Unia Europejska nie zgodziła się na ukaranie sankcjami białoruskich biznesmenów, wspierających finansowo reżim Aleksandra Łukaszenki. Powodem jest sprzeciw Słowenii, która broniła jednego z oligarchów białoruskich - Jurego Czyża, z którym prowadzi interesy. Wpisanie go na tak zwaną „czarną listę” oznaczałoby zakaz wjazdu na teren Unii i zamrożenie aktywów finansowych w europejskich bankach.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski nie krył poirytowania i krytycznego stanowiska wobec decyzji władz w Lublanie. - To jest smutne dla Unii Europejskiej, gdyż interesy ekonomiczne jednego z członków Unii okazały się ważniejsze niż potrzeba wpłynięcia na władze prezydenta Łukaszenki na rzecz zwolnienia więźniów politycznych - powiedział Radosław Sikorski po posiedzeniu unijnych ministrów spraw zagranicznych w Brukseli.
Białoruski biznesmen podpisał między innymi kontrakt z jedną ze słoweńskich firm na budowę luksusowego hotelu Kempiński w Mińsku. - Mam nadzieję, że przyszli goście hotelu Kempiński będą pamiętać o tym, jak długo niektórzy będą musieli siedzieć w więzieniu po to, żeby oni mogli w tym hotelu mieszkać - skomentował minister Sikorski.
Szef polskiej dyplomacji przyznał, że kraje członkowskie walczą o własne interesy w Unii, ale w tej sprawie granice zostały przekroczone. - Interes ekonomiczny to raz, a ludzie, którzy są represjonowani i maltretowani w więzieniach, to dwa. Ja uważam, że są granice walki o interes ekonomiczny - dodał minister.
Zatem unijni szefowie dyplomacji objęli sankcjami tylko sędziów i policjantów łamiących prawa człowieka i prześladujących opozycję. A jeśli chodzi o biznesmenów, to powrócą do sprawy w przyszłym miesiącu.
IAR, agkm