Zwycięzca Warszawskiego Festiwalu Filmowego oraz rewelacja ostatniego Festiwalu w Cannes to najbardziej ekscentryczny, dowcipny, a zarazem głęboki intelektualnie film muzyczny od czasów słynnego "Tańcząc w ciemnościach" Larsa von Triera. W obrazie Olego Simonssona i Johannesa Stjärne Nilssona perkusiści-terroryści sieją chaos, napadając na banki, szpitale oraz place budowy, z których porywają nie tylko najróżniejsze maszyny, ale także ludzi, aby wygrywać na nich szalone rytmy. Jak sami twierdzą "chodzi im tylko o muzykę"...
Więcej o filmie "Nieściszalni" dowiesz się w radiowym serwisie Kultura.
Bohaterami "Nieściszalnych" nie przez przypadek stali się właśnie perkusiści - w klasycznym światku kojących harmonii reprezentujący domenę hałasu oraz nieokiełznanego, pierwotnego rytmu. Jednym słowem: chaosu. Jeden z terrorystów trafia do muzycznej bojówki prosto z orkiestry filharmonicznej, z której wydalono go za wykonanie brawurowej solówki zamiast łagodnego akcentu, zaplanowanego przez poczciwego Haydna. Perkusja stała się więc jednym z ulubionym instrumentów awangardowych kompozytorów już na początku XX stulecia. "Ionisation" - opus magnum amerykańskiego rewolucjonisty Edgara Varèse'a - było pierwszym utworem, w którym śpiewne smyczki i dostojna sekcja dęta zostały całkowicie wyparte przez krzykliwą baterię:
"Ionisation" powstało w 1931 roku, ale brutalnej siły tego utworu nie powstydziliby się Nieściszalni A.D. 2011. Varèse wprowadził do swojego niezwykłego zespołu m.in. syrenę; jego filmowi spadkobiercy sięgają chętnie po maszyny budowlane, sprzęt medyczny oraz instalacje wysokiego napięcia. Ale nie gardzą też metronomem: urządzeniem do pomiaru muzycznego tempa staje się ich sygnaturą, którą oznaczają kolejne miejsca dźwiękowych zbrodni. Ciekawe, czy zainspirował ich do tego Węgier György Ligeti, który już w 1962 roku skomponował swój "Poemat symfoniczny" na 100 zdesynchronizowanych metronomów:
Czy to jeszcze muzyka? Zaskakującej odpowiedzi na to pytanie udzielił bodaj najsłynniejszy muzyczny eksperymentator, John Cage. Amerykanin powiedział kiedyś "Wszystko jest muzyką" i od tej pory komponował dosłownie na wszystko: urządzenia introligatorskie, gramofony, radioodbiorniki. Chyba najbardziej "familijnym" utworem w dorobku Cage'a pozostaje "Living Room Music" (1940), który wykonywać należy na dowolnych przedmiotach znalezionych w zwyczajnym pokoju:
Eksperymenty klasyków awangardy rozgrywały się często w zaciszu loftów czy elitarnych galerii sztuki, więc nie miały potencjału masowego oddziaływania. "Nieściszalnych" więcej łączy z twórcami rocka industrialnego czy muzyki noise, którzy nie unikali epatowania cywilizacyjnym hałasem także w przestrzeniach publicznych. Jedną z najbardziej spektakularnych scen filmu stanowi dźwiękowy atak na miejską filharmonie, przeprowadzony przy użyciu gigantycznych koparek oraz młotów pneumatycznych. Jako żywo przypomina to jeden z wczesnych występów niemieckiej grupy Einstürzende Neubauten:
"Nieściszalni" twierdzą, że "chodzi im tylko o muzykę". Jednakże ich koncerty podważają ustalony ład społeczny i prawny, z premedytacją naruszając granice prywatności oraz intymności słuchaczy. Radykalny przykład stanowi koncert na sprzęt medyczny, wykres EKG oraz ciało uśpionego pacjenta, dla którego kończy się to nieomal śmiercią. Tego zagrożenia obawiać nie musi się raczej wykonawca "Music For Solo Performer" Alvina Luciera. Z drugiej strony utwór budzi pewien niepokój, jako że amerykański kompozytor niemal dosłownie grzebie w umyśle muzyka. W trakcie koncertu fale mózgowe tegoż przetwarzane są na impulsy elektryczne, które z kolei pobudzają rozmieszczone w sali instrumenty perkusyjne:
Ale wywrotowa muzyka wcale nie musi być wyrafinowana konceptualnie, skomplikowna czy hałaśliwa. Nie mniej prowokacyjne bywają pojedyncze dźwięki, snujące się na granicy ciszy. Chyba to między innymi sprawia, że ścigający "Nieściszalnych" detektyw Warnebring przechodzi powoli na ich stronę. Policjant o wymownym imieniu Amadeusz jest potomkiem wybitnego muzycznego rodu, któremu niestety słoń nadepnął na ucho. Sposobem na pokonanie kompleksów i osiągnięcie upragnionej ciszy staje się dlań własna kompozycja - cóż z tego, że złożona z zaledwie z dwóch nut i wykorzystująca dosyć monotonne brzmienie uderzanych przewodów wysokiego napięcia. Ciekawe, czy Warnebringowi przypadłaby do gustu "Music On A Long Thin Wire" Alvina Luciera, czyli - zgodnie z tytułem - studium wzmocnionych drgań długiego, cienkiego kabla?
Czy muzyka może zmienić świat, a przynajmniej życie jednego człowieka? Historia Amadeusza Warnebringa potwierdza tę ryzykowną tezę, stając się jednocześnie uwieńczeniem misji Nieściszalnych, którzy nie ukrywają swych anarchistyczno-lewackich skłonności ("faszysta" to najczęściej padająca z ich ust obelga). Podobne aspiracje towarzyszyły zresztą wielu klasykom kontrkulturowo zorientowanej awangardy. Jednym z najbardziej radykalnych był Brytyjczyk Cornelius Cardew. Pionier muzycznego minimalizmu oraz swobodnej improwizacji niemal całkowicie zniknął z oficjalnego życia kulturalnego na początku siódmej dekady. Wówczas to zaczął krytykować europejską i amerykańską awangardę za przesublimowanie i obojętność wobec problemów współczesnego świata. Prawdziwy skandal wywołał jego artykuł pod znaczącym tytułem "Stockhausen służy imperializmowi". Owładnięty marksistowską ideologią kompozytor porzucił w końcu muzykę i stał się jednym z najważniejszych aktywistów radykalnej brytyjskiej lewicy. Zginął w grudniu 1981 roku w niewyjaśnionych okolicznościach...
Zanim do tego doszło zdążył jednak skomponować między innymi monumentalne "The Great Learning". Pięciogodzinne dzieło na nieszkolone głosy, kamienie i przedmioty codziennego użytku napisane zostało dla Scratch Orchestra - zespołu złożonego niemal wyłącznie z amatorów, którzy na przełomie lat 60. i 70. przemierzali angielską prowincję, prezentując swój niezwykły muzyczny spektakl. Być może w życiu niejednego z nich Cornelius Cardew miał tę samą rolę, którą Nieściszalni odegrali w życiu Warnebringa...
Poniżej reportaż z zeszłorocznego, polskiego wykonania "The Great Learning":