- W Sudanie Polskę nazywają "Bolandią", a to dlatego, że w arabskim alfabecie nie ma litery "p" - wyjaśniał gość Bartosza Panka. Swoją rozpoznawalność Polacy w tym północnoafrykańskim kraju zawdzięczają polskim archeologom, którzy od wielu lat prowadzą tu swoje wykopaliska. Co więcej reakcje na fakt polskiego pochodzenia są na ogół serdeczne.
- Miałam kiedyś taką sytuację, gdy podczas podróży z parą Austriaków, zatrzymała nas sudańska policja, w celu skontrolowania paszportów. Gdy zobaczyli że jestem z Polski, to od razu oddali dokument, a przypadku Austriaków zastanawiali się, czym ich kraj się różni od Australii i w efekcie zatrzymali nas na około godzinę - wspominała Anna Bytyń-Buchajczyk.
By uniknąć podobnych problemów, w trakcie podróży autobusem, sudańscy współpasażerowie prosil ją o zasłanianie firanki przy oknie. - Tłumaczyli to tym, że gdyby policja zobaczyła białego na pokładzie autobusu, to najprawdopodobniej pojazd zostałby zatrzymany do szczegółowej kontroli. Radzili mi żebym też nie wychylała się na postojach - dodawała
Brak infrastruktury transportowej i przeludnienie w środkach transportu publicznego, ale też konieczność posiadania urzędowych pozwoleń na pobyt w poszczególnych miejscach, przejazd, czy nawet robienie zdjęć, to zdaniem gościa "Słuchaj świata" główne trudności na jakie napotykają turyści odwiedzający Sudan.
Nagrodę za te niedogodności stanowi niezwykła gościnność i otwartość zwykłych Sudańczyków oraz zapierające dech w piersiach pustynno górskie pejzaże tego kraju.
O życiu mieszkańców Sudanu w audycji opowiadał też dokumentalista Maciej Drygas, który przyglądał się ostatnim momentom istnienia Abu Haraz, pustynnej wioski w Północnym Sudanie, która na skutek budowy tamy na Nilu znalazła się pod wodą.
Połączyliśmy się też z korespondentką PAP Julią Prus, mieszkającą w Dżubie, stolicy Sudanu Południowego.