W odpowiedzi na pogarszającą się sytuację praw człowieka na Białorusi dyplomaci unijnych państw pracują nad nowymi sankcjami ekonomicznymi wobec wspierających reżim Aleksandra Łukaszenki biznesmenów i ich firm. Decyzji oczekuje się w piątek na posiedzeniu szefów dyplomacji, o ile będzie jednomyślność. W lutym zawetowała taką decyzję Słowenia, wspierana przez Łotwę.
Jak ocenił w rozmowie z PAP dyplomata z państwa UE, przygotowany na piątek projekt porozumienia to "zgniły kompromis". - Wielu dyplomatów jest nim zniesmaczonych - powiedział. Z sankcji wyłączone mają być bowiem cztery firmy współpracujące z Łotwą i Słowenią, co jest ich warunkiem na zaaprobowanie sankcji. Projekt przewiduje m.in. objęcie sankcjami trzech biznesmenów i ich firmy. Są to białoruski oligarcha i prezes klubu piłki nożnej Dynamo Mińsk Jury Czyż - w lutym na zastosowanie wobec niego sankcji (zakaz wjazdu i zamrożenie aktywów) nie zgodziły się Słowenia i Łotwa, z którymi robi on interesy.
fot. Parlament Europejski
Zgodnie z kompromisem z sankcji w postaci zamrożenia aktywów wyłączone zostaną aż cztery firmy Czyża: trzy, które współpracują z łotewskimi firmami oraz jedna powiązana ze słoweńską Riko Group - ta ostatnia działa na Białorusi od 2000 r., pomaga Czyżowi m.in. w budowie hotelu Kempinski w Mińsku, wartej 57 mln dolarów.
Protestują Wielka Brytania i Francja. - Nie chcą tworzyć precedensu w postaci jakichś wyjątków. Bo potem inny kraj zażąda tego samego, jeśli będą decydowane kolejne sankcje wobec Syrii czy Iranu - wyjaśnił anonimowy dyplomata. Spodziewa się on jednak, że ostatecznie i Londyn i Paryż ustąpią, bo Słowenia i Łotwa zadeklarowały, że tylko pod takim warunkiem zaaprobują sankcje.
fot. Parlament Europejski
Sankcjami mają być objęte również firmy biznesmena i gospodarczego doradcy Łukaszenki, Uładzimira Piefcieua, drugiego po Łukaszence najbogatszego człowieka na Białorusi. W czerwcu UE objęła go zakazem wizowym i zamroziła aktywa trzem jego firmom: produkującej broń firmie Biełtiecheksport, która handlowała m.in. z reżimem libijskiego przywódcy Muammara Kafdafiego, hazardowej Sport-Pari oraz telekomunikacyjnej Biełtieliekom. Portal Euobserver.com napisał we wtorek, że Pieftieu wynajął litewską firmę prawniczą i odwołał się do Trybunału UE w Luksemburgu przeciwko decyzji o objęciu go sankcjami oraz miał wyznaczyć nagrodę w wysokości 1 mln dolarów temu, kto pomoże mu zniknąć z unijnej "czarnej listy".
Jeden z dyplomatów UE skomentował, że Słowenia czy Łotwa, są niechętne sankcjom, bo "utrata dla dużego kraju kontraktu wartego 50 mln euro to nie jest tak duży problem jak dla małego kraju".
W poniedziałek także litewscy przedsiębiorcy zaapelowali do swego rządu o powściągliwość w decyzjach ws. sankcji gospodarczych. Szacują, że mogą one kosztować Litwę łącznie nawet 7 mld litów (około 8 mld złotych). Boją się głównie utraty dochodów, gdyby zablokowano przepływ towarów z Białorusią, które stanowią 40 proc. ładunków portu w Kłajpedzie. Jednak rząd Litwy na razie nie sygnalizował otwarcie na spotkaniach, że będzie przeciwko sankcjom ekonomicznym wobec Białorusi. Dyplomaci tłumaczą zresztą, że sankcje nie obejmą towarów, tylko firmy, a więc nie można mówić, że handel w litewskim porcie zostanie wstrzymany.
Sankcje ekonomiczne wobec Białorusi były zapowiadane już w lutym. Dyplomaci w UE nie łączą prac nad nowymi sankcjami ekonomicznymi z egzekucją skazanych na śmierć Dźmitryja Kanawałaua i Uładzisłaua Kawalioua za zamachy w mińskim metrze. UE potępiła jednak stanowczo egzekucje.
Nadal nie zapadła decyzja w sprawie powrotu ambasadorów państw UE na Białoruś. Otoczenie Catherine Ashton zapewnia, że choć decyzja należy do kompetencji narodowych, to będzie "skoordynowana". Panuje przekonanie, że ambasadorzy "powinni pozostać jeszcze trochę na konsultacjach."
PAP, agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś