Zakaz wjazdu do Europy dla 150 urzędników? Wszyscy się śmialiśmy. Przecież oni nigdzie nie jeżdżą - mówi Franak Wiaczorka w wywiadzie dla Polskiego Radia 24, internetowego kanału Polskiego Radia.
Więcej informacji na temat Białorusi: Raport Białoruś
Wywiad z Franciszkiem Wiaczorką w Polskim Radiu 24 - internetowej rozgłośni Polskiego Radia: posłuchaj (ikona megagfonu w ramce obok)
Mam 22 lata, kilka razy siedziałem w areszcie i 50-60 razy byłem zatrzymywany przez milicję. Ostatnio spędziłem sylwestra w więzieniu - mówi Franciszak Wiaczorka w rozmowie z Michałem Chomyszynem z Polskiego Radia 24. – Było bardzo zimno. W celi było jednak dużo opozycjonistów. Wytrzymaliśmy – mówi Franak Wiaczorka: - Zdecydowaliśmy się nie wyróźniać tego dnia. Żartowaliśmy tylko, że obudzimy się rano w 1937 roku. To co się działo przypomniało polityczne procesy Józefa Stalina na Białorusi.
Samochody bez tablic i ludzie bez legitymacji
Franak Wiaczorka mówił, że przyjechał nieco później na manifestację 19 grudnia, bo był jednym z obserwatorów wyborów w lokalach. W jego komisji Aleksander Łukaszenki dostał około 37 procent głosów. Młody opozycjonista dotarł na wiec akurat, kiedy do akcji wkroczyły oddziały specjalne. Został pobity pałką ale zdołał uciec. Zatrzymano go dopiero dziewięć dni później - na ulicy, podeszli do niego ludzie bez mundurów, którzy się nie wylegitymowali. Podjechał samochód wojskowy, łazik bez numerów. - Tak zawsze zatrzymują politycznych: przez ludzi w cywilu – tłumaczy opozycjonista. – Oni zakazują nawet ze sobą rozmawiać. Przypuszczam, że to służba bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Dostali niedawno nieograniczone uprawnienia – wyjaśnia.
20-letni więźniowie polityczni
Kilka dni temu inny opozycjonista, były kandydat na prezydenta, Aleś Michalewicz wyszedł z więzienia i ogłosił, że go torturowano. Jego słowa potwierdzają inne osoby. Nie wiadomo, jak obchodzono się z resztą więźniów. - Wśród nich były osoby bardzo młode, w tym zaledwie 20-letnia działaczka Nastia Pałażanka – zauważa Franak Wiaczorka. Obecnie toczą się procesy przeciwko kilkudziesięciu opozycjonistom, zagrożone wieloletnim więzieniem, co działaczom na Białorusi tym bardziej przywodzi na myśl stalinowskie procesy przeciwko inteligencji narodowo-demokratycznej z 1937 roku.
Bez pieniędzy wszystko się posypie
Czy Europa może pomóc w tej sytuacji? Sankcje nakładane przez Europę są według Franaka Wiaczorki gestem solidarności, deklaracją wsparcia, ale nie są skuteczne. - Zakaz wjazdu do Europy dla 150 urzędników nie będzie działał. Ci ludzie i tak nie jeżdżą do Europy – podkreśla. - Tylko gospodarcze sankcje przeciwko przedsiębiorstwom związanym z rodziną Łukaszenki. Chodzi o przemysł związany z ropą naftową, bo z zysków z tych przedsiębiorstw utrzymuje się aparat łukaszenki i służby specjalne. Bez tych pieniędzy wszystko się posypie – mówi Franak Wiaczorka.
Sponsor Białorusi
Franciszak Wiaczorka mówi, że Rosja nadal jest głównym „sponsorem” gospodarki białoruskiej, coraz bardziej związuje się z rosyjską. By to zmienić, konieczna jest w jego ocenie zmiana władzy. Dlatego sankcje powinny być tak zaprojektowane, by uderzyć nie w gospodarkę, nie w ludzi, ale w przedsiębiorstwa utrzymujące aparat władzy. Dodaje, że Białorusini obecnie zarabiają bardzo mało: na wsi 100-150 dolarów, w mieście 300-350 dolarów. Jednak umieją "kombinować", uprawiają warzywa i jakoś wiążą koniec z końcem.
Pocztówka na Białoruś
Jak Polska może pomóc zwykłym Białorusinom? Franak Wiaczorka mówi, że bardzo ważne są kontakty między zwykłymi ludźmi, między studentami, związkami zawodowymi. Istotne są akcje solidarności z więźniami, można na przykład wysyłać do nich kartki. - Jest zawsze ważne, żeby ludzie nie czuli się sami – mówi Franak.
"Drogi Sasza puść nas na Białoruś, kocham cię bardzo"
Media informowały ostatnio o czarnej liście białoruskich artystów. Białoruskie władze mają na liście zakazanych, niepożądanych artystów. - Na przykład ostatnio pojawili się tam kolejni artyści z Rosji, z Białorusi, którzy wypowiadali się bardzo negatywnie o Łukaszence. Niektórzy nie mogą przyjechać na Białoruś, na przykład rosyjski zespół Tarakany. Napisał więc piosenkę: "Drogi Sasza puść nas na Białoruś, kocham cię bardzo".
Niektóre hollywoodzkie gwiazdy też nie są mile widziane. Tak samo jak poezja Uładzimira Niaklajeua, jego książki zniknęły z księgarni.
Porwany do wojska
Franciszak Wiaczorka przeszedł trudne chwile w wojsku. Zabrano go tam przemocą, mimo że stan zdrowia nie pozwala mu na służbę wojskową. W koszarach karano go, że to że mówił po rosyjsku, nie po białorusku. – Dostałem trzy dni aresztu, za to że nie wykonywałem rozkazu - mówi. - Na końcu udowodniłem, że mój pobór do wojska był nielegalny - zaznacza (lekarze przekonali się o tym trzy miesiące przed końcem półtorarocznej służby, stan zdrowia Franak Wiaczorki nie pozwalał mu na pobyt w wojsku, co wcześniej każdemu było wiadomo). - Zobaczyłem jednak od środka, jak wygląda system Łukaszenki. W wojsku są na przykład "dziadki", które wykonują rozkazy oficera ideologicznego, zampalita, to takie KGB, choć w skali mikro - opowiada.
Białoruskie szkoły zostały zrusyfikowane. - Od języka wszystko się zaczyna. W końcu jednak wszystko będzie dobrze. Szkoda mi tylko 16 lat tych rządów - mówi Franak Wiaczorka.
Co potem?
- Białoruś musi wstąpić do NATO, Światowej Organizacji Handlu, wierzę w to, że na Białorusi powstanie normalny samorząd, wolny rynek, ludzie przestaną się bać. Chciałbym, żeby w takim kraju żyły moje dzieci - mówi Franak Wiaczorka.
W Polsce bywa często, bo tutaj studiuje - z uczelni białoruskich wyrzucano go wielokrotnie.
Z Franciszkiem Wiaczorką rozmawiał Michał Chomyszyn, Polskie Radio 24 (agkm)