"MAMA - dwie litery: M - jak Macierzyństwo, Mistyka i Melancholia; A - jak Autobiografia, Apokryf, Acedia" - czytamy w książce Joanny Mueller. – Wszystko zaczęło się chyba od tego pierwszego "M", czyli melancholii, ale też "M" jak "Miłość" – powiedziała półżartem aktorka. – To było jakieś 10 lat temu. Nie przeczuwałam jeszcze, w którą stronę to pójdzie. W pierwszym rozdziale Macierzyństwo jeszcze nawet nie kiełkowało. Wtedy zaczęła się przygoda z Epifanią i Maligną, bohaterką tej książki, która w jakiś sposób była jedną z kolejnych mnie – mówiła.
"Epifania" to jedno z kilku imion narratorki, które pojawia się w książce obok m.in. "Apokryfki". – Lubię bawić się takimi nazwami, wymyślać imiona – wyznała Joanna Mueller. – To różne wychodzące ze mnie matrioszki. Epifania to bohaterka mistyczna, która później staje się Apokryfką, zakłada gniazdo w domu i zaczyna mieć w nim dzieci – dodała.
– Pierwsze teksty pisane były jeszcze na studiach doktoranckich. Brały się one z fascynacji pisarstwem Marka Bieńczyka, jego eseistyką i melancholią, a także z moich osobistych fascynacji mistyką, wtedy jeszcze nie tylko kobiecą – opowiadała poetka. – Co ważne, u wszystkich mistyków melancholia splata się z mistyką. To jest nierozdzielne – powiedziała.
Te dwie ważne na początku książki sfery myśli i życia zostają później wyparte przez macierzyństwo. – Gdy rodzą się dzieci, na mistykę nie ma już czasu – mówiła Joanna Mueller. – Nie ma czasu na długą kontemplację w samotnej celi, z białą ścianą i swoimi wizjami. Nie ma czasu na tzw. ogołocenie mistyczne. Dzieci zawsze czegoś chcą, zawsze jest coś do zrobienia. Zaczęłam więc szukać zawieszeń mistycznych w doświadczeniu macierzyńskim. Ono jest bardzo cielesne, związane z ciążą, przeżyciem porodu, z jednej strony fizjologicznym, z drugiej wyrzucającym w zaświaty – opowiadała.
Więcej w nagraniu audycji "Notatnik Dwójki", którą prowadziła Katarzyna Hagmajer-Kwiatek.
mc/bch