Zacząć od końca
Cała Polska z napięciem oczekiwała na pierwszą filmową wersję ostatniej części sienkiewiczowskiej "Trylogii". Reżyser – Jerzy Hoffman, zdecydował się bowiem zacząć od "Pana Wołodyjowskiego", zamiast pierwszego w kolejności "Ogniem i mieczem". Prawdopodobnie ta część wydała się Hoffmanowi najprostsza do zrealizowania i jako najkrótsza z całej "Trylogii" najłatwiej poddająca się adaptacji.
01:27 Pan Wołodyjowski.mp3 "O rycerzu Rzeczypospolitej". Audycja Sławomira Szofa i Erazma Fethke z cyklu "7 dni w kraju i na świecie". (PR, 30.03.1969)
Razem ze współscenarzystą, pisarzem Jerzym Lutowskim, Hoffman skupił się przede wszystkim na warszawskim wątku romansowym, na historii Azji Tuchajbejowicza i rodziny Nowowiejskich oraz na widowiskowej obronie Kamieńca Podolskiego i honorowej śmierci Wołodyjowskiego z Ketlingiem.
Mimo więc faktu, że - zwłaszcza z perspektywy lat - widać, że "Pan Wołodyjowski" miał być wprawką przed obszerniejszym "Potopem", który reżyser nakręcił w latach 1973 – 1974, to i tak było to bardzo trudne zadanie.
Budżet filmu wynosił 40 milionów złotych, co na tamte czasy było sumą zawrotną, a w charakterze statystów zatrudniono całe oddziały wojska. Dla samego Hoffmana było to wielkie wyzwanie, również dlatego, że był to jego pierwszy film zrealizowany samodzielnie, bez wieloletniego współpracownika Edwarda Skórzewskiego.
Film, z całą pewnością, można uznać za udany, o czym świadczy choćby sukces frekwencyjny. Na "Pana Wołodyjowskiego" do kin poszło 11 milionów Polaków. Przede wszystkim jednak - do dziś - film bardzo dobrze się ogląda. Jest to zasługa co najmniej kilku elementów.
Wierność autorowi
Po pierwsze scenariusz - choć może nieco zbyt epizodyczny, jak na standardy dzisiejszego kina wojennego - generalnie sprawdził się bardzo dobrze. Sprawnie i z werwą prowadzi widzów przez historię, przede wszystkim jednak zachowuje sienkiewiczowskiego ducha powieści. Mimo licznych, koniecznych w końcu skrótów, widać, że twórcom na każdym etapie pracy przyświecała idea wierności wobec autora powieści.
17:42 Pan Wołodyjowski 2.mp3 "Pan Wołodyjowski - bohater naszej młodości". Audycja Anny Retmaniak z cyklu "Konfrontacje". (PR, 12.04.1969)
Z całą pewnością realizacja tego celu nie byłaby możliwa, gdyby Hoffmanowi nie udało się zgromadzić tak wybitnej obsady. Zawdzięczamy to przede wszystkim uporowi reżysera. Tadeusz Łomnicki długo bowiem nie chciał zgodzić się na przyjęcie roli tytułowej. Czuł, że będzie to zadanie trudne, a do tego - ponieważ był związany przede wszystkim z teatrem - miał poczucie, że w kinie trudniej mu będzie zaprezentować wszystkie swoje atuty. Miał się czego obawiać, ponieważ jako aktor, który miał w Polsce status najwybitniejszego, przy ewentualnej porażce (i to w tak ważnej dla Polaków ekranizacji) mógłby stracić wiele.
Upór Hoffmana
Jerzy Hoffman jednak tak długo namawiał kręcącego nosem Łomnickiego, aż ten w końcu uległ. Ponieważ jednak był perfekcjonistą, przez pół roku szlifował umiejętność jazdy konnej, a przez rok pobierał lekcje szermierki u trzykrotnego mistrza świata, szablisty, Andrzeja Piątkowskiego.
Obsadzenie Łomnickiego okazało się strzałem w dziesiątkę. Tak sugestywnie wcielił się w postać Michała Wołodyjowskiego, że w powszechnej świadomości Łomnicki w pierwszej kolejności jest kojarzony z tą postacią. Dzięki lekcjom Piątkowskiego aktor był też przekonujący jako "pierwsza szabla Rzeczpospolitej".
Na ekranie Łomnickiemu towarzyszą aktorzy, którzy podobnie jak on stworzyli wybitne kreacje. Barwną postać Onufrego Zagłoby ze swadą zagrał Mieczysław Pawlikowski, którego do dziś uznaje się za najlepszego Zagłobę spośród wszystkich trzech ekranizacji kolejnych części "Trylogii". Wybitne role stworzyli też Magdalena Zawadzka (jako Basia Jeziorkowska), Barbara Brylska (jako Krzysia Drohojowska), Jan Nowicki (jako Ketling) czy Hanka Bielicka (jako stolnikowa Makowiecka).
Plastyczny obraz XVII wieku
Równie ważna, co gra aktorów, w przenoszeniu na ekran sienkiewiczowskiego ducha, okazała się warstwa wizualna, która musiała przecież zastąpić narrację wybitnego pisarza. Realizatorzy w składzie Jerzy Lipman (zdjęcia), Jerzy Groszang (scenografia), Wojciech Krzysztofiak (scenografia) i Lech Zahorski (kostiumy) pod kierunkiem reżysera stworzyli świat, który był wiarygodny ale przede wszystkim budził emocje.
W filmie nie brak widowiskowych scen, zapierających dech krajobrazów czy szlacheckich twierdz. Udało się to mimo faktu, że ogromną większość zdjęć kręcono nie w oryginalnych lokacjach na Ukrainie, ale w Polsce. Nawet Kamieniec Podolski wybudowano "na nowo" w Chęcinach, tak samo z resztą jak Raszków czy fortyfikację Chreptiowską.
Przeczytaj również:
Trudny rok 1968
Marzec 1968. Serwis specjalny
Większość zdjęć do filmu powstawała w 1968 roku, który był bardzo burzliwy w kontekście politycznym, co niestety mocno dało się twórcom we znaki. Po pierwsze, pewnego dnia spory oddział wojska, oddelegowany do pełnienia funkcji statystów w scenach bitewnych, opuścił plan filmu, aby udać się do Czechosłowacji, w związku z operacją "Dunaj".
Po drugie sam Jerzy Hoffman, jako osoba o żydowskich korzeniach doświadczał w czasie pracy nad filmem licznych szykan ze strony władzy. Wielokrotnie był wzywany na całonocne przesłuchania, po których często jechał bezpośrednio na plan zdjęciowy. Funkcjonariusze próbowali zmusić go w ten sposób do wyjazdu za granicę, na co Hoffman się jednak nie zdecydował.
Udana realizacja historii małego rycerza, umożliwiła reżyserowi realizację "Potopu", a 30 lat później, już w wolnej Polsce, pierwszej części Trylogii – "Ogniem i mieczem". Sienkiewiczowski tryptyk pozostanie na pewno najważniejszym dziełem Hoffmana, a role w "Panu Wołodyjowskim" bez wątpienia największym filmowym osiągnięciem Tadeusza Łomnickiego czy Magdaleny Zawadzkiej.
az