Był on bowiem nie tylko kompozytorem, ale prawdopodobnie także śpiewakiem-kastratem, ksiądzem, sprytnym dyplomatą i niewykluczone, że także szpiegiem w służbie Watykanu na dworach niemieckich. Wraz z albumem "Mission” (I Barocchisti i Diego Fasolis) Bartoli pojawiła się powieść "The Jewels of Paradise” Donny Leon, której bohaterem jest właśnie Agostino Steffani.
- Nazwisko Steffaniego pojawiało się dosyć często, zwłaszcza przy okazji moich różnych projektów barokowych. (…) Steffani pojawiał się to tu, to tam, ale prawdę mówić, jego nazwisko niewiele mi mówiło. Zadałam więc sobie pytanie, a kto to jest Stefani? Powoli zaczęłam się nim interesować, jak się okazało, był on bardzo często cytowany, ale jego muzyka nie była w ogóle znana – tłumaczyła Cecilia Bartoli.
Na swojej płycie śpiewaczka chciała zaprezentować przemiany, jakie zaszły w muzyce końca XVII początków XVIII wieku. Dlatego zainteresowała się Steffanim i jego muzyką, odnajdywała jego dzieła w bibliotekach w Londynie i we Wiedniu. Gdy otrzymałam nuty – powiedziała tylko – "to przecież geniusz, to młody Handel!”.
Cecilia Bartoli przekonuje, że jego muzyka to pomost pomiędzy Monteverdim a Vivaldim, w tym samym czasie słychać tam też Lully’ego, którego Steffani spotkał.
- U Steffaniego mamy tańce, odnajdziemy też ten specyficzny zapach muzyki renesansowej, ale skierowanej w stronę baroku, który był wtedy uważany za bardzo nowoczesny – zauważyła włoska śpiewaczka.
Cecilia Bartoli zaznaczyła, że prawdziwą siłą kompozytora nie była wirtuozeria, ale miękkość w ariach w tempie lento, w lamentach.
Audycję prowadził Jacek Hawryluk.