusi lojalność stała się czymś ważniejszym niż profesjonalizm, umiejętności, odpowiedzialność. To właśnie dzieli dzisiejszą młodzież, społeczeństwo – lojalność wobec władzy. Niestety większość jest lojalna. Ja przyznaję, nie jestem.
Celem opozycji jest poszerzenie kręgu ludzi, którzy będą odbierali politykę nie emocjonalnie, ale będą myśleli.
Jakie są proporcje? Czy Białoruś dzieli się na zachód i wschód?
Na szczęście nie ma takiego definitywnego podziału jak na Ukrainie. Zachód Białorusi, gdzie ludzie jeżdżą co tydzień na zakupy do Polski, jest przeciw Łukaszence, bo mieszkańcy widzą jak można żyć. Wschód: Homel, Mohylów, Witebsk, patrzy na rosyjskie miasta Briańsk, Smoleńsk i myślą „o rany, jak u nas jest dobrze, stabilność, czyste ulice”.
Wiele osób na wschodzie nigdy nie wyjeżdża. W okolicach Homla na Łukaszenkę głosuje do 90 proc. ludzi. Wielu nie wyjeżdża tam wcale poza miejsce zamieszkania. Pojechać do Warszawy czy Wilna, to jak do Rio de Janeiro. Nieosiągalne marzenie. Musimy coś z tym zrobić, pokazać im możliwości, jakie mają w życiu.
Oni codziennie oglądają wiadomości. A tam na początku pierwsza część, 15 minut, wystąpienie Łukaszenki ze szczęśliwej Białorusi, świniarki w kołchozach, robotnicy, wszyscy są zadowoleni, przekroczyli plan, hurra. Potem obrazki z Zachodu. W Polsce ludzie są biedni, żebrzą o pieniądze, demonstracje i rozbijane szyby we Francji, czarni imigranci w Szwecji, bezdomni w Nowym Jorku. A potem znów blok białoruski, gdzie jest szczęśliwe białoruskie życie,
Kiedy obejrzysz to raz, dwa razy, będziesz się śmiał. Kiedy będziesz oglądał przez rok, uwierzysz. To główne zasady hitlerowskiej propagandy Goebbelsa. „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”, „Im większe kłamstwo, tym ludzie chętniej w nie uwierzą”. Łukaszenka to efektywnie wykorzystuje.
Jest podział wśród młodzieży. Jeśli go nie wyeliminujemy, podzieli nas na długi czas. W mojej grupie na dziennikarstwie, skąd mnie wyrzucono, było pół na pół. Połowa pracuje na niezależne media, połowa na reżimową telewizję, gazetę "Sowiecka Białoruś", główny organ propagandy państwowej. Uczymy się na jednym uniwersytecie. To trudne, kiedy twój przyjaciel z uniwersytetu robi reportaż o manifestacji i pokazuje, że wszyscy którzy wyszli na demonstrację, byli narkomanami, byli pijani. Ty wiesz, że on kłamie, bo tam byłeś i on wie, że kłamie.
Czy jest jakaś szansa, żeby dotrzeć do tej drugiej grupy, która wybiera karierę w reżimie? Spieracie się ze sobą? Czy oni tłumaczą w jakiś sposób swoją postawę?
Trzeba przyznać, że większość młodzieży już nie myśli. Odbierają informacje tylko emocjonalnie. Stworzono cały system kształtowania mózgu młodego człowieka. W szkole oduczą cię uczyć się. Zrobiono tak, żebyś nie chciał się uczyć, Szkoła jest nieciekawa, nieaktualna, nie da potrzebnej wiedzy. Potem na uniwersytecie ludzie też w ogóle się nie uczą. W białoruskich szkołach są zajęcia z ideologii, to „ideologia państwowa”, na których cały czas uczą jak masz się zachować w społeczeństwie, dlaczego masz głosować na tę władzę.
Jest taki przedmiot wojna narodu radzieckiego, gdzie na swój sposób tłumaczą wydarzenia 1941, 1945 roku. Te przedmioty ideologiczne są wszędzie, we wszystkich instytucjach edukacji.
Jest wojsko, gdzie zabierają każdego młodego człowieka. W wojsku codziennie jest pranie mózgu. Te zajęcie ideologii. Jak powiesz coś nieprawidłowego, potem będziesz miesiąc myć kible. Wszyscy żołnierze są w stanie permanentnego strachu.
Wychodzisz z tego systemu edukacji, wojska, inwalidą, niepełnosprawny mentalnie. Przestajesz myśleć. Władze kształtują ludzi, którzy nie mają swojego zdania, swojego stanowiska. Odbierają świat, tak jak im powiedzą, jak ustala władza przez środki propagandy.
Kto pracował dla KGB, dowiemy się z całą pewnością po zmianie władzy. Myślę, że musimy jak najszybciej przeprowadzić lustrację – 10-15 lat później to nie będzie miało sensu. To byłoby fatalne. Ludzie, którzy kierowali na rozprawy, szantażowali, rozbijali rodziny, muszą odpowiedzieć. To pozwoli nam nie wrócić do sytuacji, jaką teraz mamy na Białorusi.
Białoruska gospodarka to twardy orzech do zgryzienia – czy opozycja ma jakieś stanowisko w tej sprawie?
Jest taka anegdota o kryzysie i Białorusi. Leci kryzys nad Europą. Leci nad Niemcami, mówi „ooo, tu jeszcze trzeba popracować”. Leci kryzys dalej, leci nad Polską: „ooo i tu trzeba popracować”. Leci nad Białorusią. Mówi: "oho, a tu już ktoś popracował".
Większość przedsiębiorstw państwowych nie jest rentownych, jest utrzymywana z podatków, z budżetu, nie przynoszą dochodów. Łukaszenka utrzymuje je tylko dlatego, że dają miejsca pracy ludziom. Tak naprawdę osłabiają one gospodarcze perpektywy. W ostatnich latach Białoruś dostała 30 mld dolarów kredytu, naprawdę nie można ich zwrócić, bo nie ma z czego. Nie poszły one na modernizację, zostały przejedzone, poszły na pensje, ochronę socjalną.
Jedna trzecia Białorusinów jest zatrudniona w sektorach państwowych, to znaczy, że nie zarabiają pieniędzy, a siedząna plecach tych, którzy pracują w prywatnym sektorze. Współpracownicy rządu, organizacje państwowe, ich jest 30 procent, wszyscy na nich płacą. Łukaszence zależało na tych kredytach, żeby utrzymać poziom życia.
Pieniądze tak się złożyło, nie poszły na modernizację gospodarki, ale otrzymał je aparat represji i służby specjalne. Myślę, że muszą być sankcje polityczne, wobec wszystkich tych ludzi, którzy brali udział w tłumieniu demonstracji po wyborach, fałszowaniu wyborów, wobec KGB, ich rodzin. Oni muszą czuć, że za każde działanie będzie kara. Dzisiaj u nich jest poczucie, że mogą robić co chcą.
Gospodarka nie może utrzymać się na planowaniu, Łukaszenka w ostatnich czasach zaczął sprzedawać przedsiębiorstwa białoruskie – browary, produkcja autokarów, zakłady energetyczne, ropa, chemia – niektóre zostały już sprzedane. 90 procent trafiło w ręce Rosji.
To jest duży problem - uzależnienie białoruskiej gospodarki od Rosji. Jedyny sposób, żeby odciągnąć od rosyjskiej gospodarki to zmiana władzy. Łukaszenka od początku był produktem rosyjskiej ekspansji na Białoruś, w ciągu swoich rządów uzależnił gospodarkę, całe polityczne życie, społeczeństwo i kraj od Rosji. Jedyny sposób, by to zmienić, to pełny odwrót od Rosji do Unii. Nie wierzę, że to się może udać z udziałem Łukaszenki.
Jeśli chodzi o życie zwykłych ludzi, zarobek średni to 300 dolarów, w Mińsku jest trochę więcej - 500 dolarów. Na prowincji to 200-150 dolarów. Emeryci otrzymują 50-100 dolarów. Koszty są takie same, jak i w Polsce, może być nawet drożej. Białorusini z Brześcia i Grodna jeżdżą codziennie na zakupy do Polski. To nie dziwne. Ceny są niższe niż na Białorusi.
Czy można przeżyć w Polsce za 300 dolarów? Myślę, że nie, że trudno. A Białorusini przeżywają, bo mają swój ogródek, ziemniaczki, ogórki. Białorusini mają taką mentalność – że aby nie było wojny. To co sowiecka propaganda powtarzała przez cały czas, mówi dalej Łukaszenka.
Jak z tym walczyć, ja nie wiem. Trzeba pokazywać że mamy fantastyczne możliwości, fantastyczne geopolityczne stanowisko, trzeba z tego korzystać. Ale jak to pokazywać, nie mając dostępu do mediów, telewizji, nie wiem.
Jest szansa, by dotrzeć z niezależną informacją do ludzi na prowincji?
Większość mediów jest państwowych. Władza produkuje informacje, jakich potrzebuje, tak jak w czasach radzieckich. Telewizja, gazety państwowe są tanie, mają duży wpływ na społeczeństwo. Opozycja ma znacznie mniejszy wpływ - ma tylko Internet, nakłady niezależnych gazet są bardzo niskie, nieporównywalne z oficjalnymi mediami. Nie mogą się reklamować. Do Internetu ma dostęp 20-30 procent społeczeństwa. Tylko 5-7 procent aktywnie korzysta z Internetu. Ale w zeszłym roku Łukaszenka przyjął specjalną ustawę o kontroli Internetu. Mieliśmy już historię, kiedy ktoś dostał dwa lata więzienia w zawieszeniu za wpis na forum, bo oskarżał Łukaszenkę o przestępstwo. Jeden z dziennikarzy, Andrej Klimow, spędził dwa lata w więzieniu za artykuł na stronie Partii Obywatelskiej, o korupcji w rodzinie Łukaszenki. Nie można mieć strony internetowej bez rejestracji, nawet prywatnej, trzeba zgłosić ją w Ministerstwie Informacji. Te ograniczenia są fatalne dla białoruskiego Internetu.
W regionach mało jest informacji niezależnych, ulotki się nie pojawiają, bo opozycja jest niszczona. Biełsat nadający przez satelitę jest praktycznie jedynym źródłem informacji poza dużymi miastami. Jednak jest to drogie i nie wszędzie dostępne. Władze stwarzają nowe ograniczenia dla firm instalujących sprzęt satelitarny. Szukamy jednak innych możliwości rozpowszechniania informacji.
W sytuacji kiedy większość osób nie wie, co się stało 19 grudnia, jest w informacyjnej izolacji, chcemy mieć własną sieć informacyjną. Będziemy nad tym pracować.
Jaka wygląda scena polityczna na Białorusi?
Jest kilka partii politycznych, ale one nie mają wpływu na życie społeczne, nie ma prawdziwej polityki, jak w krajach demokratycznych. Na Białorusi polityka to walka z władzą. Łukaszenka zrobił coś niewyobrażalnego, zjednoczył wszystkich od narodowych demokratów do komunistów. W 2005 roku powstała koalicja Sił Zjednoczonych Białoruskich.
Przyznam, że byłem sceptycznie nastawiony, ale okazało się, że różnorodność w tych wyborach pomogła opozycji. Każdy kandydat otrzymał 30 minut w radiu, telewizji. Były debaty, możliwość, by przeprowadzić wiec. Białoruś wyglądała naprawdę jak demokratyczny kraj. Ludzie zobaczyli, że są inni politycy, nie tylko Łukaszenka. To też przyczyna tego, że zebrało się tak wiele ludzi – 40 tysięcy – na placu.
Jest trwały podział w tej opozycji, który polega na tym, jakie relacje będą z Łukaszenką. Część opozycji, Milinkiewicz był przed wyborami przedstawicielem tej grupy, uważa, że zmiany na Białorusi nastąpią ewolucyjnie, że Łukaszenka jest w tym momencie obrońcą interesów i niezależności Białorusi i od Rosji, trzeba go wspierać. Nazywamy ją opozycją umiarkowaną. Jest radykalna część opozycji, to jest część BNF, to jest Niaklajeu, Sannikau, Romańczuk, którzy występują przeciw jakiejkolwiek współpracy z Łukaszenka. Ten podział jest też w organizacjach pozarządowych – część jest za współpracą z reżimem, część przeciw. Uważam, że należy zostawić to tak, jak jest. Nie warto łączyć wszystkich razem, kiedy mamy różne cele i różne strategie. Trzeba to zrozumieć, powinni zjednoczyć się ci, którzy występują przeciwko.
Są różnice w poglądach – np. komuniści opowiadają się za lepszymi relacjami z Rosją i pozostawieniem gospodarki pod większą kontrolą państwa. Uważam jednak, że nie ma sensu się dzielić, że dopiero później kiedy dostaniemy się do parlamentu, będziemy rozmawiać o relacjach z NATO, z Rosją. Najpierw trzeba obalić Łukaszenkę.
Przejście do gospodarki rynkowej, jest zapewne przesądzone. Ja potem chętnie wspieram wejście na rynek białoruski Polski, UE, USA w przeciwieństwie do Rosji. Pod kontrolą państwa mogłaby zostać sfera energetyczna, transportowa, tyle wystarczy. Wszystko inne musi być sprzedane, w formie otwartych przetargów.
Powiedziałeś, że Białoruś ma fantastyczne możliwości. A wiele osób nie wierzy w to, że na Białorusi może się coś zmienić.
Dalsze wydarzenie na Bialorusi widzę tak: narastanie nastrojów protestu w społeczeństwie i otoczeniu Łukaszenki. Możliwy jest przewrót wewnętrzny. Urzędnicy muszą zrozumieć, że nie jest jedynym gwarantem ich kariery. Potem obalenie Łukaszenki.
Do tego nie wystarczy już nawet 100 tys. ludzi na placu. Konflikt musi być w jego otoczeniu, a będzie, bo on coraz mniej ufa współpracownikom, a tylko swojej rodzinie (ma trzech synów). Muszą być wolne wybory. Musi być powrót do flagi biało-czerwono-białej i herbu Pogoni. Język białoruski będzie jedynym językiem narodowym, bez rosyjskiego. Reforma konstytucyjna: parlament jako główny element państwa, prezydent funkcje reprezentatywne. Przejście do rynkowej gospodarki. Wstęp do UE, do WTO, do NATO.W parlamencie będą dalsze dyskusje o rozwoju kraju. Mam nadzieję, że Białoruś w ciągu kilku lat stanie się częścią Europy, europejskiej cywilizacji. Nawet jeśli później za 5 lat opozycja przegra, to już nie będzie można anulować tych zmian.
Parę dni temu wyszedłeś z więzienia, byłeś przesłuchiwany przez KGB.
- Zostałem zatrzymany w środę 29 grudnia, dziesięć dni po manifestacji 19 grudnia. Przez 5-6 dni chowałem się przed milicją, bo wiedziałem, że mnie szukają. Zapewne namierzono moją komórkę. Wepchnięto mnie do samochodu bez numerów rejestracyjnych, zawieziono najpierw do KGB, potem na milicję do rejonu moskiewskiego. Kazali mi wyłączyć telefon i w czasie, gdy ją wyłączałem, zdążyłem powiedzieć ojcu tylko jedno słowo – „w moskiewskim”. Mama z tatą przyjechali szybko na milicję, potem do sądu.
W więzieniu są bardzo złe warunki. Od lat 70-80 nie było tam żadnego remontu. Cele są różnych rozmiarów od 6 m kw. do 20, trzymają tam od 5-6 do 25 osób. Po tych wyborach wszystkie więzienia w Mińsku były zapełnione, był tłok. Niemożliwe było, by wszyscy mogli spać naraz. Jedni więc czytali, inni spali. To jest trudna próba. Nie ma gorącej wody, tylko zimna, brudna, nie można jej pić. Kibel stoi zaraz przy scenie – scena to jest takie duże łoże, ma którym wszyscy śpią, drewniane, pomalowane na brunatno. Okna są zabudowane cegłą, i tylko przez mały otwór można zobaczyć, czy jest dzień, czy noc. Zabierają wszystkie rzeczy, zegarek, zostawiają cię w ubraniu, w którym się aresztowano. Można przekazać tylko wodę lub sok, ciepłe rzeczy, żadnych notatników. Siedzieliśmy w pełnej izolacji. Wiele osób spędziło święta i sylwester w celi. Nie wiedzieli, co się dzieje na wolności, czy Łukaszenka jeszcze jest przy władzy? Gdy przyszliśmy, pytali nas o najnowsze wiadomości.
Znacznie gorsze warunki są w więzieniach KGB – osoby, które tam są przetrzymywane mówią dziwne rzeczy przed kamerami telewizji państwowej, że Łukaszenka nie jest winny pacyfikacji itd. Stąd myślimy, że są torturowani i szantażowani. Żona Alesia Michalewicza, która miała przyjechać do Warszawy na konferencję do polskiego Sejmu, dostała telefon od męża. Z więzienia KGB prosił, by tam nie jechała, bo będzie miał duże problemy.
To wszystko wskazuje, że na Białorusi buduje się totalitarne państwo. Kilka lat temu był to jeszcze autorytaryzm. W więzieniu mówiliśmy, że powraca do nas 1937 roku.
Trwa atak na opozycję, niezależne media. W domach dziennikarzy i redakcjach są przeszukania, władza zabiera komputery, sprzęt elektroniczny. Prasa reżimowa opublikowała rzekome rozmowy przez Skype opozycjonistów z polskimi politykami, działaczami, rzekome szczegóły finansowania kampanii Sannikaua, Niaklajeua.
Widziałem straszne rzeczy, które śnią mi się noc. Na manifestacji bito kobiety, były zakrwawione. Matka leżała 50 metrów ode mnie, pod butami funkcjonariuszy, broniła inną dziewczynę. Nie mogłem do niej podejść, bo odgradzał ją kordon. Mojego kolegę wyrzucili z pracy, a on ma dwójkę małych dzieci, 2 i 3 lata. Nie ma czym zapłacić za mieszkanie.
Bardzo potrzebna nam jest pomoc, z zewnątrz. Musi to być najpierw pomoc moralna. Białorusini, którzy zostali sami ze swoimi problemami, muszą czuć wsparcie z zewnątrz. Oczekujemy od polityków, z krajów sojuszniczych, zdecydowanej polityki, żadnej współpracy, mocne sankcje, pomoc tym, którzy cierpią.
Z Franakiem Wiaczorką, opozycjonistą białoruskim rozmawiała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl