Ulubieniec kobiet, wielbiciel dobrego jedzenia, znakomity artysta estradowy i doskonały aktor filmowy, wykonawca piosenek, które dziś znamy wszyscy. Eugeniusz Bodo, syn Szwajcara Teodora Junoda i Polki, Jadwigi Anny Doroty Dylewskiej, zajmował się też pisaniem scenariuszy, reżyserią i produkcją filmową. Po wybuchu wojny przeniósł się do Lwowa, gdzie został konferansjerem teatru Tea-Jazz Henryka Warsa - kompozytora większości jego szlagierów.
Dawniejsze kompendia podawały, ze Eugeniusz Bodo zginął z rąk Niemców w 1941 roku. Ryszard Wolański przez lata zbierał informacje dotyczące losów aktora, aż dotarł do wyjaśnienia jego zagadkowej śmierci. Dziś wiadomo, że Bodo zginął w sowieckim łagrze w Kotłasie 7 października 1943 roku.
- Bodo miał nieszczęście, że uwierzył w paszport szwajcarski. Nie chciał śpiewać dłużej w orkiestrze Warsa. Najbardziej zraziła go sytuacja związana z piosenką "Tylko we Lwowie", która była nieformalnym hymnem lwowian. Bodo musiał bowiem wykonywać tę piosenkę z tekstem rosyjskim, nie mającym nic wspólnego z oryginałem.
Bodo postanowił więc opuścić ZSRR, ujawnił swoje obywatelstwo, które miało mu pomóc w wyjeździe do USA. Jako Szwajcar został uznany za szpiega, a w każdym razie element wysoce niebezpieczny i podejrzany. Interwencje ambasady polskiej okazały się nieskuteczne, bowiem Bodo został aresztowany właśnie jako osoba legitymująca się szwajcarskim paszportem. Z tego samego powodu nie objęła Bodo amnestia dla obywateli polskich.
O trudnościach związanych z badaniem ostatnich dni aktora, o pojawiających się i znikających dokumentach opowiadał Ryszard Wolański, autor książki "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań", najnowszej biografii aktora.
Audycję przygotowała Iwona Malinowska.